Читать книгу Wakacje w Trzeciej Rzeszy - Julia Boyd - Страница 8
5
PĘTLA SIĘ ZACIEŚNIA
ОглавлениеDo wiosny 1931 roku, jak donosił Rumbold Ministerstwu Spraw Zagranicznych, warunki życia w Niemczech z nędznych stały się opłakane:
Nikt nie ma pieniędzy, cena chleba rośnie, bezrobocie nadal wysokie… Ludzie nie wiedzą, jak przetrwają zimę. Dręczy ich poczucie, że nie mają nic do stracenia ani na co liczyć… Przygnębia ich brak nadziei, który utrudnia zadanie Brüningowi [kanclerzowi w latach 1930–1932]164.
Dotkliwie ucierpiała turystyka; latem 1930 roku kurorty odnotowały trzydziestoprocentowy spadek liczby odwiedzających. Wielki Kryzys spowodował podobne problemy w całej Europie, ale Niemcy ucierpiały bardziej z uwagi na dodatkowe obciążenie w postaci reparacji. Co więcej, postęp w dziedzinie prywatnych środków lokomocji oznaczał, że w miejscach, gdzie goście zostawali niegdyś tydzień, obecnie spędzali tylko kilka godzin. Ale największym zagrożeniem dla tradycyjnej podróży był nagły rozwój zorganizowanej turystyki. Wprawdzie omnibusy (pierwsze autokary wycieczkowe) umożliwiały wizytę w Niemczech większej liczbie ludzi, ale przewożone przez nich grupy wydawały na głowę dużo mniej od pojedynczego turysty. Południowe Niemcy, z licznymi atrakcjami turystycznymi, w tym Bayreuth (gdzie odbywał się festiwal wagnerowski) i Oberammergau ze słynną na cały świat Pasją, ucierpiały mniej niż północ. W Bawarii, jak donosił „Observer”, można było liczyć na „doskonały wikt i niemiecką gościnność w kolorowych domach, za umiarkowaną cenę”, w przeciwieństwie do „tak zwanych weekendowych kurortów w okolicach Berlina, gdzie czasy inflacji odcisnęły swoje nowobogackie piętno”165. Ale mimo że na początku lat trzydziestych napływ zagranicznych turystów zmalał w sposób zauważalny, niemieckie nowatorstwo, zdolności i kultura nadal przyciągały biznesmenów, intelektualistów i naukowców – oraz ekscentryków. „O czwartej zjawił się Eric Gill [brytyjski rzeźbiarz i typograf (1882–1940), związany z ruchem Arts and Crafts, zrzeszającym artystów i rzemieślników w myśl tworzenia sztuki użytkowej]”, zapisał Kessler w dzienniku. „Na dworcu natychmiast zwrócił na siebie uwagę swym niezwykłym odzieniem: pończochami do kolan, czarnym kapturem i jaskrawym szalem”166.
W ambasadzie brytyjskiej z pewnością nie brakowało gości. Większość z nich witano z otwartymi ramionami, innych niekoniecznie. „Mamy się świetnie”, pisała lady Rumbold,
i jesteśmy bardzo zadowoleni z wczorajszego balu, który udał się znakomicie. Ugościliśmy dobrze ponad sześćset osób; to cudowne uczucie uporać się z czymś takim! Nazwałabym to wydarzeniem historycznym, gdyż po raz pierwszy od 1914 roku gościliśmy u siebie oficerów marynarki i piechoty (…). Przyszedł też Edgar Wallace, strasznie pospolity człowiek, o bardzo nieprzyjemnej facjacie. Mimo to ludzie byli zachwyceni, że mogą go poznać167.
Twórca King Konga nie zachwycił lady Rumbold (wydawcy Wallace’a twierdzili, że należy on do czołówki najbardziej poczytnych pisarzy w Anglii), w przeciwieństwie do Amy Johnson, dwudziestosiedmioletniej pilotki, która nie dalej jak rok wcześniej zasłynęła samotnym lotem do Australii swoim Gypsy Moth „Jasonem”. Powitana w Sydney jako „mała kobietka, z której dumne jest całe imperium”, stała się gwiazdą światowego formatu. Pragnąc uciec od presji życia publicznego, pewnego styczniowego wieczoru 1931 roku przybyła z Kolonii do Berlina, skąd miała się udać do Warszawy, Moskwy i wreszcie Pekinu. Na przekór zimie zamierzała pokonać około siedmiu tysięcy kilometrów koleją transsyberyjską, aż do Chin. Rumboldowie uznali to za bez mała misję samobójczą. „Poleciała w przestworza, niczego nie planując”, zanotował z niedowierzaniem sir Horace. „Nie zna żadnego języka prócz własnego, zabrała tylko angielskie funty i żadnych szczegółowych map”168. Szaleństwo przedsięwzięcia Amy obudziło w jego żonie macierzyńskie instynkty:
Taka kochana, maleńka istotka, istne kurczątko, o łagodnym głosie i usposobieniu. Zjawiła się potwornie zmęczona i zmarznięta, gdyż zgubiła się w drodze i półtorej godziny leciała po ciemku. Człowiek ma ochotę obronić ją przed nią samą, wydaje się młodziutka i wzruszająca, ani trochę nie wygląda na herszta, który umie postawić na swoim. Tak ładnie wyglądała w kombinezonie z zielonej skóry, po czym z tyciej walizki wyjęła uroczą, granatową suknię, jedyny strój na przebranie.
Następnego ranka Amy wyruszyła do Warszawy, wziąwszy ze sobą tylko termos z gorącą herbatą i paczkę kanapek, ale za to dostała rosyjski kask podbity kożuchem, prezent od kapelana ambasady. „Mam nadzieję, że wróci”, stwierdziła lady Rumbold169.
Kilka tygodni później, 9 marca 1931 roku, do Berlina przyjechał Charlie Chaplin na promocję swojego najnowszego i najbardziej kasowego filmu niemego, Światła wielkiego miasta. „Twoja matka nie spocznie, póki go nie dopadnie”, napisał Rumbold do Constantii. „Dziś będzie u nas na kolacji, potem idziemy do teatru. Wzbudzimy sensację”170. Nie mylił się. Relację Pathé News z jego przybycia do Berlina opatrzono następującym podpisem: „Królowie mogliby pozazdrościć słynnemu komikowi przyjęcia, jakie zgotowali mu rozentuzjazmowani wielbiciele”. Tysiące ludzi stanęły wzdłuż ulic od dworca Friedrichstrasse aż do hotelu Adlon, gdzie mieszkał w apartamencie królewskim jako gość honorowy. Lecz nie wszyscy byli pokojowo nastawieni. W błędnym przekonaniu, że Chaplin jest Żydem, naziści zebrali się pod Adlonem, aby obrzucić go wyzwiskami, a grupa komunistów zagroziła wybiciem okien, jeśli nie przyjmie ich delegacji171. Nazistowską retorykę podchwyciła wydawana przez Goebbelsa narodowosocjalistyczna gazeta „Der Angriff”, która nazwała go „Żydem Chaplinem”, którego „żydowski wizerunek kinowy odciąga niemiecką młodzież od heroicznego ideału męskiego, niemieckiego Siegfrieda”, podkopując w ten sposób „przyszłość niemieckiej rasy”172. Ataki były tak jadowite, że Chaplin skrócił pobyt w Berlinie i ominęła go premiera filmu.
*
O ile Amerykanie i Brytyjczycy cieszyli się względną sympatią w Niemczech epoki weimarskiej, o tyle Francuzi wręcz przeciwnie. Mało tego, w oczach wielu Niemców plasowali się tuż za Żydami i rządem jako główni sprawcy wszystkich nieszczęść. Dlatego dobrze się składało, że André François-Poncet, ambasador Francji, był człowiekiem o wesołym usposobieniu. Przyjechał do Berlina 21 września 1931 roku, zaledwie tydzień przed swoim premierem Pierre’em Lavalem i ministrem spraw zagranicznych Aristide’em Briandem; była to pierwsza oficjalna wizyta francuskiego męża stanu w Berlinie od czasu Napoleona. Lady Rumbold zauważyła, że wszyscy się denerwowali, ponieważ było jasne, że mimo wysiłków polityków obu stron stosunki między Francją a Niemcami są w dalszym ciągu napięte i ani prasa, ani opinia publiczna nie kwapiły się spuścić z tonu. Po bankiecie w ambasadzie francuskiej „z ulicy dobiegły stłumione odgłosy”, zanotował François-Poncet. „Po wyjściu na balkon ujrzeliśmy niewielką grupę ludzi na placu. Naraz podniósł się krzyk, po francusku. Wydawało nam się, że rozumiemy – Sauvez-nous! Ratujcie nas! Ale Briand, który nadal miał świetny słuch oraz bystry umysł, wyprowadził nas z błędu. Nie, wyjaśnił. Oni krzyczą Sauvez-vous! Wynoście się stąd!”173.
Lady Rumbold też nie była entuzjastką Francuzów:
Wczorajsza kolacja w ambasadzie francuskiej, połączona z degustacją szampana, trochę mnie zmęczyła. Francuski ambasador gada jak najęty, a taktu ma jak na lekarstwo. Z uwagi na obecność dwóch Niemców Horace nie był zachwycony jego komentarzami. Francuzi mają w sobie coś, za czym nie przepadam. Mają zbyt wysokie mniemanie o sobie, jak rozzuchwalone dzieci, którym zanadto folgowano174.
Dwa miesiące wcześniej Ramsay MacDonald – będący obecnie premierem – i minister spraw zagranicznych Arthur Henderson również przybyli do Berlina, ale zgotowano im zupełnie inne przyjęcie. „Tłumy wiwatowały”, napisał z satysfakcją Rumbold. „W tłumie zauważyłem kilku nazistów, którzy unieśli ręce w faszystowskim pozdrowieniu. Na mój widok ktoś krzyknął: Es lebe der englische Botschafter. Hoch! [Niech żyje ambasador brytyjski], a pozostali to podchwycili. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiej reakcji ze strony Niemców”175.
Brytyjscy i francuscy ministrowie odwiedzili Niemcy w okresie chaosu ekonomicznego. Bankructwo banku austriackiego w maju 1931 roku doprowadziło do załamania sytuacji finansowej w całej Europie, potęgując istniejący kryzys. Złe nastroje się nasiliły, co było wodą na młyn faszystów. „W jakich nieprzyjemnych czasach przyszło nam żyć”, pisała lady Rumbold. „Na myśl o zawrotnej kwocie miesięcznej raty, którą mamy zapłacić 1 października, zważywszy na wczorajszy spadek funta, ogarnia mnie ponury nastrój”176. Jak zwykle obwiniała o to Francuzów.
Podróżni, zdani obecnie na łaskę rozchwianych kursów wymiany, często nie mieli pieniędzy na powrót do domu. Nawet zamożni młodzi ludzie pokroju oksfordzkich przyjaciół Tony’ego Rumbolda potrafili zjawić się bez zapowiedzi w ambasadzie, gdyż nie było ich stać na hotel. Tom Mitford studiował prawo niemieckie na berlińskim uniwersytecie. W liście do swojego kuzyna Randolpha Churchilla napisał w listopadzie: „Do ludzi dotarła w końcu powaga sytuacji i przestali szastać pieniędzmi na zbędne przyjemności”. I dodał: „Mógłbyś, jeśli zdołasz, przesłać mi dziesięć funtów, które jesteś mi winien, gdyż boleśnie odczuwam skutki kursu wymiany”177.
Gotówka nie stanowiła jednak problemu dla parlamentarzystki lady (Nancy) Astor i George’a Bernarda Shawa. Mimo odmiennych poglądów politycznych bardzo się przyjaźnili i postanowili spędzić w Berlinie kilka dni w drodze do Moskwy. Lady Rumbold stwierdziła, że G.B.S. to „wykapany Irlandczyk o osobliwie nieodpartym usposobieniu, roziskrzonych niebieskich oczach i chropowatym akcencie!”. Później czytała z rozbawieniem o entuzjastycznym powitaniu, jakie zgotowali mu w Rosji bolszewiccy przyjaciele. Mimo topniejących funduszy Rumboldowie nadal wystawnie podejmowali takich gości, lecz życie poza ambasadą, jak zauważyła lady Rumbold, było sparaliżowane. „Ludzie nie mogą podróżować ani nic kupić, istnieją obawy, że zabraknie żywności. Oczywiście wszyscy denerwują się na wspomnienie czasów inflacji. Wszystko niby wygląda normalnie, ale ludzie chodzą smutni i przygaszeni, a niebo jest szare i przygnębiające”178.
W marcu 1932 roku odbyły się wybory prezydenckie. Było to doniosłe wydarzenie, gdyż w odpowiedzi na postępującą destabilizację rządu władza Hindenburga wzmocniła się w sposób znaczący. Mógł teraz rządzić za pomocą dekretów i dobierać skład rządu wedle własnego uznania. Kilka miesięcy przed wyborami byli na kolacji wydanej przez feldmarszałka, który sprawował urząd prezydenta od siedmiu lat. „Weszłam do jadalni pod rękę z wielkim Hindenburgiem, co było bardzo miłe”, napisała lady Rumbold. „Możliwe, że była to jego ostatnia oficjalna kolacja; kto wie, czy zostanie ponownie wybrany”. Przeciwnikami starszego pana byli Adolf Hitler i przywódca komunistyczny Ernst Thälmann. Koniec końców Hindenburg wygrał znaczną przewagą głosów, ale dla tych, którzy podobnie jak Stephen Spender nienawidzili „wiecznej parady partii politycznych, wojska i policji na ulicach”, Hitler był niepokojąco mocnym kontrkandydatem. Nie ulegało wątpliwości, że dni Republiki Weimarskiej są policzone za sprawą utrzymującego się chaosu politycznego i niezadowolenia społecznego. Jak napisał później Spender, wkroczyli w Weimardämmerung [zmierzch Weimaru]. „Targany siłami zewnętrznymi i wewnętrznymi przez zagraniczne mocarstwa i zagranicznych wierzycieli, intrygantów przemysłowych, rozgoryczonych generałów, zubożałe ziemiaństwo, potencjalnych dyktatorów i uciekinierów z Europy Wschodniej, rząd wpada z kryzysu w kryzys, który zdaje się nie mieć końca”179.
Zamęt polityczny (w Reichstagu było dwadzieścia dziewięć partii politycznych) zaowocował w tamtym roku pięciokrotnymi wyborami. Po styczniowych wykładach w Hamburgu i Berlinie konserwatywny poseł Bob Boothby oznajmił Winstonowi Churchillowi, że Niemcy „są w rozsypce. Nie mają smykałki do polityki, a ich partie to zlepek sprzecznych sił i teorii opartych na instytucjach w rodzaju związków zawodowych lub Kościoła katolickiego, które wcale nie powinny się do tego mieszać”. Uważał jednak, że to „imponujący naród”, dodając: „nic dziwnego, że Francuzi trzęsą się ze strachu”. Hitler, z którym odbył długą rozmowę, go nie przekonał, i Boothby tak podsumował swój pogląd na temat Niemców: „Dwiema rzeczami, które wywarły na mnie największe wrażenie, były ich wspaniałe domy robotnicze i wyważona desperacja”180.
Dwudziestodwuletni Geoffrey Cox przebywał w Berlinie podczas lipcowych wyborów federalnych w 1932 roku. Wprawdzie zapewniły one nazistom znaczne wpływy (dwieście trzydzieści miejsc), czyniąc ich partię największą w Reichstagu, nadal jednak nie mieli większości. Cox opisał okres poprzedzający wybory w liście do matki:
Zakazano publicznych zgromadzeń, toteż na ulicach nie było tłumów, tylko wielu ludzi, którzy kupowali gazety w oczekiwaniu na wyniki. Wszędzie roiło się od uzbrojonej policji, a pod drzwiami Hindenburga postawiono straże. Czasami przejeżdżał wóz policyjny z grupą policjantów z karabinami i bagnetami; trębacz jak oszalały dmuchał w trąbkę, aby ustępowano im z drogi. Za nim podążało mnóstwo samochodów, rowerów i motocykli, wszyscy chcieli zobaczyć, co się dzieje. Odnoszę wrażenie, że ludziom podoba się to wszystko, mimo niezaprzeczalnie desperackiego położenia. Daję Niemcom pół roku, nim przejdą na komunizm lub [żądni ekspansji na wschód] wypowiedzą wojnę Polsce. Mam poważne obawy, że partia dyktatorska doprowadzi do wojny, gdy tylko zbierze armię, która sprosta siłom komunistycznym. Piekielna szkoda, ponieważ Niemcy to naprawdę wspaniały naród. Wśród młodych wyczuwa się coś na kształt żarliwej desperacji, gdyż przeczuwają, że będą mięsem armatnim. Jak powiedział mi jeden niemiecki student, „co mamy robić? Nie pozostaje nam nic innego, jak wejść na barykady i walczyć!”181.
Przez resztę lata Cox uczył się niemieckiego w uniwersyteckim Heidelbergu. Położony wśród wzgórz porośniętych świerkami, przypominał mu Dunedin w rodzimej Nowej Zelandii. Podziwiał ruiny zamku z czerwonego piaskowca, garbaty most na rzece Neckar i stare budynki uniwersytetu. „Nawet studenci są malowniczy. Większość nosi czapki rywalizujących klubów pojedynkowych i zadziwiająco wielu ma szramy po szabli na policzkach”. Postrzegane jako symbol klasy i świetności, blizny zarobione w wyniku szermierczych zmagań od początku XIX wieku uchodziły za zaszczytne, zwłaszcza wśród studentów. Wszechobecna muzyka stanowiła dodatkową zaletę:
Głosy śpiewających rankiem pokojówek wietrzących materace na drewnianych balkonach, gramofony w łódkach na rzece, grupy pieszych turystów brzdąkających na mandolinach w drodze na wspinaczkę, zespół jazzowy w kafejce w ogrodach zamkowych wieczorową porą, głębokie niemieckie głosy spacerujących po nocy. W górze rzeki, gdzie na zielonym szczycie wzgórza opodal drogi, przy której schludnie cięto trawę pod jabłoniami, czerwieniały dachówki i bielały ściany wioski Heilbronn i mała orkiestra w miejscowej kawiarni grała teatralny szlagier182.
Nie tylko krajobraz sprawiał, że Cox czuł się jak w domu. Ujęła go również przystępna postawa profesorów chodzących po mieście w samych koszulach ze strojami kąpielowymi w ręku i zajadających lody. „W tych ludziach nie ma cienia rezerwy, nie traktują nas z góry”. Ostatniego lata weimarskiego Cox wraz z innymi studentami i wnuczką swojej gospodyni każdego ranka pływał w rzece, codziennie organizował pikniki, pływał łódką i grał w tenisa. Tylko odległe kominy fabryczne Mannheimu przypominały im o świecie zewnętrznym, w którym „istnieją faszyzm i bolszewizm, wojny, rewolucje oraz kryzysy”183.
Lecz napięcia społeczne Niemiec były widoczne jak na dłoni nawet w sielskim Heidelbergu. Gospodyni Coxa, zawsze ubrana na czarno, w czasie wojny straciła męża i wszystkich trzech synów. Podobnie jak sąsiadów, też przytłaczały ją podatki oraz inne powojenne trudności. Jakby tego było mało, profesor Cox był zagorzałym pronazistą. „Kiedy przyjdzie Hitler, wszystko się ułoży”, powtarzał przy każdej okazji. Tony Rumbold też uczył się wtedy niemieckiego – w Monachium. On również mieszkał u zubożałej rodziny z klasy średniej, ale jego nauczyciel nie był narodowym socjalistą. „Biedak spędził trzy miesiące w nazistowskim więzieniu”184, informowała matkę lady Rumbold. „Wlewali mu do gardła olej rycynowy, ponieważ jest socjalistą. Jest tak spłukany, że poprosił Tony’ego, aby mu zapłacił za dziesięć lekcji z góry, ponieważ ma matkę na utrzymaniu”185.
Spośród wszystkich cudzoziemców, którzy studiowali na uniwersytecie w Heidelbergu w 1932 roku, żaden nie wyróżniał się bardziej od Miltona S.J. Wrighta – z tego prostego powodu, iż był Afroamerykaninem. Stanowił, jak sam przyznał, „pewną osobliwość”. Niemcy przywykli do widoku ciemnoskórych bokserów, jazzmanów i śpiewaków, lecz niewielu mieszkańców Heidelbergu miało kiedykolwiek do czynienia z czarnym. Jak zauważył Wright, idea „Murzynów jako kulturalnych pań oraz panów” była dla wielu całkowitą nowością. Wspominał, że ludzie często stawali na ulicy i wlepiali w niego wzrok, jakby w oczekiwaniu, że ruszy w tany. Niekiedy pytano go, czy jest afrykańskim księciem. Tymczasem Wright, absolwent Uniwersytetu Columbia, przyjechał do Heidelbergu pisać doktorat z ekonomii. Dziesięć lat później, tuż po Pearl Harbor, udzielił wywiadu dziennikowi „Pittsburgh Courier”, w którym opowiedział o niezwykłym spotkaniu z Hitlerem.
Każdego lata w Heidelbergu odbywało się spektakularne widowisko son et lumière. Zamek, położony wysoko ponad rzeką Neckar, był skąpany w czerwonych „płomieniach” na pamiątkę zniszczenia przez Francuzów w XVII wieku. Następnie, kiedy światła gasły, niebo rozjaśniały fajerwerki. W 1932 roku Milton Wright wraz z innymi członkami swojego bractwa obserwował ów spektakl z obwieszonej latarniami łodzi na rzece. Na koniec tłum odśpiewał Deutschland über Alles i wysłuchał jednego z pełnych nienawiści przemówień Hitlera. Później Wright z kolegami przenieśli się do hotelu Europäischer, gdzie nocował Hitler i gdzie zamierzali zjeść kolację. Ale Wright został zauważony. Gdy wchodził do jadalni, zatrzymało go dwóch strażników SS, którzy poinformowali, że Führer życzy sobie go widzieć. Przed wejściem do pokoju, w którym mieli się spotkać, Wright oddał jednemu z przyjaciół swój paszport z prośbą o zawiadomienie amerykańskiego konsulatu, w razie gdyby nie wrócił. Jego obawy okazały się bezpodstawne. „Hitler przez większość czasu wypytywał mnie o Murzynów w Stanach”, wspominał Wright. „Oczywiście nie miałem sposobności mu odpowiadać, gdyż niezwłocznie robił to sam”. Mimo to wydał się Wrightowi nadspodziewanie uprzejmy. „Zdziwiło mnie trochę”, opowiadał Wright dziennikarzowi, „że tyle wie o Murzynach w Ameryce”, chociaż jedynymi, o których wypowiadał się z szacunkiem, byli Booker T. Washington i Paul Robeson. Hitler oznajmił Wrightowi, że uważa Murzynów za ludzi trzeciej kategorii, skazanych na bycie niewolnikami, gdyż – jak przekonywał – gdyby mieli kręgosłup, nie pozwoliliby bezkarnie ciemiężyć się białym. Zapytał Wrighta, dlaczego zależy mu na „wykształceniu białego człowieka”, skoro wie, że nigdy nie wykorzysta go tak jak biały. Twierdził, że studia Wrighta tylko go unieszczęśliwią po powrocie do Ameryki. Wrightowi początkowo schlebiło, gdy Hitler pochwalił jego niemiecki, dodając, iż włada nim lepiej od wszystkich poznanych Anglików i Amerykanów. Lecz Hitler nie omieszkał zauważyć po chwili, że ponoć Murzyni to urodzeni imitatorzy, co tłumaczy tak biegłą znajomość „języka panów”.
Amerykanin podsumował swoją opowieść wspomnieniem, że Hitler był niezwykle opanowany i sprawiał wrażenie szczerze zainteresowanego wszystkim, co Wright miał mu do powiedzenia. „Mimo że mówił głośno i dobitnie, nigdy nie tracił panowania nad sobą”. Zanim się rozstali, Hitler polecił strażnikowi, by dał Wrightowi jego zdjęcie z autografem, i zaproponował, aby spotkali się ponownie w Monachium. Owa niezwykła opowieść posiada zadziwiającą puentę. Rozprawa doktorska Wrighta nosiła tytuł „Rozwój gospodarczy i narodowa polityka w dawnych niemieckich koloniach, 1884–1918”. Po jego powrocie do Ameryki przełożono ją z niemieckiego na francuski i angielski, po czym odesłano do Niemiec. Naziści rozpowszechniali ją w całej Europie w ramach kampanii na rzecz odzyskania utraconych afrykańskich kolonii. Ciekawe, ilu z nich wiedziało, że jej autor jest czarny186.
*
We wrześniu 1932 roku układ trawienny sir Horace’a, będący nieustającym powodem do niepokoju, skłonił starszych Rumboldów do spędzenia ostatniego weimarskiego lata w Marienbadzie, którego sto albo więcej źródeł leczyło ponoć niestrawność i łagodziło reumatyzm. „Kuracja Horace’a przebiega doskonale”, relacjonowała matce lady Rumbold. „Zrzucił już dwanaście funtów”. Kurort, zdominowany przez okazałe hotele powstałe w drugiej połowie XIX wieku, od dawna przyciągał bogatych i sławnych – między innymi Goethego, króla Edwarda VII, Chopina, Wagnera oraz cesarza Franciszka Józefa. Jego popularność przetrwała wojnę, toteż Rumboldowie zażywali wód wraz z garstką angielskiej arystokracji, hiszpańskim królem Alfonsem i hrabią von Metternichem. Nad ich kuracją czuwał „wielki doktor” Max Porges:
Wczoraj wieczorem Porges wydał kolację – coś wspaniałego. Zostaliśmy zaproszeni i przy wytwornym, suto zastawionym stole zasiadła gromadka jego pacjentów. Najpierw wygłosił krótką mowę i oznajmił, że ogłasza „zawieszenie broni”, więc mogą do woli jeść, pić i się weselić. Zabawne, że zawsze robi to w środku kuracji dla garstki wybrańców! Ma bogatą i dosyć miłą hebrajską żonę, a kolacja bardzo udana187.
Margaret Sanger, amerykańska pionierka antykoncepcji, także przebywała w Marienbadzie tamtego lata, dokuczało jej bowiem znużenie i ogólne osłabienie. „Śpię w pokoju Goethego”, pisała do przyjaciółki, „mam przed sobą jego własny piec i zegar, a wysoko nad moją głową wisi portret jego ostatniej miłości”188. Doktor Porges wstrzykiwał jej do jajników przeróżne substancje i zalecił okłady z błota na wątrobę. Podobnie jak pozostali kuracjusze, miała pić jak najwięcej wody leczniczej o wstrętnym smaku. Sanger nie miała wysokiego mniemania o innych pacjentach:
To zabawne widzieć stada grubasów obojga płci spacerujących przy wtórze muzyki z kolorowymi szklankami, z których sączą wodę przez szklane słomki jak oseski przyssane do butelki. Są tak szpetni i bezkształtni, że zastanawiam się, po co Bóg stworzył takie potworności189.
Któregoś dnia lady Rumbold udała się do pobliskiego Karlsbadu, aby odwiedzić „paru smutnych Hiszpanów i równie smutnych Niemców. Jakie to dziwne, że oba »nasze« kraje tak podupadły! [Przed przyjazdem do Berlina sir Horace był ambasadorem w Madrycie]. Kilku dawniej bardzo bogatych Hiszpanów zajmuje pokój w ciasnym, obskurnym hotelu. Siedzieliśmy w paskudnej małej jadalni. Niemcy dobrze prosperują, ale są bardzo nieszczęśliwi i rozgoryczeni. Oboje, mąż i żona, parali się polityką, on był popularny i bardzo znany”190. Jednakże obiad wydany kilka dni później przez lady Rumbold na cześć króla Alfonsa bynajmniej nie świadczył o kryzysie:
Lunch okazał się nad wyraz udany. Król miał doskonały humor i sypał anegdotami o królu Edwardzie i pozostałych. Wszyscy słuchali jak urzeczeni. Dania były przepyszne, podano truites au bleu, przepiórki, wędliny, kompot z brzoskwiń i ser. Na stole stały czerwone i żółte dalie (w barwach hiszpańskich), na które król od razu zwrócił uwagę, dodając, że zieleń to „verde”, która według hiszpańskich rojalistów oznacza „Viva el Rey de España!”. Zatem poszło jak z płatka. Następnie udaliśmy się na partyjkę golfa191.
Podczas gdy król Alfons kurował się w Marienbadzie, Thelma Cazalet odwiedzała puste fabryki i obozy dla bezrobotnej młodzieży w Nadrenii. Celem tych ostatnich było zapewnienie kiepsko opłacanej pracy tymczasowej ludziom między osiemnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Thelma, podobnie jak jej brat Victor, torys, udała się w podróż po Niemczech wraz z grupą innych parlamentarzystów. Zanotowała ołówkiem swoje wrażenia:
Niemcy gardzą Polakami – głównie z uwagi na ich azjatyckie pochodzenie. Są przekonani, że bierzemy ich stronę w konflikcie z Francuzami; uważają, że powinniśmy zająć bardziej kategoryczne stanowisko w tej sprawie. Nie mają pojęcia o warunkach panujących w Anglii. Wyobrażają sobie, że nie doznaliśmy uszczerbku i zapomnieliśmy o wojnie. Są irytująco gruboskórni jako naród. Nic dziwnego, że partia Hitlera ocaliła Niemcy przed socjalistycznym/komunistycznym rządem, tworząc podziały. Prawie wszyscy młodzi są za Hitlerem. Niemcy zakładają, że w następnej wojnie staniemy po ich stronie192.
Tymczasem gdy Republika Weimarska wkraczała w ostatnie miesiące swojego istnienia, André Gide nie porzucił jeszcze nadziei na pojednanie francusko-niemieckie. Był zdania, że we wszystkich zasadniczych dziedzinach Niemcy wyprzedzają Francję o trzydzieści lat. Jego rodak Roger Martin du Gard193, który w listopadzie 1932 roku po raz pierwszy odwiedził Berlin, był jeszcze bardziej rozentuzjazmowany. Po wnikliwej obserwacji berlińskiego życia ulicznego doszedł do wniosku, że „nowy człowiek, człowiek przyszłości, będący ucieleśnieniem syntezy przeszłości z przyszłością, indywidualizmu i socjalizmu, narodzi się w Niemczech”194.
Obserwacje lady Rumbold przedstawiały się nieco inaczej: „W Berlinie wrze, pełno tu policji”, pisała do matki. „Pomyślałby kto, że stoimy u progu rewolucji. Dwa dni temu pięknie urządzili Leipziger Strasse. Nie ostała się ani jedna szyba tego wielkiego sklepu Wertheim i wybili witryny większości sklepów z żydowskimi nazwiskami”. To „naziści tak narozrabiali, czyli faszyści”, dodała, na wypadek gdyby matka nie znała tego sformułowania. Podczas samotnego spaceru z ambasady do zamku którejś niedzieli lady Rumbold ujrzała „całą bandę nazistów goniących jednego biednego komunistę, którego następnie pobili. Na Linden pełno ciężarówek z policją. Jak dotąd nikt nie strzela, a ludzie mają zabawę. Z pewnością przydaje to spacerom atrakcji”195. Ale wybranie Hitlera na kanclerza szybko zamieniło „atrakcję” w przerażenie.
Kiedy nawet po lipcowym sukcesie wyborczym Hitler nadal nie otrzymał propozycji objęcia tego stanowiska, Hindenburg miał stwierdzić: „Ten człowiek na kanclerza? Zrobię go naczelnikiem poczty, niech ślini znaczki z moim wizerunkiem”196. Ale po sześciu miesiącach zawirowań politycznych Hindenburg na przekór intuicji uległ namowom i zmienił zdanie. Tuż po południu 30 stycznia 1933 roku nowy kanclerz Rzeszy Adolf Hitler i jego gabinet stawili się u prezydenta. Hitler przysiągł przed Hindenburgiem bronić konstytucji, uszanować prawa prezydenta i utrzymać rządy parlamentarne. Dokładnie pięćdziesiąt dwa dni później, 23 marca, zatwierdzenie ustawy o pełnomocnictwach przypieczętowało koniec Republiki Weimarskiej. Ustawa dała Hitlerowi prawo rządzenia bez udziału Reichstagu, co oznaczało całkowite przejęcie władzy. Jeśli wybranie go na kanclerza nie zakończyło Republiki Weimarskiej w sensie dosłownym, przysięga, którą złożył tamtego dnia, okazała się gwoździem do jej trumny.
164
Rumbold do Roberta Vansittarta, 29 maja 1931.
165
„Observer”, 10 sierpnia 1930.
166
Kessler, 20 czerwca 1930, s. 394.
167
Lady Rumbold do matki, 18 czerwca 1930.
168
Rumbold do Constantii, 7 stycznia 1931.
169
List do matki z 7 stycznia 1931 roku. Amy Johnson zgubiła się w drodze do Warszawy i musiała lądować we mgle. Pojechała pociągiem do Moskwy, gdzie zrobiła furorę. Nie dotarła do Pekinu, jednakże w lipcu 1931 roku wraz z drugim pilotem Jackiem Humphreysem została pierwszą pilotką, która pokonała trasę z Londynu do Moskwy w jeden dzień. Następnie pobiła rekord najszybszego lotu z Wielkiej Brytanii do Japonii, lecąc przez Syberię.
170
Rumbold do Constantii, 10 marca 1931.
171
„Time”, 23 marca 1931.
172
Jewish Telegraphic Agency, 12 marca 1931.
173
André François-Poncet, The Fateful Years: Memoirs of a French Ambassador in Berlin 1931–1938, Victor Gollancz, Londyn 1949, s. 10–11.
174
Lady Rumbold do matki, 28 czerwca 1932.
175
Rumbold do lady Rumbold, 30 lipca 1931.
176
Lady Rumbold do matki, 27 września 1931.
177
Tom Mitford do Randolpha Churchilla, 19 listopada 1931, CAC RDCH 1/2/41.
178
Lady Rumbold do matki, 16 lipca 1931.
179
Spender, s. 111.
180
Bob Boothby do W.S. Churchilla, 22 stycznia 1932, CAC, CHAR 1/398A/48–50.
181
Cox do matki, 3 sierpnia 1932.
182
Geoffrey Cox, Eyewitness, Otago University Press, Dunedin, Nowa Zelandia 1999, s. 71.
183
Cox do matki, 3 sierpnia 1932.
184
Nie wiadomo, co lady Rumbold miała na myśli, mówiąc o „nazistowskim więzieniu”, gdyż napisała te słowa, zanim naziści doszli do władzy.
185
Lady Rumbold do matki, sierpień 1932.
186
„Pittsburgh Courier”, 30 maja 1942, oraz materiały pochodzące z Rembert E. Stokes Learning Resources Center, Wilberforce University, Ohio.
187
Lady Rumbold do matki, 11 sierpnia 1932.
188
Margaret Sanger do Havelock Ellis, 16 lipca 1932, The Selected Papers of Margaret Sanger: Birth Control Comes of Age, 1928–1939, vol. 2, University of Illinois Press, Urbana–Chicago 2006, s. 196–197.
189
Tamże.
190
Lady Rumbold do matki, sierpień 1932.
191
Tamże.
192
Thelma Cazalet, posłanka do parlamentu, 6 października 1932, archiwum Eton College MS 917/2/8.
193
Roger Martin du Gard otrzymał Nagrodę Nobla w 1937 roku, dziesięć lat przed swoim przyjacielem André Gide’em.
194
Kessler, s. 432–434.
195
Lady Rumbold do matki, 15 października 1932.
196
Wheeler-Bennett, Hindenburg, Macmillan, Londyn 1967, s. 40.