Читать книгу Suki - Krystyna Kofta - Страница 8

Litościwe serce nie sprzeda magazynu

Оглавление

A jednak, mimo że była taką Wredną Suką, potrafiła także chwalić i dawać gratyfikacje za dobrą robotę. Nawet tym, za którymi nie przepadała. Wszyscy to przyznawali. Robiła to dla dobra firmy. Na zewnątrz, w programach telewizyjnych czy wywiadach o swojej załodze zawsze mówiła dobrze. Jeśli ktoś się nie sprawdzał, wyrzucała go. Na rynku pałęta się mnóstwo takich wywalonych, którzy robią jej koło pióra. Wredna Suka Ewita nie zna litości, szeptano. Zgadzała się z tą opinią. Gdy ktoś skamlał, mówiła, że litościwe serce nie sprzeda magazynu. Nie była to cała prawda o niej, bo jeśli ktoś zachorował, wspierała go i rozkładała nad nim parasol ochronny. Nigdy nikt nie wyleciał, gdy leżał pod respiratorem albo nawet był długo w śpiączce, co się też raz zdarzyło. Także z powodu podeszłego wieku, jakim była pięćdziesiątka. Jeżeli musiała kogoś usunąć, bo nie dawał rady, nie trzymał tempa, znajdowała mu robotę w jednym z licznych, mniej znaczących pism należących do jej imperium. Na wdzięczność nie liczyła. I tak dowiadywała się, że jest Parszywą Suką, bo kasa w kolejnej robocie była mniejsza. Opinia suki jej nie przeszkadzała, czasami łapała się na tym, że sama sobie wydaje komendy: Bierz się do roboty, Leniwa Suko!

Publicznie pokazywała się tylko w dobrej formie albo przynajmniej udawała, że tak jest. Dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, dobrze wykończona. W dbałości o wygląd miała wprawę, nie wymagało to wiele zachodu. Potrafiła się zebrać do wyjścia w kilkanaście minut. Na sesjach wyjazdowych, jakie organizowała, miała dość często do czynienia z kobietami. Dziwiło ją, ile czasu poświęcają na doprowadzenie się do ładu. Niektóre wstawały dwie godziny wcześniej. Urywają sobie sen, co się odbija na wyglądzie. Źle inwestują. Leżenie w wannie zamiast prysznica, kiepsko ostrzyżona głowa, zbyt duży makijaż jak na dzień.

– Zanim staniesz na wadze, zmyj makijaż, zwłaszcza tusz z rzęs, masz jak w banku kilogram mniej – powiedziała cierpkim żartem do notorycznie odchudzającej się utalentowanej dziennikarki, Gabrysi Mżawki.

Gabi przesadzała z wyrazistością oka! Pisma kobiece z imperium, tak jak inne, lansowały malowanie każdej rzęsy oddzielnie! Ale to tylko chwyt reklamowy, liczba rozmaitych nowych preparatów, jakie ukazywały się co roku, była niebotyczna, a trzeba było je sprzedać. Nie sądziła, że ktokolwiek może brać poważnie niedorzeczne rady z malowaniem każdej rzęsy z osobna, jednak okazało się, że tak właśnie było. Nieodpowiednie kosmetyki, chaos w ciuchach, niepogrupowanych kategoriami, wydłużały jedynie przygotowania. Wystarczyło poprawić kilka rzeczy i już można było spać półtorej godziny dłużej. Ewita doszła do wprawy drogą ćwiczeń. Nie traciła czasu. Szybki prysznic zajmował około pięciu minut, makijaż dziesięć. Na twarz kładła podkład i trochę transparentnego pudru. Używała kosmetyków japońskich. Miała dostęp do badań, z których wynikało, że producenci japońscy nie oszukują tak jak inni. Mają własne zasady, etos pracy i sprzedaży produktów. To było ważne. Także to, że te kremy i podkłady nie uczulają, nie rozmazują się. Cera wygląda naturalnie, zdrowo. Miała ciemną oprawę oczu, na co dzień nie tuszowała rzęs ani brwi, czesała je tylko małą szczoteczką. Cień w kąciku oka załatwiała jednym muśnięciem, kolor dobierała do sukienki. Wewnętrzną dolną powiekę pociągała białą kredką. Nauczyła się od charakteryzatorki, tej samej, która zawsze przygotowywała ją do sesji fotograficznej. Miała portret przy wstępniaku. Otwierał numer i streszczał główny temat. Biała kreska otwiera oko, mówiła charakteryzatorka.

Do sesji musiała zrobić „perfekcyjny”, profesjonalny makijaż, co sprawiło, że nie była do siebie podobna. Nie martwiła się tym. Nie lubiła zwracać uwagi. Była wystarczająco rozpoznawalna tam, gdzie trzeba. Nie miała zamiaru wcielić się w Annę Wintour z jej ponadczasowym bobem, czyli fryzurką Marii Dąbrowskiej z grzywką, strzyżoną w taki sposób, jakby ktoś założył jej dzieżę do ciasta na głowę. Stara dziewczynka to nie dla niej, nigdy do tego nie dojdzie. Gdy podczas kolegium powiedziała kiedyś o podobieństwie fryzury Wintour do grzywki Dąbrowskiej, zobaczyła wpatrzone w siebie, szeroko otwarte oczy, ciemne i jasne jeziora, niemogące zgłębić tajemnicy. Tylko Gabrysia Mżawka wiedziała, kto zacz. Z pomocą jak zawsze przyszły Google. Fotografia Maryjki Dąbrowskiej z opisem twórczości wyjaśniła, co trzeba. Nikt już nic nie czytał. Po prawdzie to nie mieli kiedy, bo redagowanie „TopWoman” zajmowało im czas codziennie, od rana do wieczora. Wszyscy byli zobowiązani do szukania reklamodawców, od tego zależały premie. Wiedzieli tyle, ile pamiętali ze szkoły. Noce i dnie tylko ze streszczenia w sieci. O Dziennikach nikt nie słyszał. To prehistoria. Liczy się dziś. Teraźniejszość, godzina i minuta. Teraz. Nie miała ochoty dyskutować, czuła się osamotniona, nie mogła odwoływać się do wspólnej bazy, bo jej nie było. Gdyby dała im wolny czas i tak nic by nie czytali. Ciągle jak myśliwi na ambonie, siedzieli na fejsie, nasłuchiwali, czy i jaka zwierzyna się pojawia, żeby ją odstrzelić. Wiedziała nawet, co o niej tam piszą, bo zawsze znalazła się chętna donosicielka, która udostępniała wejście na prywatne strony, mówiąc, że to dla jej dobra: szefowa powinna wiedzieć, co o niej mówią. Zwykle donosiły dziewczyny, redakcja była zakobiecona. Nie znały jej. Choć była Wredną Suką, nigdy nie wyrzuciła kogoś, kto skarżył się w sieci na jej parszywy charakter. Przy pierwszej nadarzającej się sposobności wyrzucała donosicielkę.

Na fotografii Ewita nie wyglądała dziewczynkowato jak inne, owszem, miała trochę rozbieloną twarz, bez tego ani rusz, ale nie dała się odmłodzić aż tak ekstremalnie jak inne Naczelne Suki. Nie chciała wyglądać jak nastolatka ani jak kobieta bez wieku, zastudzona w galarecie własnej młodości. Na jej życzenie fotograf zostawił płytkie zmarszczki przy ustach i oczach. Wywoływało to komentarze: Ale się suka posunęła! Większość rządzących kobiecymi imperiami przesadzała z młodym wyglądem. Obróbka komputerowa nie wystarczała. Fotoszop to za mało. U chirurgów kazały prasować bruzdy przy nosie i na czole, robiły plastykę, wypełniały wargi, podciągały owal złotymi nićmi. Graficy robili resztę. Wywabiacze śladów czasu! Jakby czas był plamą do usunięcia. Ewita jak dotąd nic z twarzą nie robiła. Nie miała takiego zamiaru. Przynajmniej na razie. Miała świadomość, że nie musi, stały za nią wielkie pieniądze. Ich zapach otulał ją jak perfumy. Wszechmocny szmal odmładzał. Forsa. Ciekawe, że inne bogate kobiety nie potrafiły nosić bogactwa tak jak Ewita. Jakby dziedziczyła fortunę po przodkach, a przecież pochodziła z małej podwarszawskiej mieściny, wychowana przez samotną matkę, bez ojca, którego nawet nie poznała. Kochała pieniądze z wzajemnością. Wielbiła je za wolność, jaką oferowały. One dodawały jej rumieńców, nawet jeśli twarz trochę poszarzała ze zmęczenia po nieprzespanej nocy. Po pijaństwie, ćpaniu, pieprzeniu. To dawniej, kiedyś, kiedyś, ostatnio coraz rzadziej. Częściej gościła starą Ciotkę Depresję, tę samą, która opiekowała się nią już we wczesnej młodości. Po tym, co się wydarzyło w Święćmierzu. Teraz wróciła do niej i przynosiła cierpienie, trudne do usunięcia nawet najbardziej profesjonalnym makijażem.

Ewita uważała wyczyszczone w fotoszopie twarze redaktorek naczelnych i goszczących na łamach znanych kobiet za niemoralny zabieg, dołujący czytelniczki. Codziennie patrzą w lustro, i myślą: Dlaczego, kurwa, ja tak marnie wyglądam? A te wszystkie kolorowe piczki w ogóle się nie starzeją? Sądziła, że anoreksja i dziewczynkowatość doprowadzą w końcu do załamania sprzedaży kolorowej prasy kobiecej. Na razie sztuczna młodość miała wpływ na wstrzykiwanie botoksu, które strasznie się rozpleniło, bo jedna z drugą, mająca trochę kasy, myślała sobie: A co, ja jestem gorsza? Wszystkie sobie wstrzykują, a ja nie? Mam trochę grosza na czarną godzinę, to zrobię sobie chociaż te lwie zmarszczki na czole. I kąciki ust, opuszczone w dół, wyglądam, jakbym pochowała ukochane dziecię, to jakaś pieta czy co?! Kurze łapki też postarzają. Tak to mniej więcej mogło wyglądać. Większość kobiet jest rozsądna i nie przesadza z cięciem. Wypindrzone babska z okładek, te gęby bezzmarszczkowe doprowadzą w końcu do kłopotów z upłynnieniem pisma i prenumeratą, myślała. Bo czy obdarzona choćby tylko średnią inteligencją kobieta będzie wydawała pieniądze na magazyn, który wpędza ją w depresję? Miała sporo kontaktu z czytelniczkami i wiedziała, że większość naśmiewa się z robienia z siebie dzidzipiernik, normalnym kobietom to nie mogło się podobać. Często na spotkaniach fanklubów magazynu fanki chwaliły ją, że „normalnie” wygląda i tak się zachowuje. Czytelniczki nie uważały jej za Wredną Sukę. Lubiły ją, powtarzały, że jest „serdeczna”. „Jak bym panią znała od podstawówki”. Podobnie odbiera się chirurga, który dla pacjentek jest „do rany przyłóż”, a personelem „rządzi jak ostatni chuj”. Ewita słyszała, co mówiły pielęgniarki, że szef je przeklina, gdy cokolwiek się nie zgadza. Operowani pacjenci go kochają, instrumentariuszki często wściekały się na „złamasa”, chociaż go szanowały. W przypadku chirurga chodziło o życie. O to, żeby nie znajdować zbyt często zaszytych w brzuchu nożyc. W przypadku Wrednej Suki, redaktorki naczelnej, chodzi tylko o życie pisma i szmal.

Gdy zapraszano ją do programów telewizyjnych, zawsze mówiła, że kobiety są mądrzejsze niż pisma, które czytają. Trochę się podlizywała. Starała się w to wierzyć, choć czasami nie było łatwo. Co kilka lat wprowadzała w swoim piśmie rewolucyjne zmiany. Pisanie o nieuleczalnych chorobach, wywiady z osobami, które wywinęły się śmierci, albo z wdowami. Teraz, myśląc także o swojej przyszłości, Ewa Szot chciała zająć się starością, wylansować modę dla pięćdziesiąt i sześćdziesiąt plus. Gdy przyszła z tym pomysłem, na kolegium wybuchła panika. Zaczęła się burza z piorunami. Wcześniej przedstawiła pomysł na zebraniu zarządu. Prezesi i rada nadzorcza także mieli wątpliwości, jednak ustąpili. Nie musiała niczego uzgadniać, liczyć się z ich zdaniem, wierzyli, że ma instynkt, rzadko się myliła. Sądziła, że na kolegium redakcyjnym uzyska wsparcie, chciała, żeby to zrozumieli. Byli zespołem, w ważnych sprawach chciała współpracy, a nie tylko podległości. Nie sądziła, że napotka taki opór, że w końcu będzie musiała zastosować przymus.

*

– Musimy wziąć pod uwagę starzenie się społeczeństwa, kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, mają swoją kasę, a wiadomo, że bardziej liczą się złotówki w milionach kieszeni niż milion w jednej – uzasadniała swoją decyzję całkiem poważnie, już w prywatnej rozmowie z prezesem.

– OK, Ewa, zrobisz, co zechcesz, ale bierzesz za to odpowiedzialność, nie wiem, czy rzeczywiście starym babom potrzebne są oddzielna moda i kremy. Może jeszcze oddzielne perfumy, żeby zabić smród starości? – zakpił prezes.

– Wiesz co, Antek? Gdybyś powiedział coś takiego w cywilizowanym kraju, miałbyś proces za seksizm – odpowiedziała wściekle. Miała dość takiego gadania.

– Przecież mówię tylko do ciebie, i dobrze wiesz, że żartuję. – Wycofał się pojednawczo.

Ewita wiedziała, że to nie całkiem żart. Na swoje „laseczki”, jak je pieszczotliwie nazywał, wybierał coraz młodsze dziewczyny. Im był starszy, tym młodsze były one. Nieprzemakalny, jak większość facetów, jest wyznawcą teoryjki ewolucjonistycznej Davida Bussa, samolubny gen i te rzeczy, według Ewity, ta teoria była miałka intelektualnie. Książka będąca bestsellerem zezłościła ją. Znany profesor psychologii omawiał na łamach magazynu Ewolucję pożądania Bussa. Teoria miała usprawiedliwić chuci podstarzałych samców: Uwaga, uwaga, dziewczyny, jeszcze wciąż mogę was zapładniać!

Przecież to bzdura! Zwiędłe kutasy napędzane viagrą to raz, plemniki poruszające się jak muchy w smole to dwa, a po trzecie wytaczanie zwierzęcych argumentów o atawistycznej chęci zapłodnienia jak największej liczby samic, gdy pieprzysz się zawsze w naciągniętym kondomie, czasami nawet podwójnym, żeby broń Boże nie zostać ojcem, to przecież totalne nieporozumienie, mówiła na kolegium redakcyjnym, słysząc zachwyty nad tą zręczną, choć pokrętną teoryjką.

– Masz problem z wiekiem? Kup viagrę, przedłuż penisa albo go usztywnij, to dziś prosty zabieg, zaoszczędzisz na nowym aucie. – Zaśmiała się kwaśno.

– Musisz być taką wredną suką? Myślisz, że facetowi łatwiej się starzeć? Jak nie stoi, to nie stoi. My nie możemy udawać. Wy macie lepiej, wystarczy, że posmarujesz piczkę wazeliną i już jesteś gotowa! – mówił z pretensją w głosie. Miał żal, że go nie rozumie.

– Mogę być gotowa, ale kto dziś chce pieprzyć czterdziestki? – zapytała bez zastanowienia.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, połączyła ich wspólnota losów seksualnych. Zrobiło się jej żal Antka. Lubiła go mimo wszystko. Nie był już tym młodym przebojowym prezesem, który przyjmował ją do korporacji. To prawda, że teraz bardziej szpanował, miał porsche 550 koni 911 turbo S cabrio. Zapamiętała tak dokładnie, bo powtarzał to do znudzenia, unosił się nad zaletami auta. Naprawdę kochał swoją brykę, dbał o nią jak o dziecko. Nawet bardziej.

– Dlaczego taki świetny facet jak ty nie ma na biurku fotografii rodzinnej? Piękna żona i parka dzieci to standard dla prezesa – spytała kiedyś, gdy gadali szczerze.

– Jestem w ciągłej separacji, ale rozwód mi niepotrzebny. Laski lecą na moją kasę – odpowiedział.

– To znajdź sobie kobietę – poradziła.

– Niełatwo znaleźć kogoś, z kim chcesz pobyć dłużej, chyba dobrze o tym wiesz?

– Ja dawno temu straciłam prawdziwą miłość i męża, a ten drugi, za którego wyszłam z namiętności, wiesz, kim się okazał.

Gdy miała dość redakcji, użerania się z redaktorkami, głupich tekstów, donosów, „redukcji etatów”, jak się mówiło, owijając w bawełnę wyrzucanie ludzi, wyjeżdżała z Antkiem na krótkie wyprawy. Dla higieny psychicznej. Co jakiś czas musiała kogoś zwolnić, a tych, co zostali, obciążyć podwójną robotą. Mimo że była Wredną Suką, nie znosiła tego. Antek także ciął koszty, starał się bronić flagowego pisma Ewity, ale nie zawsze się to udawało. Nie chcieli podnosić ceny magazynu, obniżać jakości papieru, grafiki, chociaż to w biznesie było powszechne. W świecie modowym, gdy ktoś miał już wyrobioną, wysokiej jakości markę, zaczynał sprzedawać markę, rezygnując z jakości. Antek mówił, że zazdrości producentom przypraw. Oni radzili sobie w prosty sposób. Opakowanie było takie samo, ale ziela angielskiego, tymianku czy curry w torebce mniej. Co jakiś czas obniżali gramaturę, a cena zostawała ta sama. Klient prawie tego nie zauważał.

Kiedyś nie do pomyślenia było szycie kolekcji w Chinach czy Turcji, w Europie Wschodniej, teraz robili tak wszyscy, nawet Burberry. Jedynie trencze szyto w Anglii. Metka z rycerzem na koniu, z powiewającą flagą, wszyta na plecach głosiła: Burberry London Made In England. Nie było mowy o żadnym rabacie ani wyprzedaży. Trencz był niezniszczalny, nosiło się go długo, a kiedyś nawet dziedziczyło po ojcu czy matce. Ewita kupiła parę lat temu klasyczny trencz w kolorze pustynnym, potem drugi czarny, nigdy nie żałowała tych wydatków. Płaszcze wyglądały ciągle jak nowe. Słynna krata w środku i pod kołnierzem nie rzucała się w oczy. Jednak przy bluzkach i sukienkach tania robocizna była chyba dla firmy na tyle kusząca, że poświęcano dla niej brytyjskość.

Przy produkcji pisma zmiana drukarni na tańszą też oczywiście jest możliwa. Ewita bardzo się starała, żeby to nie odbiło się na jakości. Barwa niezbyt nasycona, słabsza czcionka – gdy oszczędzano farbę, robiła się szarawa i trudniej się czytało. Czujne czytelniczki od razu zauważały pogorszenie. W pewnym momencie, podczas kryzysu, drukowanie w kraju stało się droższe niż za granicą. Zwołano walne zgromadzenie wszystkich ogniw korporacji i postanowiono drukować wszystko w Czechach i w Austrii. Krajowi drukarze, którym wydawało się, że rządzą rynkiem, wkrótce przebudzili się z drzemki, ceny spadły i można było wrócić do poprzedniego stanu.

Suki

Подняться наверх