Читать книгу Prezent - Louise Jensen - Страница 10
4.
ОглавлениеGdy opuszczamy budynek, wciąż jestem roztrzęsiona spotkaniem z Fioną. To wszystko wydawało się takie realne; wrażenie, że ktoś mną potrząsa; krew, cień jakiejś postaci. W trakcie epizodów, o których opowiadałam Vanessie, zazwyczaj wszystko robi się czarne. Teraz było inaczej. To przypominało patrzenie przez kalejdoskop. Obrazy pojawiały się, a po sekundzie znikały. Jeden obrót i wszystko rozpadało się na niezrozumiałe fragmenty.
Dreszcz przebiega mi po kręgosłupie, gdy myślę o tej „drugiej energii”, o której wspomniała Fiona. Próbuję to wszystko pojąć, aż głowa zaczyna mi pękać z bólu. Chociaż nie wierzę w jasnowidztwo i inne tego typu rzeczy, nie mogę zaprzeczyć, że coś poczułam. Jestem wytrącona z równowagi i zmęczona.
– Jenno, możemy pojechać do domu, jeśli chcesz. – Głos mamy przebija się przez moje myśli i zmuszam się do uśmiechu. Wiem, że zaplanowała dla mnie coś jeszcze, i nie chcę jej rozczarować.
– Nic mi nie jest. Już nie mogę się doczekać, co jeszcze masz w zanadrzu. – Mam nadzieję, że nie zauważy obojętności w moim głosie.
– To niespodzianka. Prawie jesteśmy na miejscu. Będziesz mogła sobie posiedzieć – obiecuje, a ja wiem, że nie uda mi się jej oszukać. Widzi, jaka jestem wyczerpana.
Wkrótce docieramy do lokalu, w którym kiedyś mieściła się piekarnia. Mama otwiera szklane drzwi i dławi mnie zapach środków chemicznych, gdy wkraczamy do salonu fryzjerskiego, pełnego czarnych lśniących płytek i chromowanych elementów.
– Umówiłam nam wizytę u fryzjera. Ja stawiam.
– Nie potrzebuję fryzjera.
Recepcjonistka, blondynka obcięta na boba, sceptycznie unosi brew, a ja czuję, że się czerwienię. Zastanawiam się, kiedy ostatnio myłam włosy.
– Urosły ci już takie długie. Musisz wyglądać elegancko na poniedziałek, jeśli wciąż zamierzasz wrócić do pracy. – W głosie mamy słychać napięcie.
Rozumiem, że się martwi, ale chociaż bardzo bym tego chciała, nie mogę się wiecznie ukrywać w mieszkaniu. Skończył mi się ustawowy zasiłek chorobowy i chociaż tata powiedział, żebym się nie martwiła, bo będzie płacił mój czynsz, i tak już pokrywa rachunki mamy i wiem, że go na to nie stać, mimo jego zapewnień, że owszem. Wystarczy tylko spojrzeć na okropną kawalerkę, do której się przeprowadził, żeby się przekonać, jak bardzo nadwyrężone są jego finanse. Poza tym uwielbiam pracę pielęgniarki weterynaryjnej. Byłam załamana, gdy lekarze doradzili mi, abym unikała jakiegokolwiek kontaktu ze zwierzętami przez kilka pierwszych miesięcy po operacji. Istniało ryzyko zakażenia, szczególnie od kotów, które mogło się okazać śmiertelne. Dodałam to do długiej listy innych rzeczy, których początkowo musiałam unikać: tłumów ludzi, prowadzenia auta, seksu. Nie żebym miała samochód czy kogoś, z kim mogłabym uprawiać seks, ale i tak czułam, że coś tracę. Na szczęście doktor Kapur był zadowolony z postępów i stopniowo redukował dawki leków immunosupresyjnych, więc teraz wszystko wróciło do normy. Do mojej nowej normy, w każdym razie. Zgodził się, że psychologiczne korzyści z powrotu do pracy przewyższą potencjalne ryzyko, które teraz jest już nieznaczne.
– Tak, wracam do pracy. Linda się o mnie zatroszczy – mówię, a mama ściąga usta. Wiem, że jej zdaniem nikt nie potrafi się mną zaopiekować tak jak ona. – Przyda mi się podcięcie włosów, dzięki, mamo.
Owijam długie mysie pasmo wokół palca. Końcówki są rozdwojone, a włosy znacznie cieńsze niż kiedyś. Zdejmuję płaszcz i wyciągam ręce jak mumia, podczas gdy fryzjerka zakłada mi czarną pelerynę.
Brzeg umywalki boleśnie wbija mi się w kark, gdy odchylam głowę i zaciskam szczęki. Ciepła woda zalewa mi uszy i ochładza się, spływając za kołnierz, ale potwierdzam przez zaciśnięte zęby, że temperatura jest w porządku i że „tak, wygodnie mi”. Woda przestaje płynąć, a zdecydowane palce masują mi czaszkę. Szampon pachnie energetyzująco – chyba cytryną – i tak dobrze być znowu dotykaną. Niemal jęczę na głos, a wcześniejsze napięcie znika.
Przed lustrem fryzjerka przeciąga grzebieniem przez moje włosy. W fotelu obok mama macza herbatnik w kawie.
– A zatem tylko podcinamy?
Błysk czerwieni przemyka mi przed oczami. Uczucie lekkości, jakiego jeszcze nigdy nie znałam, popycha mnie naprzód. Mam wrażenie, że od momentu, gdy usłyszałam, jak Fiona mówi o drugiej energii, już nie czuję się taka samotna. Wyobrażam sobie, że ktoś szepcze do mnie z podświadomości, i czuję się odrobinę bardziej odważna.
– Zmieniłam zdanie – odpowiadam. – Czy mogę spróbować czegoś zupełnie innego?
***
Zasłona włosów już nie chroni mnie przed wiatrem i czuję chłód na karku. Mimowolnie przeglądam się w każdej sklepowej witrynie, którą mijamy. Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ja. Gdy tylko docieramy do domu, staję w przedpokoju i przeglądam się w lustrze w pozłacanej ramie, które kupiłam na pchlim targu.
– Dobrze wyglądasz – mówi mama, stając za mną.
– Nie wiem, co mnie opętało – wyznaję i przechylam głowę z lewa na prawo, ciągnąc się za kosmyki przed uszami, jakbym jakimś cudem mogła je wydłużyć.
– To z pewnością odważny wybór dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie farbował i nie ścinał włosów, ale wyglądasz dobrze. Młodziej.
Przecież nie jestem taka stara, ale wiem, co ma na myśli. Stres ostatnich kilku miesięcy odcisnął piętno na mojej twarzy, ale fryzurka w stylu pixie naprawdę mi pasuje.
– Herbaty? – pyta mama.
– Tak, proszę. – Wciągam brzuch, podczas gdy ona przeciska się obok mnie i zmierza do kuchni.
Rozlega się szum wody, gdy odkręca kran, a potem kliknięcie włączanego czajnika. Słyszę, jak otwiera lodówkę, żeby wyjąć karton mleka, i wiem, że powącha je, by sprawdzić, czy się nie zepsuło.
Nie mogę przestać gapić się w lustro. Ruda farba ociepliła odcień mojej skóry. Fioletowe wory pod oczami nie są już tak widoczne. Przygładzam włosy obiema dłońmi, przyciskając je do skóry głowy; są takie miękkie. W opuszkach palców czuję mrowienie, jakby były naładowane elektrycznością, i panika narasta. Znowu zaczynam doświadczać tego, co przytrafiło mi się w obecności Fiony. Jestem niemal oderwana od rzeczywistości. Moje odbicie w lustrze zaczyna się zamazywać i dostaję zawrotów głowy. To nie może się dziać. Nie znowu.
Ciemność. Krzyki. Ból.
Uczucie strachu uderza mnie tak mocno, że czuję, jakby żelazna obręcz zaciskała mi się wokół płuc, ograniczając oddychanie. Wrażenie niebezpieczeństwa jest duszące. Po paru chwilach wszystko ustępuje i znowu stoję w przedpokoju, opierając się o ścianę całym ciężarem ciała. „Jestem bezpieczna”, mówię sobie, ale nie czuję się bezpieczna. Zupełnie jakby Fiona coś we mnie przebudziła. Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciarki. Oddycham powoli i głęboko, ale krzyki, które słyszałam zaledwie kilka sekund wcześniej, wciąż odbijają się echem w mojej głowie. Moje używane serce szamocze się, uderzając o żebra, a ja dociskam palce do klatki piersiowej. Do kogo należało?
– Pozwól odejść obsesyjnym myślom – powiedziała Vanessa w ostatni wtorek.
Ale co, jeśli to one nie pozwolą odejść mnie?
Co wtedy?