Читать книгу Prezent - Louise Jensen - Страница 9

3.

Оглавление

Wróciłam do domu wiele tygodni temu, ale wciąż nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że mieszkam sama. Budzą mnie najlżejsze hałasy i leżę sztywno pośrodku łóżka, oszołomiona, podczas gdy panika ściska mi gardło jak sznur. Przyciągam kołdrę do piersi, dopóki nie zidentyfikuję źródła dźwięku. Zazwyczaj to odgłos zatrzaskiwanych drzwiczek samochodu albo rozmowy sąsiadów wracających późno do domu, a ja zmuszam się do rozwarcia pięści i próbuję myśleć o czymś przyjemnym, tak jak poinstruowała mnie Vanessa. Sam wślizguje się do wszystkich wspomnień. Tęsknię za nim przy każdym oddechu.

Rozczesuję splątane włosy i skrapiam nadgarstki waniliowymi perfumami. Za oknem sypialni pastelowe niebo nabrało chabrowej barwy. To będzie cudowny dzień, ale blask słońca nie rozprasza mroku, który czuję w środku. Dziś wychodzę z mamą. Pisk opon na zewnątrz sprawia, że podskakuję. Mama macha mi z taksówki, a ja krzyczę, że zaraz zejdę. Otwieram drzwi wejściowe i zatrzymuję się w progu, powtarzając sobie, że nie ma się czego bać.

– Wzięłaś leki? – pyta mama, zanim jeszcze zdążę zamknąć za sobą drzwi czy zapiąć pas.

– Tak – odpowiadam.

Czasami traktuje mnie, jakbym wciąż była dzieckiem.

– Jak miło, prawda? Mam dla ciebie niespodziankę. Właściwie to dwie.

Prawy kierunkowskaz klika i włączamy się do ruchu. Wrzucam do ust cukierek, pozwalając, by miętowy smak uspokoił wzburzony żołądek.

– Chcesz jednego? – podsuwam opakowanie mamie.

– Nie, dziękuję. – Uśmiecha się, ale z przymusem, i zauważam, jaka jest blada. Siateczka zmarszczek wokół jej oczu się pogłębiła.

– Wszystko w porządku, mamo?

Wygląda przez okno, jakby szukała odpowiednich słów.

– Muszę ci coś powiedzieć. – Nie potrafi spojrzeć mi w oczy, ale ściska mnie za rękę. – Postanowiłam złożyć pozew o rozwód.

– Mamo! Nie!

Taksówkarz pogłaśnia radio, ale nie obchodzi mnie, czy przysłuchuje się naszej rozmowie. Wciąż jeszcze nie pogodziłam się z tym, że rodzice zdecydowali się na separację niedługo po moim wyjściu ze szpitala.

– Nie możesz tak po prostu zrezygnować z trzydziestu pięciu lat małżeństwa. Czy tata wie? – Miałam nadzieję, że po jakimś czasie spędzonym oddzielnie rozwiążą swoje problemy.

– Jeszcze nie.

– Wciąż nie rozumiem, dlaczego się rozstaliście.

– To skomplikowane.

To samo mówi tata, gdy go pytam, jakby wspólnie przećwiczyli te słowa.

– Niemożliwe, że tego chcesz.

– Ale tak właśnie jest. Dobrze mi samej – upiera się, chociaż siwe włosy i głębokie bruzdy po obu stronach nosa mówią co innego.

– Czy to moja wina? – Wcześniej wydawali się tacy szczęśliwi. Nie potrafię sobie wyobrazić, w jakim napięciu żyli, gdy bali się, że umrę.

– Nie wszystko kręci się wokół ciebie, moja panno.

Mówi energicznym głosem i wydaje się opanowana, ale to mnie nie uspokaja. Moja choroba okazała się niewyobrażalnym obciążeniem dla nas wszystkich, a radość towarzysząca powrotowi do zdrowia przyćmił smutek związany z rozstaniem rodziców. Z rozstaniem moim i Sama.

– W każdym razie jesteśmy na miejscu. – Wyławia dwudziestofuntowy banknot z torebki, podczas gdy taksówka zatrzymuje się pod budynkiem loży masońskiej.

Wysiadam, zginając odrętwiałe palce, którymi kurczowo trzymałam się klamki, i zastanawiam się, co my tu robimy.

***

Grupka dziewcząt pobrzękujących bransoletkami, w spódniczkach wielobarwnych jak cukierki Smarties, zmierza do środka. Nad kamiennym wejściem łopoczą sztandary z napisem: „Umysł, Ciało, Dusza”. Tłumię jęk.

– Wiem, że nie jesteś przekonana do tych rzeczy, ale Vanessa polecała ci medytację, prawda? W związku z twoimi lękami. Pomyślałam, że może tutaj dowiemy się czegoś na ten temat – tłumaczy matka.

Na jej twarzy maluje się niecierpliwe wyczekiwanie.

Nim zdążę odpowiedzieć, na schodkach za mną rozlega się dudnienie stóp. Uskakuję z jękiem, gdy ktoś potrąca mnie w ramię. Unoszę ręce ku twarzy w obronnym geście.

– Jenno – mama delikatnie ujmuje moje dłonie w swoje i opuszcza je na dół – nie możesz dalej tak egzystować. Nie jesteś sobą. Cały czas chodzisz podminowana. Po prostu chcę, żebyś znowu była szczęśliwa. Żebyś zaczęła żyć.

– Ja też tego chcę. – Czuję, że zaraz ulegnę emocjom. – Jestem taka wdzięczna za tę drugą szansę, naprawdę jestem. Ale…

– To przytłaczające, wiem. Jeśli jednak masz wrócić do pracy w poniedziałek, chociaż wiesz, że ja uważam, że to za wcześnie, to musisz znaleźć coś, co pomoże ci się zrelaksować, a już i tak bierzesz tyle leków. Po prostu zajrzyjmy tam i poszukajmy jakichś naturalnych rozwiązań, dobrze?

– Tak. – Mój głos brzmi niepewnie, ale mama bierze mnie pod ramię i razem wchodzimy do środka.

Podskakuję, gdy dźwięk gongu odbija się echem w wielkiej hali. Stoi tu pełno stołów na kozłach, chyboczących się i skrzypiących pod ciężarem srebrnej biżuterii oraz stert książek, z których każda ma na okładce frazę „zmieniająca życie”.

Zaciskam wargi i przeglądam kolorowe ciuchy wiszące na metalowym drążku. Powietrze jest zadymione kadzidełkami o przesłodzonym zapachu drzewa sandałowego. Mój wzrok przykuwa długa spódnica z gumką wszytą w pasie. Zdejmuję ją z wieszaka i przykładam do siebie. Tkanina szeleści wokół kostek. Rozpaczliwie potrzebuję nowych ubrań. Jeszcze nigdy nie odżywiałam się tak zdrowo, ale przytyłam niemal dwanaście kilogramów. Podczas ostatniej wizyty kontrolnej doktor Kapur wyjaśnił, że to wina leków i niewielka cena, jaką trzeba zapłacić za to, że żyję, a ja poczułam się zawstydzona, że w ogóle o tym wspomniałam. Ale nie sądzę, by pasowały mi nierównomiernie farbowane stroje. Zazwyczaj noszę dżinsy. W zeszłym roku próbowałam zaryzykować i coś zmienić, ale Rachel popłakała się ze śmiechu, gdy przymierzyłam lateksowe legginsy w Topshopie. Uśmiecham się na to wspomnienie, żałując, że jej tu nie ma.

Mama mruży oczy, studiując program targów.

– W boksie numer dwa przyjmuje medium. Pójdziemy sprawdzić?

Nie przychodzi mi do głowy nic gorszego, ale wiem, że to ją uszczęśliwi, więc się zgadzam. To chyba nie może mi zaszkodzić, prawda?

***

Na drzwiach boksu numer dwa wisi biała kartka z napisem „NIE PRZESZKADZAĆ”, nagryzmolonym niebieskim długopisem. Opieram się o ścianę, podczas gdy mama instruuje mnie, żebym nie zdradzała medium żadnych prywatnych informacji. Drzwi się otwierają i dziewczyna koło dwudziestki wypada ze środka z uśmiechem na ustach.

Mama ściska mnie za rękę; jej dłonie są gorące i lepkie, a ja martwię się, że traktuje to wszystko zbyt poważnie. Mam nadzieję, że jasnowidzka siedząca w środku będzie sympatyczna.

W pokoju jest jasno. Kobieta, która zaprasza nas do środka, nie może być dużo starsza ode mnie. Miodowe włosy ma elegancko obcięte na boba. Kremową bluzkę zdobią różowe motylki. Jestem rozczarowana. Spodziewałam się czegoś bardziej klimatycznego. Świeczek. Kryształowej kuli. Przynajmniej kart tarota.

– Proszę, usiądźcie. – Wskazuje na krzesła. Ostre paznokcie ma pokryte akrylem. – Jestem Fiona.

Mama i ja wymieniamy spojrzenia. Wiem, że zastanawia się, czy powinnyśmy podać nasze prawdziwe imiona. Tłumię chichot, wspominając, jak kiedyś z Rachel wymyśliłyśmy sobie pseudonimy gwiazd porno, łącząc imiona naszych pierwszych zwierzaków z nazwami ulic, przy których się wychowałyśmy. Ja nazywałam się Silky Queen, podczas gdy Rachel była Misty Manor.

– Pierwszy raz? – pyta Fiona.

– Tak. – Mama obdarza mnie znaczącym spojrzeniem, więc biorę się w garść. – Nazywam się Daphne, a to jest moja córka, Jenna.

– Miło mi was poznać. Jestem medium. Czy wiecie, co to znaczy?

– Komunikuje się pani ze zmarłymi? – mówi matka, a ja nie mogę się powstrzymać i przewracam oczami.

– Nie do końca. Dostrajam się do energii ludzi lub przedmiotów, korzystając z intuicji, ale prowadzi mnie również otaczająca was duchowa energia. Która chce zacząć pierwsza?

– Jesteśmy tutaj tylko dla Jenny. – Mama zrzuca z ramion rozpinany sweter i pochyla się do przodu. – Mnie nic nie jest.

Fiona na moment przymyka oczy, po czym patrzy na mnie tak intensywnie, że na policzki występują mi rumieńce.

– Przeżyłaś ostatnio życiowy wstrząs?

Kiwam głową. Nie robi to na mnie wrażenia. Czyż nie każdy przeżył jakiś wstrząs?

– Jakaś strata?

Zaciskam usta. Nie chcę niczego zdradzić i jestem zdeterminowana, by nie wspominać o Samie.

– Byłaś chora – stwierdza, a ja tłumię westchnienie, myśląc, że przecież większość ludzi miała niedawno kaszel czy katar. A w każdym razie ból głowy. Błądzę myślami, zastanawiając się, jak szybko skończymy i co mogłybyśmy zjeść na lunch. To wszystko jest takie mętne.

– Jenno, byłaś jednym z bliźniąt?

Patrzę na mamę z zaskoczeniem.

– Nie, a w każdym razie nie sądzę.

– Czy kiedykolwiek miałaś powody podejrzewać, że istniał więcej niż jeden płód? – Fiona kieruje to pytanie do mamy.

– Nie. Nigdy – dziwi się mama.

Fiona marszczy brwi.

– Zdecydowanie wyczuwam dwie energie. Podział. Często zauważa się to u bliźniąt jednojajowych. Zupełnie jakby walczyły tutaj dwie osobowości.

Moje nowe serce wali mi w piersi.

– Ta druga energia – pytam. – Jest męska czy żeńska?

– Zdecydowanie kobieca – mówi Fiona.

Pochylam się do przodu. Czy to możliwe, że ona mówi o dawczyni? Ale to przecież niedorzeczne, prawda? Przygryzam wargę, próbując zdecydować, czy powinnam jej powiedzieć o przeszczepie.

– Czy może chodzić o babcię? – pyta mama, a ja opadam z powrotem na oparcie, rozczarowana.

Oczywiście. Okaże się, że to moja zmarła babcia. Gromię się w myślach za to, że chociaż przez moment uwierzyłam, iż Fiona ma jakiś specjalny dar.

– Nie – mówi Fiona. – To jest młodsze. Silniejsze.

– Kto to jest?

Ciemne chmury blokują słońce za oknem, zamieniając dzień w noc, a ja drżę.

Fiona pochyla się i chwyta mnie za rękę, a ja mam wrażenie, jakby poraził mnie prąd. Czuję mrowienie w opuszkach palców. Próbuję się odsunąć, ale ona zaciska uchwyt, a jej jaskraworóżowe paznokcie wbijają mi się w skórę. Podczas gdy mnie dotyka, mój wzrok zachodzi mgłą, a pokój blaknie, aż w końcu otacza mnie ciemność. Gdzie jestem? Słyszę krzyki. Serce mi wali. Pot spływa ciurkiem po twarzy. Jakiś cień zbliża się do mnie i czuję, jak coś mną potrząsa. Boję się. Tak bardzo się boję. Dzieje się coś bardzo, bardzo złego, a ja nie jestem bezpieczna. Przełykam ostry smak strachu i nabieram głęboko powietrza, żeby się uspokoić, ale nozdrza zalewa mi metaliczny zapach. Widzę przebłysk krwi. Krew. Narasta we mnie krzyk, ale w tym momencie Fiona puszcza mnie gwałtownie i powracam do rzeczywistości. Dyszę ze strachu, próbując się odezwać. Ocieram wilgotne dłonie o materiał dżinsów.

– Dobrze się czujesz, Jenno? – Mama patrzy na mnie z niepokojem, wyciąga rękę i dotyka mojego ramienia. – Cała się trzęsiesz.

– Co się właśnie wydarzyło? – pytam drżącym głosem. – To wydawało się takie realne.

– Skarbie, nie wiem – mówi mama. – Wydawałaś się taka nieobecna i…

– Ona prosi o twoją pomoc – przerywa jej Fiona.

– Kto? – Jestem teraz bliska łez.

Czy ja zaczynam tracić zmysły? Co właśnie widziałam?

– Musisz się nauczyć słuchać, co ona ci mówi. – Fiona klepie mnie po ręce, a ja się wzdragam, gdy znowu mnie dotyka, ale tym razem nic się nie dzieje.

– Nie rozumiem…

Rozlega się pukanie do drzwi i dwie dziewczyny zaglądają do boksu.

– Przepraszamy – wahają się na nasz widok.

– Nic się nie stało. Już skończyłam – mówi Fiona. – Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, Jenno.

– Ale kto…

– Łączność, którą nawiązałam, została zerwana. Naprawdę nic więcej nie wiem – brzmi przepraszająco. Chcę jej zadać więcej pytań, ale dziewczyny stoją już przy stole w oczekiwaniu, aż wyjdziemy. Nogi drżą mi tak bardzo, że z trudem się podnoszę. – Bądź ostrożna, Jenno. – Głos Fiony odprowadza mnie na zewnątrz.

– Znajdźmy jakieś miejsce, gdzie będziesz mogła usiąść – proponuje mama, biorąc mnie pod rękę. – Nie mam pojęcia, o czym ona, do licha, mówiła. Wyglądała na szarlatankę. Przepraszam, skarbie. Po prostu chciałam, żebyś usłyszała od niej coś dobrego, co da ci nadzieję na przyszłość. A to całe gadanie o tym, żebyś była ostrożna! Nie zwracaj na to uwagi.

Docieramy do schodów.

– Usiądź tutaj, skarbie. Przyniosę ci wody – mówi. – Jesteś taka blada.

Siadam na stopniach, zamykam oczy i próbuję nadać sens temu, co właśnie się stało. Serce tłucze mi się w piersi. Druga energia. To chyba nie może być… a jednak? Dociskam dłoń do żeber, a moje nowe serce zdaje się wybijać słowo „pomocy, pomocy, pomocy”.

Prezent

Подняться наверх