Читать книгу Zimny strach - Mads Peder Nordbo - Страница 10

4

Оглавление

Baza w Thule, Grenlandia Północna

27 lutego 1990

Tom wyciągnął rękę i przesunął swojego szpiega aż do jednego z czerwonych pionków Briggsa. Spojrzał pytająco na kolegę.

– Bum – powiedział Briggs.

Tom pokiwał głową z zadowoleniem.

– Tak właśnie myślałem.

Briggs przesunął pionka na pole obok bomby.

– Trzygwiazdkowiec? – chciał wiedzieć Tom.

– Przecież ci, do cholery, nie powiem.

– Albo się da, albo się nie da – stwierdził Tom i przesunął sapera za swojego czterogwiazdkowca stojącego obok bomb Briggsa.

Nogi Briggsa drżały.

– Kurwa, nie mogę skupić się na tym chłamie.

– Właśnie po to gramy.

Briggs wodził wzrokiem od pionka do pionka, jak gdyby były żywe i poza kontrolą.

– No dalej, do przodu – zachęcał go Tom. – I tak zawsze wygrywam.

– Pieprzyć tę grę – wybuchnął Briggs i kopnął stolik stopą, wywracając kilka pionków.

Tom podniósł wzrok znad planszy.

– Ej, opanuj się trochę.

– Nie dam dłużej rady – jęknął Briggs. Oddychał gwałtownie, jego klatka piersiowa falowała pod szarą sportową bluzą. – Te eksperymenty nas wykończą.

Tom podniósł się i podszedł do jedynego okna w pomieszczeniu. Na zewnątrz panowała gęsta ciemność, mimo że był środek dnia. Śnieg piętrzył się aż do dolnych partii szyby. Tom otworzył okno. Było minus piętnaście stopni. Owiało go rześkie powietrze, które poczuł głęboko w płucach. Nie odczuwał jednak zimna, mimo że widział, jak skóra rąk natychmiast reaguje w kontakcie z mrozem. Włożył obie dłonie głęboko w śnieg leżący tuż pod oknem i oparł brodę na drewnianej ramie okiennej.

– Odbiło ci? – zapytał Briggs.

– Nie czuję zupełnie nic – odparł Tom. – W ogóle żadnego zimna… Pojechane, co?

– Co to ma, kurwa, za znaczenie, jeśli jednocześnie usmażysz sobie mózg! – wykrzyknął Briggs. – Spójrz na moje ręce!

Tom odsunął się od śniegu i odwrócił w stronę Briggsa, który stał z dłońmi wyciągniętymi przed siebie.

– Nie jestem w stanie niczego zrobić, kiedy cały czas tak się trzęsę – ciągnął Briggs. – To całe gówno zaczyna się właśnie od głowy… Nie wierzę, żebym koniecznie musiał brać udział w samym eksperymencie.

Tom przesunął wolno dłońmi po twarzy. Były mokre, ale nie zimne.

– Skombinować ci coś na uspokojenie?

– Co? Na uspokojenie… Nie. Nażarłem się wystarczająco dużo chemii. Chcę się z tego wypisać. Całkowicie.

– To nie takie proste – odrzekł Tom.

– Mam to, kurwa, gdzieś – oświadczył Briggs. – To nas kompletnie rozwali… i w imię czego? Żebyśmy mogli przechadzać się po Arktyce, nie marznąc? – Zamachał rękami. – W tym miejscu nic kompletnie się nie dzieje. Co my w ogóle robimy w tym popierdolonym kraju?

– Tu nie chodzi o Grenlandię – wyjaśnił Tom. – Odporność na zimno stwarza ogromne możliwości… Neandertalczycy byli odporniejsi na zimno niż my i gdybyśmy potrafili obudzić ten genom, wtedy…

– Neandertalczycy? – przerwał mu Briggs. – Do kurwy nędzy, Tom. Gdyby to miało takie znaczenie, to przecież chybaby nie wymarli?

– Klimat zmienia się nieustannie.

– Tak, ale na cieplejszy… Bardzo serdecznie dziękuję za to, że wolno mi było rozjebać sobie mózg przez tę odporność na zimno, żebym później mógł pocić się niemiłosiernie, przyglądając się topniejącemu lądolodowi.

– Zmiany klimatyczne się odwrócą – upierał się Tom. – Coś takiego może się zdarzyć nagle, ale to nieważne, bo doświadczenie skupia się na tym, co tu i teraz. Jeśli za pomocą farmakologii uda nam się wspomóc odporność na zimno, wzmocni to wszystkie arktyczne jednostki NATO. Prawdopodobnie umożliwi także nowe osadnictwo, na przykład da mieszkańcom krajów równikowych, obszarów przeludnionych albo tych dotkniętych suszą szansę rozpoczęcia nowego życia w zimniejszych, ale słabo zaludnionych strefach arktycznych.

– Żadnym normalnym ludziom nie przyjdzie do głowy się tu osiedlić! – wykrzyknął Briggs i uderzył z taką siłą w ścianę za sofą, że na skórze ponad knykciami pojawiły się dwa pęknięcia. Wbił wzrok w dłoń. – Nie wiem, co mnie nachodzi. Nie mogę spać. Po prostu wariuję, nie jestem w stanie się kontrolować. Nie mogę tak dłużej. Muszę się z tego wypisać.

– …Także z Tupilaka?

– Od Tupilaka nie ma odwrotu – odparł Briggs krótko. – Tupilak trwa. Zimnem muszą się jednak zająć inni.

Tom zaczął przyglądać się swoim dłoniom. Trzęsły się. Zamknął oczy. Potarł ostrożnie powieki. Czuł, jak głęboko w jego ciało wgryza się zmęczenie.

– Trzeba ci zmniejszać dawkę – powiedział cicho. – Przez tydzień zejdziesz do połowy, a potem zostaniesz zupełnie wyłączony. Inaczej nie da się tego zrobić.

Briggs usiadł na sofie i ukrył twarz w dłoniach.

– Nie widzisz, co to z nami robi?

– Wiedzieliśmy o tym od samego początku.

– Co to za pierdolenie – odparł Briggs. – My dwaj sami decydujemy o tym, czy do końca będziemy jechać na tych tabletkach. Wystarczy, że zostaną Bradley i Reese.

– Nie… i to nie zależy od nas, dobrze o tym wiesz.

– Aż skończymy jak totalne świry – wybuchnął Briggs.

– To kwestia przyzwyczajenia – stwierdził Tom. – Złość niedługo ustanie.

Briggs potrząsnął głową.

– A co u Annelise i Matthew?

– Co masz na myśli?

– No, czy dobrze im się żyje w Danii?

– W porządku – odparł Tom. – Mieszkają w małej miejscowości na wsi. Tommerup.

– Nie tęsknisz za nimi?

– Owszem.

– Więc rzuć to pojebane gówno i pojedź tam do nich, zanim będzie za późno. Musisz mieć mnóstwo zaległego urlopu.

Tom znowu podszedł do okna.

– Jak sam powiedziałeś, od Tupilaka nie ma odwrotu.

Briggs wlepił wzrok w małą białą bliznę tuż nad lewym nadgarstkiem.

– Minęło już tyle lat – powiedział Tom z uśmiechem.

– Kurwa, zawsze byłeś porządnie trzepnięty! – wykrzyknął Briggs. – „Tnij głębiej”, powiedziałeś. „Krew powinna się wymieszać”. – Popatrzył mu w oczy. – Wtedy t a k ż e prawie nas zabiłeś.

Tom zerknął na bliznę na swoim przedramieniu.

– Słuchaj… Jeśli coś mi się stanie, czy mógłbyś mi obiecać, że będziesz miał oko na Matthew?

– Jeśli się stanie co?

– No, jeśli zniknę albo umrę.

– Przestań z taką gadką, nienawidzę dzieci.

– Mówię to na poważnie!

Briggs wciągnął głęboko powietrze i ponownie je wypuścił.

– Kurwa, nie jestem w stanie zaopiekować się żadnym dzieckiem.

– No przecież nie mówię, że masz go adoptować. – Tom objął swój lewy nadgarstek i potarł bliznę opuszką kciuka. – Po prostu chciałbym, żebyś był dobrze zorientowany… Na odległość… Ewentualnie pojawił się, jeśli chłopak wpakuje się w jakieś gówno… Jeśli będziesz miał dzieci, zrobię dla nich to samo.

– Dobra – skapitulował Briggs. – Będę go pilnował… na odległość!

– To obietnica?

– No, przecież mówię. Ale zostań przy życiu, okej? Kiepsko mi wychodzi zajmowanie się dziećmi. – Briggs pokręcił głową i wstał. – Chodź ze mną na siłownię, potrenujemy podnoszenie ciężarów.

– Nie dzisiaj.

Tom odprowadził Briggsa do drzwi, potem wyszedł do toalety, gdzie otworzył małą szafkę z lustrem zawieszoną nad umywalką. Wyjął stamtąd niewielką fiolkę bez etykiety, wytrząsnął z niej dwie nierówne tabletki i włożył do ust.

Utkwił wzrok w swoim odbiciu w lustrze. Twarz była wąska. Blada. Oczy gapiły się na niego, jedno z nich dwiema źrenicami. Matthew odziedziczył po nim tę wadę pigmentową. Dodatkowa czarna kropka w oku wyglądała, jakby miał dwie źrenice. Tom spuścił powieki. Uśmiechała się do niego twarz jasnowłosego chłopca. Tego dnia, kiedy Annelise i Matthew wsiedli na pokład samolotu w Thule, aby przenieść się do Danii, syn także śmiał się i machał. Był za mały, żeby zrozumieć, jak dużo czasu upłynie, zanim ponownie zobaczy ojca. Nie mogli jednak zostać tutaj w bazie, biorąc pod uwagę, jak rozwijała się sytuacja. Tom zwyczajnie nie miał odwagi.

Tabletki działały. Wywoływały napięcie mięśni. Pochylił się do przodu i od pierwszego zetknięcia się jego dłoni z podłogą pokrytą linoleum zaczął robić pompki. Nie przestawał jeszcze długo po tym, jak odechciało mu się liczyć.

Pukanie do drzwi przywróciło go do rzeczywistości. Podniósł się z podłogi i szybko opłukał twarz.

Pot spływał po jego ciele wraz z wodą.

Pukanie rozległo się ponownie.

– Moment… już idę.

Otworzył drzwi, za którymi stała jedna z niewysokich Inuitek pracujących w mesie. Uśmiechała się do niego.

– Sierżancie Cave… Telefon do pana… Z Danii.

Zimny strach

Подняться наверх