Читать книгу Zimny strach - Mads Peder Nordbo - Страница 8
2
ОглавлениеBaza w Thule, Grenlandia Północna
13 lutego 1990
Ciemność otaczała sylwetki pięciu mężczyzn, którzy w milczeniu siedzieli pośród śniegu. Ostatnie pomiary pokazywały temperaturę minus trzynaście stopni, a wiatr porywający ze sobą najwyższe warstwy śniegu i wprawiający je w wir powodował, że mróz dawał się znacznie dotkliwiej we znaki.
Tom zlustrował swoje ciało. Śnieg zaczął zbierać się w wielu zagięciach białej bawełnianej bielizny. Na początku ciepło ciała roztapiało śnieg, ale teraz skóra pod tą cienką warstwą ubrania była tak zimna, że śnieg osiadał na niej bez problemu. Materiał wydawał się sztywny. Jakby przymarznięty do skóry. Mężczyzna rozejrzał się, żeby zobaczyć, co z pozostałymi – jego trzema kumplami z bazy i młodym Grenlandczykiem o imieniu Sakkak z osady Moriusaq. Żaden z nich nie miał na sobie nic więcej poza wojskową bielizną. Cienka bawełna zakrywała ich ciała, ramiona i nogi, oprócz tego wszyscy nosili niebieskie buty sportowe. Na ich brwiach i krótkich włosach osiadł śnieg. Niczym lodowe perły. Skóra była blada. Krew odpłynęła z zewnętrznych naczyń krwionośnych.
Sakkak trząsł się na całym ciele i głośno dyszał. Jego dłonie zaciskały się i rozwierały niemalże w każdej sekundzie. Rytmicznie.
Na półmetku eksperymentu zabrali ze sobą Sakkaka w charakterze zabezpieczenia i dziś towarzyszył im tu po raz pierwszy. Musiał być z nimi ktoś, czyje ciało reagowało normalnie.
Tom zamknął oczy. Wyraźnie czuł każde uderzenie serca. Krew krążącą pod skórą. Wszystko działo się w spowolnionym tempie. Niemrawo. Puls był niski. Jego ciało wciąż odczuwało ból, ale nie tak duży jak w pierwszych tygodniach doświadczenia.
W jego ciele tkwiła świadomość tego, że umiera. Instynkty mózgu staczały walkę z zimnem. Za każdym razem, kiedy siedzieli na mrozie, Tom czuł, jak jego ciało przechodzi przez kolejne stadia mające zapobiec jego śmierci. Mięśnie dygotały. Puls wzrastał. Płuca domagały się więcej tlenu. Skóra bledła.
Dopóki nie mieli pełnej kontroli nad krążeniem krwi w zbytnio wychłodzonych ciałach, Inuita stanowił ich zabezpieczenie przed śmiercią. Gdyby Grenlandczyk zaczął trząść się gwałtownie, a jego palce i płatki uszu zsiniały z zimna, musieliby wrócić do środka, i tę granicę prawie już osiągnęli. Mimo że nie odczuwali żadnych oznak marznięcia, wszyscy musieli być już bardzo blisko punktu krytycznego.
Silny podmuch przeleciał między barakami, aż nimi zatrzęsło. Tom skierował wzrok ku niebu. Wydawało się nieprzeniknione – tylko szarość i czerń, nigdzie ani śladu światła, jedynie tnący śnieg. Dotknął opuszek palców. Były niczym obce ciało, nie miał wrażenia, że dotyka samego siebie. Sięgnął ręką do tyłu i zapukał w jedną z zewnętrznych ścian drewnianego baraku. Z każdym ruchem skostniałe stawy stawiały opór.
Wzywano ich do środka po kolei. Sakkak. Briggs. Bradley. Reese. Sierżant Cave. Po wejściu prosto z mrozu do ciepłego pomieszczenia nie czekano, tylko natychmiast podłączano ich do aparatury.
Wchodząc do budynku, Tom wciągał powietrze głęboko do płuc. Ciepło wydawało się intensywne, natychmiast poczuł mrowienie i ukłucia pod skórą na całym ciele.
Pozostali usiedli na długiej ławce. Ich ciała pokrywały małe gumowe końcówki pomiarowe, poprzez cienkie elektrody podłączone do mnóstwa stojących za nimi aparatów analitycznych.
Tom ciężko oddychał, ściągając podkoszulek z długim rękawem i kalesony. Rozebrał się aż do samych bokserek i usiadł obok młodego Grenlandczyka, czując, jak gumowe końcówki wgniatają się w jego skórę.
Sakkak przyjrzał mu się uważnie.
– Jesteś Duńczykiem?
– Nie, ale mówię po duńsku.
– Pozostali nie mówią – dziwił się Sakkak. – Po grenlandzku też nie.
– Są z tutejszej bazy – wyjaśnił Tom. – To Amerykanie.
– Nazywam się Sakkak – przedstawił się z uśmiechem młody Inuita. – Mój duński też nie jest najlepszy. – Potarł się po udach i chrząknął. – Ty też bierzesz w tym udział po raz pierwszy?
– Nie. – Tom wciągnął ciężko powietrze nosem. – Eksperyment trwa od niecałych dwóch miesięcy.
– O rany – jęknął Sakkak i otworzył szeroko oczy. – Długo. – Wciąż rozcierał uda dłońmi.
– Kiedy dokonują pomiarów, powinniśmy siedzieć nieruchomo. – Tom zerknął na Sakkaka. – Mam na imię Tom.
– Mieszkam w Moriusaq razem z moją dziewczyną – odpowiedział Sakkak.
Tom pokiwał głową. Już to wiedział.
– Utrzymuję się z łowiectwa.
Tom zerknął na ciało młodego Inuity. Skóra była czerwona i upstrzona białymi kropkami. Wciąż cały się trząsł.
Sakkak zwrócił wzrok ku ciemnym oknom.
– Moja dziewczyna nazywa się Najârak. Ma dwadzieścia dwa lata, a razem jesteśmy prawie od trzech. – Przeszył go dreszcz. Zaśmiał się do siebie. – Pochodzi z Savissivik. Poznaliśmy się, bo akurat tego lata do Moriusaq zjeżdżali mieszkańcy z wielu innych osad na coroczne spotkanie. Właśnie upolowałem swojego pierwszego niedźwiedzia i Najârak miała go oprawić. Nie bardzo jej to wychodziło, więc poprosiła mnie o pomoc, ale ja także nie byłem pewien, jak się to robi, i skończyło się tak, że cali umazaliśmy się krwią. Popatrzyliśmy wtedy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. – Sakkak ponownie spojrzał na Toma. – W tym roku urodziła mi syna, nazwaliśmy go Nukannguaq. Jestem taki szczęśliwy, że go mamy.
– To wspaniale – odparł Tom. – Też mam syna, ale mieszka w Danii z matką. Ma trzy lata.
– W Danii? – zdziwił się Sakkak. – W takim razie musisz go niedługo odwiedzić. Syn powinien mieć ojca, żeby się od niego uczyć, jak poradzić sobie w życiu, to wiem na pewno. Tych, którzy nie mają ojców, nikt nie pilnuje… Nukannguaq ma mnie.
– Najpierw musimy zakończyć ten eksperyment – odpowiedział Tom, wskazując głową na aparaty i naukowców, którzy sporządzali notatki na podstawie odczytanych wyników.
Sakkak się uśmiechnął. Zmarszczył czoło.
– Nie rozumiem tego, że tak bardzo marznę, skoro wam nie jest zimno.
– Sierżancie?
Tom obrócił się i spojrzał przez ramię.
– Co mówi ten Eskimos? – zapytał po angielsku głos za ich plecami.
– Opowiada o swojej dziewczynie i synu – wyjaśnił Tom.
– Nie możesz mu powiedzieć, żeby się zamknął?
Tom obrócił się w stronę Sakkaka.
– Musimy być cicho. – Wskazał na aparaturę podłączoną do swojej ręki. – Rozmowy zakłócają pomiary.
Sakkak wbił wzrok w stopy.
– Może te tabletki działają lepiej na was, białych.
Tom zamknął oczy i ponowie zatopił się w myślach. Wciąż czuł mrowienie pod skórą. Krew przemieszczała się, teraz krążyła bez żadnych przeszkód. Tym razem siedzieli na dworze przez ponad godzinę, a on ani przez sekundę nie poczuł, że marznie. Kiedy się podniósł, ciało było zesztywniałe i obolałe, ale zimna nie czuł zupełnie.