Читать книгу Oszukana - Magda Stachula - Страница 11
Emil
Оглавление29 października 2018
Kraków
Powoli przekręcam klucz w zamku. Czuję się dziwnie podniecony, oczekując, że ona tam będzie. Serce bije szybko, mam suche usta, przełykam ślinę i popycham drzwi. Na białych płytkach nie ma jej butów – zawsze ustawiała je równo pod ścianą, niewysokie botki za kostkę, w których jej nogi zdają się nie mieć końca.
– Lena, jesteś? – wołam.
Cisza. Zaglądam do kuchni, do jej pokoju, nic się nie zmieniło od czasu, gdy wyszedłem rano do pracy. Nie ma jej. Nie wróciła. Zrezygnowałem z nocnego dyżuru, pędziłem do domu z nadzieją, że dziś już będzie. Rzucam klucze na szafkę.
– Kurwa – klnę pod nosem.
Kiedy w piątek nie wróciła na noc, pomyślałem, że zabalowała i poszła spać do koleżanki. Nie znałem żadnej z nich, nigdy nie przyprowadzała nikogo do domu, ale przecież musiała mieć jakieś przyjaciółki od serca, u których nocuje się po imprezie. W sobotę po południu zadzwoniłem do niej na komórkę. Telefon był wyłączony. Do końca dnia nie wychodziłem z domu, łudząc się, że w każdej chwili może wrócić, ale nie pojawiła się przez cały weekend. Nie miałem możliwości sprawdzić, gdzie się podziewa, i na dobrą sprawę w ogóle nie powinienem interesować się jej losem. Bo kim dla niej jestem? Współlokatorem, kolegą zza ściany. Choć bardzo chciałbym, żeby to było coś więcej.
Poznaliśmy się pod koniec czerwca. Doskonale pamiętam słoneczny poranek, gdy nieznajoma dziewczyna, o podniecająco niskim głosie zadzwoniła na mój telefon.
– Dzień dobry! Ja w sprawie ogłoszenia. Czy nadal aktualne?
Ogłoszenia? Byłem po nocnym dyżurze, z trudem dochodziłem do rzeczywistości brutalnie wyrwany ze snu. Powtórzyłem w myślach jej słowa. Ogłoszenia! Tak. Kilkanaście dni wcześniej umieściłem w internecie informację o wolnym pokoju w mieszkaniu, które zajmuję od początku studiów. Trzy pokoje i kuchnia na strzeżonym osiedlu, niedaleko przystanku tramwajowego. I choć od kiedy zacząłem pracę jako lekarz rezydent na wydziale okulistyki, kilka razy myślałem o kupnie czegoś na własność, ale dogodna lokalizacja i brak czasu na poszukiwanie nowego lokum sprawiły, że stale odkładałem tę decyzję. Poza tym prawie w nim nie mieszkałem. Nocne dyżury, wyjazdy, konferencję – czy miało sens szukanie nowego mieszkania, które i tak traktowałbym jak hotel? Zajmuję największy pokój. Drugi obok kuchni wynajmowała para, która wyprowadziła się z końcem roku akademickiego, i właśnie w sprawie tego pokoju zadzwoniła wtedy Lena.
– Tak – potwierdziłem, zerkając na zegarek. Dochodziła dziesiąta.
– Czy cena taka jak w ogłoszeniu? – dopytywała.
– Oczywiście – przytaknąłem.
Opowiedziałem jej krótko o lokalizacji i o tym, że właściciel mieszkania od lat przebywa za granicą i zostawił mi wolną rękę w sprawie doboru współlokatorów, jako że mieszkam najdłużej.
– Najmniejszy pokój zajmuje Olga, studentka z Ukrainy – dodałem. – Jak chcesz, możesz do nas wpaść i zobaczysz, czy ci się podoba nasza chata.
Umówiłem się z nią jeszcze tego samego dnia. Nie była wymagająca, obejrzała pokój i została. Zdystansowana, na swój sposób tajemnicza, bardzo atrakcyjna dziewczyna. Owładnęła moimi żądzami od pierwszego dnia, od momentu, gdy przekroczyła próg mieszkania. Już wtedy pomyślałem, że chciałbym, żeby była moja. Oszałamiająco piękna, jedna z tych, które wyróżniają się w tłumie, przykuwają uwagę, sprawiają, że po prostu chcesz ją mieć. Nie spałem z kobietą od kilku miesięcy, tamtej nocy, gdy zasnęła niecały metr ode mnie, na łóżku, które od mojego dzieliła cienka ścianka działowa, nie potrafiłem przestać o niej myśleć.
Pod koniec września Olga wyprowadziła się do swojego chłopaka, który w końcu na stałe przeprowadził się do Krakowa. Od początku października zostaliśmy sami w mieszkaniu. Myślałem, aby dać znów ogłoszenie i wynająć komuś wolny pokój po Ukraince, ale świadomość dzielenia mieszkania tylko z Leną była podniecająca. Liczyłem, że to zbliży nas do siebie, i pewnego dnia zostaniemy parą. Mój wcześniejszy związek rozpadł się przed ponad rokiem. Byłem pochłonięty pracą, brak stałej partnerki rozwiązywałem przypadkowymi znajomościami na jedną noc, ale w zasadzie dlaczego nie miałbym spróbować czegoś na poważnie z Leną? Poza tym odnosiłem wrażenie, że też nie jestem jej obojętny. Była skryta, niewiele o sobie mówiła, ale w ostatnich tygodniach zdarzyło się nam kilka wieczorów, które przegadaliśmy do rana. Nie mogłem się mylić, była mną zainteresowana. A teraz nagle zniknęła? Coś się nie zgadzało. Coś było nie tak. Ponownie wchodzę do jej pokoju i rozglądam się wokół. Łóżko starannie zasłane, nienaruszone od momentu, gdy ujrzałem je w piątkowy wieczór. Na parapecie kartonowe pudełko, ale nie zaglądam do środka. Nie decyduję się też otworzyć szafy i szuflad w biurku, to już byłoby totalnie bezczelne z mojej strony. Zamykam za sobą drzwi i wracam do kuchni.
Kiedy przez całą sobotę nie mogłem się do niej dodzwonić, pomyślałem, że może wyjechała na weekend do rodziców. Nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie mieszkają i czy w ogóle mi o tym kiedyś wspominała. Ale gdzieś byli jej rodzice, bo pamiętam, jak w połowie października powiedziała, że żałuje, że w tym roku nie zje tortu, który matka upiecze na urodziny ojca – wspólne świętowanie to była ich tradycja. Nie zapytałem jej, dlaczego tam nie pojedzie, bo nie chciałem, żeby choć na chwilę opuściła nasze mieszkanie. Ale może w czasie mojego pobytu w Wiedniu zmieniła zdanie i jednak postanowiła pojechać do rodzinnego domu i złożyć ojcu spóźnione życzenia? Tak to sobie tłumaczyłem przez cały weekend, ale dziś jest poniedziałek, weekend właśnie się skończył, a jej nie ma…
Otwieram szafkę nad zlewem i wyjmuję szklankę. Napełniam ją do połowy whisky. Przypominam sobie treść artykułu, który niedawno czytałem. Podano w nim profesje, w których pije się najwięcej. Lekarze są tuż za dziennikarzami i artystami wymieniani jako osoby najczęściej nadużywające alkoholu, coś w tym musi być. Opróżniam szklankę do dna i nalewam kolejną porcję.
Czy powinienem zadzwonić na policję? Powiedzieć, że niepokoi mnie nieobecność mojej współlokatorki? Czy potraktują mnie poważnie? Nie jest moją żoną, ba, nie jest nawet moją dziewczyną, jest pełnoletnia, ma prawo robić ze swoim życiem, co jej się podoba, niczego nie uzgadniając ze mną ani nie pytając mnie o pozwolenie. Poza tym nie wyprowadziła się, zostawiła swoje rzeczy, kosmetyki w łazience, zwyczajnie gdzieś wyjechała, nie uprzedziwszy mnie o tym, bo też nie ma takiego obowiązku.
Stawiam szklankę na stoliku, rozkładam się na sofie, nogi zarzucam na oparcie kanapy. Próbuję się zrelaksować, ale moje myśli wciąż krążą wokół Leny. To nie w jej stylu. Jestem przekonany, że gdyby chciała gdzieś pojechać, spędzić weekend u znajomych czy rodziców, uprzedziłaby mnie. Napisałaby SMS-a, ponieważ tak się robi, gdy się z kimś mieszka pod jednym dachem. Niepisana umowa, ja powiedziałem jej o konferencji w Wiedniu, uprzedziłem, kiedy wyjeżdżam i kiedy wrócę, dlaczego ona miałaby ukrywać swój wyjazd przede mną?
Biorę do ręki spinera i bawię się nim. Szybkie ruchy krążka trochę mnie uspokajają. Lena nie ma konta na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Wiedziałem o tym, oboje jesteśmy przeciwnikami wystawiania swojej prywatności na widok publiczny. A gdybym potrzebował podać policji jej rysopis, pokazać jej zdjęcie? Rzucam na kanapę spinera i chwytam telefon, pośpiesznie zaczynam przeglądać albumy. Nie jestem osobą, która potrzebuje uwieczniać każdą chwilę, ale wśród zdjęć w mojej komórce nie ma żadnego, na którym byłaby ona. Fotografia przypięta do jej kontaktu przedstawia sylwetkę od tyłu. Długie włosy zakrywają zarys jej karku i ramion. To może być każda długowłosa blondynka.
Pamiętam jak pewnego wieczoru zapytałem, czy mogę zrobić jej zdjęcie.
– Zdjęcie? – Popatrzyła na mnie, podnosząc wzrok znad gazety. – Po co?
– Żeby przypiąć je do twojego kontaktu w komórce – wyjaśniłem.
Tak naprawdę chciałem mieć jej zdjęcie. Podobała mi się, po prostu chciałem czasem spojrzeć na nią w ciągu dnia.
– To głupie – skwitowała i wróciła do lektury prasy.
Nie składałem jej już więcej takich propozycji, ale kiedyś, gdy wyglądała przez okno i byłem pewien, że nie wie, że ją obserwuję, zrobiłem właśnie to zdjęcie od tyłu, które potem przypiąłem do jej kontaktu.
Spoglądam na zegarek, dochodzi siódma. Wybieram jej numer, a po chwili bezosobowy głos kobiety chyba po raz setny w ciągu ostatnich dni informuje mnie, że abonent jest niedostępny i prosi, abym spróbował zadzwonić później. Rzucam telefonem w stertę poduszek. Co, u diabła, stało się z dziewczyną, którą wpuściłem do swojego życia i w której zacząłem się powoli zakochiwać?