Читать книгу Oszukana - Magda Stachula - Страница 8
Lena
Оглавление9 marca 2019
Gniezno
Nikodem wygląda jak martwy. W zastygłej pozie, z głową na oparciu i nogami wyciągniętymi przed siebie, leży nieruchomo. Sportową marynarkę przerzucił przez kolana, na których ułożył zaciśnięte dłonie jak nieboszczyk w trumnie. Jedynie rytmicznie unosząca się i opadająca klatka piersiowa dowodzi, że właśnie odpoczywa. Popołudniowe słońce oświetla jego twarz. Kołnierzyk zielonej polówki nosi krwistoczerwony ślad mojej szminki. Zapiorę koszulkę od razu po powrocie do domu. Mam wątpliwości, czy uda się łatwo usunąć plamę, pomadka jest z serii trwałych, odpornych na jedzenie, picie, pocałunki i detergenty. Mydełko galasowe? Mama powtarzała, że to doskonała broń na wszelkie zabrudzenia. Mam nadzieję, że ze szminką też sobie poradzi.
Patrzę na niego i zastanawiam się, czy taki z niego twardziel, czy tylko się zgrywa. Jest wprawdzie słonecznie, ale to jeszcze kalendarzowa zima. Mimo że na niebie nie ma nawet najmniejszej chmurki, od ziemi bije chłód i nieprzyjemna wilgoć. Jego gołe bicepsy wywołują u mnie gęsią skórkę. Zaciskam pasek w talii kaszmirowego swetra.
Musiał wyczuć, że ktoś mu się przygląda, bo nagle otwiera oczy i patrzy wprost na mnie. Chcę uciec wzrokiem zaskoczona jego przebudzeniem, ale nim mi się to uda, on już chwyta moje spojrzenie. Uśmiecha się i robi miejsce obok siebie na huśtawce ogrodowej. Odsuwa się lekko w bok i zaprasza mnie, postukując znacząco ręką w siedzenie obok niego. Odpowiadam uśmiechem i robię wymowny znak, że dołączę do niego, gdy tylko skończę jeść sałatkę. Kiwa głową i wraca do wcześniejszej pozycji.
Za chwilę podejdę do niego, choć tak naprawdę wolałabym zostać tu, gdzie jestem, i z oddali mu się przyglądać. Nie znaczy to, że nie lubię jego bliskości, nie o to chodzi. Nikodem jest przystojny i pociągający, ale ja muszę pamiętać, żeby zachować czujność. A tu, w oddychającym przedwiośniem ogrodzie, jest za dużo ludzi, żeby oddawać się chwili i jednocześnie mieć wszystko pod kontrolą.
Podchodzi do niego Klaudia, pomysłodawczyni dzisiejszej imprezy. Nachyla się i wręcza mu drinka z parasolką. Wysoka szklanka jest oszroniona, plasterki limonki i listki mięty nadają trunkowi zielony kolor. Chyba wszyscy tu obecni są już znudzeni zimą i w tym pierwszym ciepłym weekendzie marca za wszelką cenę poszukują niemal letnich klimatów. Zajmuje miejsce, obok Nikodema, które było zarezerwowane dla mnie. Symbolicznie stukają się szklaneczkami i niemal w tej samej chwili upijają pierwszy łyk. Z tej odległości nie słyszę, o czym rozmawiają, ale Niko wybucha nagle donośnym śmiechem. Ma dziś wyjątkowo dobry humor. Oddycham z ulgą. Zamykam oczy i uwalniam zgromadzone w płucach powietrze. Jego wesołe usposobienie jest gwarancją naszego udanego związku. Ktoś o tak pogodnej naturze nie zawraca sobie głowy czyjąś przeszłością. Zdążyłam się już o tym przekonać w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Choć nie ukrywam, że czasem mnie to zastanawia. Jak można być tak stale opanowanym i zrównoważonym? Nigdy jeszcze nie spotkałam człowieka, który potrafiłby trzymać równie mocno swoje emocje na wodzy jak Nikodem. Wiem, że to czepianie się, doszukiwanie się problemu tam, gdzie go nie ma. Powinnam się cieszyć, że trafiłam na takiego mężczyznę, a nie zastanawiać się, czy to normalne, że taki właśnie jest. W mojej sytuacji wydaje się darem niebios, nie powinnam o tym zapominać.
Jesteśmy ze sobą od końca października, ale ja codziennie próbuję siebie przekonać, że znamy się od lat, a moje wcześniejsze życie nie istniało. Tak jest prościej. Gdy się w kółko powtarza kłamstwa, w końcu zaczyna się w nie wierzyć. Każdego ranka, gdy tylko otworzę oczy, mówię sobie, że to wszystko, co tak dobrze znam i o czym nie mogę zapomnieć, spotkało inną dziewczynę, nie mnie.
– Napijesz się? – Zza moich pleców wyłania się Maria.
Wzdrygam się. Ta kobieta porusza się bezszelestnie jak kot. Pojawia się znienacka i za każdym razem przygląda mi się podejrzliwie. Dzisiejszego popołudnia już kilka razy przyłapałam ją na obserwowaniu mnie. Nawet się z tym nie kryła, po prostu bezczelnie się na mnie gapiła.
– Dziękuję. – Biorę od niej szklaneczkę z martini. Gdy upijam pierwszy łyk, wrzucona do środka oliwka dotyka moich warg.
Przez głowę przemyka mi myśl, że może nie powinnam tego robić. Czy wiem, czego mogła dosypać do drinka? Odpędzam od siebie głupie podejrzenia i przesuwam się na ławce, gdy Maria siada obok. Głośno odstawia swoją szklaneczkę, opiera łokcie na stole i patrzy w moją stronę. Wiem, że za chwilę zacznie się przepytywanie, stawianie w niewygodnym położeniu i zaspokajanie ciekawości. Nie muszę jej dobrze znać, by wiedzieć, że to właśnie zamierza zrobić.
– Cudownie wygląda, prawda? – zauważa. Gdyby głową nie wskazywała na oddalającą się w stronę domu Klaudię, byłabym święcie przekonana, że ma na myśli Nikodema, mojego przystojnego faceta.
– O tak, ciąża jej służy – zgadzam się.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że moje dzieci tak powyrastały – rzuca, spoglądając w moją stronę. – Jeszcze niedawno to ja nosiłam je w brzuchu. – W geście triumfu kładzie obie dłonie na wysokości pępka. Przez chwilę przyglądam się jej drobnym palcom przyozdobionym pierścionkami z kolorowymi kamieniami, połyskującymi w słońcu. – Jak się bawisz? – pyta.
Odrywam od niej wzrok i upijam kolejny łyk martini. Kątem oka widzę, że znów mi się przygląda. O czym teraz myśli? Analizuje mój wygląd? Zastanawia się, czy jest sens zadać mi pytania, które od kilku miesięcy świdrują dziury w jej głowie?
– Świetnie – odpowiadam i się prostuję.
Trzeba wyostrzyć zmysły, skupić się na każdym słowie, które ma paść z moich ust. Nie chcę, żebyśmy rozmawiały o mnie. Już kilka razy robiła podejścia, ale do tej pory udawało mi się wykręcić od rozmowy. Czuję, że teraz nie pójdzie mi tak łatwo. Maria jest ciekawa nowej dziewczyny swojego syna, nie powinnam się jej dziwić, ale dzisiaj nie mam ochoty na kłamstwa. To wymaga zbyt dużej kontroli, a jestem już po dwóch drinkach, muszę więc skierować pogawędkę na bardziej bezpieczne tory.
– Klaudia miała świetny pomysł z tym baby shower – mówię, odstawiając szklaneczkę z martini na blat stołu. Lepiej, żebym na razie więcej nie piła.
– Prawda?! Na początku byłam temu przeciwna, amerykańskie zwyczaje. – Spogląda teatralnie w górę. – Ale gdy teraz patrzę, jak cudownie się bawią, cieszę się, że nie odwiodłam jej od tego pomysłu.
Kiwam głową. Jakie to niesprawiedliwe, że niektórym dzieciom urządza się przyjęcia, gdy jeszcze się nie urodziły, a inne nigdy nie zaznają takich przyjemności nawet po przyjściu na świat.
– To był twój pomysł z tym koszem Mojżesza? – pyta nagle.
Słowa zastygają między nami. Nie wiem, czy ma zamiar mnie oskarżyć, czy pogratulować mi. Wciąż mam nieodparte wrażenie, że jego matka mnie nie lubi i tylko czeka na właściwy moment, aby dać temu wyraz. Być może należy do typu kobiet, które nie akceptują żadnej dziewczyny swojego syna. I nie chodzi konkretnie o mnie, bo zachowywałaby się podobnie wobec każdej, którą wybrałby jej syn. Jednocześnie nie wiem, czy szóstym zmysłem, matczynym instynktem nie wyczuwa moich prawdziwych intencji wobec Nikodema. Stąd te jej podejrzliwe spojrzenia, niekończące się pytania i niechęć, którą wyczuwam na każdym kroku.
– Tak. – Kiwam głową. – Pomyślałam, że przyda się jej, gdy będzie chciała wyjść z dzieckiem do ogrodu, a poza tym na wystawie wyglądał tak uroczo, że nie potrafiłam przejść obok niego obojętnie. – Uśmiecham się do niej, a ona odpowiada mi podobnym grymasem ust, choć widzę, że tak naprawdę nie ma ochoty mnie nim obdarować.
– Podoba się jej – mówi, ściszając głos. – Trafiłaś w dziesiątkę.
Wiem, że to głupie, ale cieszę się jak dziecko z pochwały skierowanej pod moim adresem. Gdy będzie mi przychylna, będę mogła bezpiecznie tkwić przy Niko. Zależy mi na tym, żeby jego matka mnie polubiła. Chcę przypodobać się jego siostrze, muszę stać się częścią ich rodziny, przynajmniej do czasu.
– Wszystko byłoby prostsze, gdyby goście wiedzieli, czy będzie chłopiec, czy dziewczynka – kontynuuje. – Ale co zrobić, jeśli przyszli rodzice wolą do końca mieć niespodziankę.
Uśmiecham się, patrząc na pęk srebrnych balonów przywiązanych do balustrady tarasu, na którym zapewne jest tyle samo różowych i niebieskich napisów newborn.
– A pani jak czuje? – pytam, badawczo przyglądając się Marii.
Czytałam kiedyś, że kontakt wzrokowy wzbudza większe zaufanie i wzmaga poczucie szczerości między rozmówcami, a ja właśnie tego potrzebuję, rozmowy przyjaciółek. Niech dostrzeże we mnie kompana, nie wroga. Mruga pośpiesznie kilka razy, ale uśmiecha się do swoich myśli. Ma sześćdziesiąt dwa lata, jednak wygląda o dziesięć lat młodziej. Przypuszczam, że trudno będzie jej przyzwyczaić się do roli babci. Przed oczami staje mi twarz mojej matki. Faliste włosy, uśmiechnięta twarz i niebieskie oczy, które po niej odziedziczyłam. Ona też wygląda młodo jak na swój wiek, ale nie tak dobrze jak Maria. Praca na roli odcisnęła trwałe ślady na jej skórze. To wspomnienie wywołuje wzruszenie, czuję łzy gromadzące się pod powiekami, więc mocno je zaciskam. Przełykam ślinę i odwracam głowę. Nie mogę o tym myśleć, nie powinnam do tego wracać, to przeszłość. Jeśli chcę być szczęśliwa, nie mogę oglądać się za siebie.
– Chłopiec – oznajmia dumnie. – Zważywszy na to, jak pięknie wygląda, to musi być syn.
Zabobony, dziwię się, że ona w nie wierzy.
– Kiedy byłam w ciąży z Nikodemem, wyglądałam wspaniale i tak też się czułam. Z Klaudią pod każdym względem było znacznie gorzej.
Nie mówię jej, że to dlatego, że była o kilka lat starsza, a płeć dziecka nie miała żadnego znaczenia. Niech wierzy, w co chce. Nie mam ochoty z nią dłużej rozmawiać, jestem zmęczona ciągłym graniem nowej wersji siebie. Muszę grzecznie przerwać tę konwersację i dołączyć do Nikodema, zabrać go do naszego bezpiecznego gniazdka i z nikim się nim nie dzielić. Gdybym była z jego siostrą w bliższych relacjach, przekonałabym ją, że baby shower to typowo kobieca bibka, nie ma sensu mieszać w to facetów. Gdybym więc przyszła tu bez niego, wymknęłabym się po pierwszym toaście i teraz wylegiwałabym się w jego ramionach, a nie wyczekiwała szybkiego końca nudnej imprezy rodzinnej. Klaudia trzyma mnie jednak na dystans, a ja nie mam zamiaru zabiegać o jej względy. Poza tym wiem, że najlepiej unikać niepotrzebnych rozmów z jego rodziną i ukrywać jak najdalej od nich moje tajemnice.
Nagle Nikodem wstaje, opuszczona huśtawka buja się w górę i w dół. Zmierza w naszym kierunku. Siada obok mnie i zarzuca mi rękę na ramię. Maria odwraca wzrok w drugą stronę. Krępuje ją nasza bliskość czy nie potrafi mnie zaakceptować, dlatego nie może na nas patrzeć? Chciałabym mu szepnąć na ucho, na co mam teraz ochotę, przekonać go, że w domu czeka na niego o wiele więcej atrakcji niż na przyjęciu z okazji rychłych narodzin jego siostrzeńca lub siostrzenicy. Jednak milczę, bo wiem, że Maria siedzi zbyt blisko i usłyszy każde moje słowo.
– Mamo, czy mógłbym w następny weekend podrzucić wam Biszkopta? – odzywa się Nikodem ponad moją głową.
– Wyjeżdżacie gdzieś? – pyta, odwracając się w naszą stronę. Patrzymy sobie w oczy. Jedno surowe spojrzenie wystarcza, bym była stuprocentowo pewna, że ta kobieta mnie nie lubi.
– Tak – potwierdza Nikodem.
– Tak? – Odwracam głowę w jego stronę.
Nic nie wiem o żadnym wyjeździe. Chce oddać psa na kilka dni do rodziców, a to oznacza, że mogę mieć problemy.
– Tak, kochanie. – Całuje mnie w czoło. – Niespodzianka.
Wiem, że teraz mogę się tylko uśmiechnąć i udawać miłe zaskoczenie. Spoglądam na Marię, w geście zdziwienia unosząc brwi. Jeśli Nikodem ma w planach miły wypad w góry czy nad morze, to jestem zachwycona, jeśli natomiast kupił bilety lotnicze, to w przyszły piątek dostanę biegunki.
– Cudownie – mówię i całuję go w kark, uważając, aby nie zrobić kolejnej plamy na jego kołnierzyku.
– Mamo, Niko! – Głos Klaudii dobiega z tarasu, wszyscy zerkamy w jej stronę. – Chodźcie! Lena, ty też – dodaje. – Robimy na werandzie wspólne zdjęcie.
Przerażenie wbija się we mnie tysiącem szpilek. Nie może mnie być na tym zdjęciu, to zbyt niebezpieczne. Wstajemy, ręka Niko zaciska się na mojej dłoni, nieświadomy niczego prowadzi mnie w stronę domu. Klaudia stoi w objęciach z Robertem, a Maria dołącza do swojego męża, po cichu wymieniając z nim kilka słów.
– Ja je zrobię – mówi Nikodem, sięgając po aparat leżący na balustradzie tarasu.
– Wykluczone. – Przejmuję inicjatywę, odbierając z jego rąk nikona. W duchu dziękuję Klaudii, że nie była na tyle próżna i nie zamówiła profesjonalnego fotografa, by zapisać na stałe cudowne chwile. Wtedy na pewno nie wywinęłabym się od wspólnej fotografii. – Ja się tym zajmę.
Nikodem protestuje, ale jestem nieugięta. Z pomocą przychodzi Maria.
– Chodź do mnie, synku – nakazuje, jakby znów miał sześć lat. – Powinieneś być tu z nami.
Wiem, że w myślach dodaje, przecież to tylko twoja nowa dziewczyna, niebawem będzie inna, nie ma potrzeby uwieczniać Leny na fotografii, która przejdzie do historii rodziny. Uśmiecham się szeroko i proszę Niko, aby odsłonił dziadka Romana, a potem puszczam serię migawek.
Cieszę się, że tak łatwo udało mi się wyjść z opresji. Jestem pewna, że za chwilę to zdjęcie trafi do sieci. Klaudia i jej mąż Robert zechcą podzielić się z resztą świata tym cudownym dniem. Ja nie mogę tam z nimi być, mnie nikt nie może zobaczyć, bo przecież nie istnieję.