Читать книгу Klęska rozumu - Marcin Król - Страница 10
1. POCAŁUJ TATUSIA
ОглавлениеBastylia została zdobyta 14 lipca, a 23 lipca zamordowano na prowincji pana de Montesson i jego zięcia, głowy ich zostały nadziane na ostrza pik. Tłum je obnosił i zbliżał do siebie, wołając: „Pocałuj tatusia!”. Potem inna grupa brała pikę z głową teścia, inna z zięcia, rozchodziły się i po kilkunastu minutach schodziły i znowu: „Pocałuj tatusia!”. Zabawy było co niemiara. Opowiem jeszcze o losach zdobywców Bastylii, a także o tym, co się przydarzyło kamieniom i łańcuchom, które wówczas złupiono, demolując budynek Bastylii niemal całkowicie. Teraz jednak chwilę o ludzkim zdziczeniu przed rewolucją francuską.
Otóż ludzie mordowali się od zawsze i od zawsze dokonywali mordów masowych – i to zarówno celowych, czyli politycznych, jak i takich, nad którymi w gruncie rzeczy nikt nie panował. Nawet pierwszy, nieco dokładniej opisany, z takich mordów miał niekontrolowany charakter. W 427 roku p.n.e. w trakcie wojny peloponeskiej doszło do gwałtownych starć na Korkirze (dzisiaj Korfu), rzekomo spowodowanych względami politycznymi i walką o utrzymanie demokracji. Jednak w istocie był to bunt ludu przeciwko oligarchom, bunt niesłychanie gwałtowny, prowadzący do masowych morderstw. Zabijano przeciwników demokracji, wrogów rodziny, wierzycieli i wreszcie znajomych, z którymi prowadzono nieistotne spory. Wielu spośród zamożniejszych obywateli Korkiry popełniło w świątyniach samobójstwo lub zabijało się wzajemnie, żeby tylko uniknąć tortur zadawanych przez rozwścieczoną tłuszczę. Wprawdzie niektórzy historycy twierdzą, że takie brutalne wydarzenia nie były w starożytności wyjątkiem – i pewnie mają rację – ale terror na Korkirze pozostał w pamięci jako pierwszy przykład zachowania tak powszechnego i całkowicie spontanicznego.
Potem ludzie się zabijali na masową skalę z najrozmaitszych powodów, często religijnych. Pamiętam, że lektura „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza cieszyła mnie, dopóki nie zdałem sobie sprawy, na czym musiała polegać praktyczna strona wbijania na pal, które Sienkiewicz opisuje z dziwnym nieco upodobaniem. Pamiętam też, jak zaraz po odzyskaniu niepodległości pojechaliśmy do Bratysławy na jedno z licznych wówczas spotkań politycznych i w wolnym czasie poszliśmy z żoną zwiedzać stare miasto. Trafiliśmy na Muzeum Średniowiecznej Sprawiedliwości, które istniało przez wszystkie lata komunizmu. W tym rozkosznym renesansowym budynku znajdowały się wszystkie narzędzia tortur, jakie w przeszłości stosowano. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak wyglądało koło do łamania czy też jak ćwiartowano ludzi – potrzeba było trzech rzeźników z tasakami, żeby podzielić człowieka na cztery mniej więcej równe części. Na rycinach zaś widnieli nie tylko ofiary i kaci, lecz także oglądające to wszystko rozanielone dzieci i ich mamusie zachwycone rzadką okazją do rozrywki.
Przyjemność mordowania, przyjemność mordowania w wyrafinowany sposób, na przykład rozrywanie końmi, co nie było wcale takie proste, jest stara jak świat. I tylko oczywiste, a zarazem zawsze mętne, analizy psychologów próbują nam wyjaśnić, dlaczego ludzie znajdowali w oglądaniu takich rzeczy przyjemność. My już jej nie znajdujemy (a co najmniej sądzimy, że jej znajdować nie powinniśmy). Można naturalnie spekulować na temat czarnej strony ludzkiej natury, ale niewiele z tego wynika, gdyż nie zawsze była czarna, a ponadto przychodziły czasy oświecenia, kiedy to takie zachowania – zarówno mordujących, jak i przypatrujących się mordom – były nie do przyjęcia. I my – to znaczy ludzie Zachodu – żyjemy w takim okresie. Jednak jesteśmy dziedzicami rewolucji francuskiej, która zmieniła niemal wszystko w naszym świecie, a w szczególności spowodowała, że – przez stosunkowo krótki okres – terror był legalny. Można więc powiedzieć, że jesteśmy dziedzicami pierwszego w historii terroru nowoczesnego. Jak ta odmiana terroru stała się możliwa w najbardziej cywilizowanych czasach (oświecenie!) i w najbardziej cywilizowanym społeczeństwie? Nie wiemy, potrafimy tylko opowiedzieć, jak było, a wnioski może same się nasuną.