Читать книгу Baku_Moskwa_Warszawa - Marcin Michał Wysocki - Страница 4
Katia
ОглавлениеZ Jekateriną Iwanowną – zwaną popularnie Katią – poznaliśmy się w pracy. Na wiosnę tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego, pod koniec pierwszego roku studiów, zatrudniono mnie w zajezdni tramwajowej, która była w Moskwie moją pierwszą posadą z prawdziwego zdarzenia – zresztą innych nie miałem, bo odkąd odkryłem w sobie talent portrecisty (a właściwie po latach rysowania z Arzu, a potem w „spółdzielni” z Elszanem, swoje umiejętności po prostu wyszlifowałem), z powodzeniem udawało mi się utrzymać z ulicznego rysunku. W DEPO – gdyż pod taką skróconą nazwą występowało owo przedsiębiorstwo – zaangażowano mnie na stanowisko kontrolera, który zajmował się rozliczaniem tramwajarzy po ich powrocie z trasy. Pracowałem co drugi dzień. Ponieważ przez cały dyżur motorniczy przyjmowali od pasażerów gotówkę, trzeba było ją bezpiecznie przejąć, policzyć i zdeponować wraz z pisemnym rozliczeniem w kasie zakładowej. Odbywało się to dwa razy w ciągu doby: między dziewiętnastą a dwudziestą wieczorem oraz drugą a czwartą nad ranem. Tramwaj podjeżdżał na zajezdnię i czekał, aż przyjdziemy z drugim kontrolerem, komisyjnie otworzymy kasę z pieniędzmi, niedostępną dla motorniczego, po czym zabierzemy worek. Zarywałem w ten sposób noce, podczas gdy inni studenci w tym czasie balowali w najlepsze w akademiku, ale cóż, trzeba było z czegoś żyć, zanim zacząłem porządnie zarabiać na rysunku. Inna sprawa, że między dyżurami wpadałem najczęściej do azerskiej diaspory w Moskwie, gdzie czekała często na mnie karna porcja wina i kolacja. Raz tyle karniaków uzbierali – czyli moich niewypitych toastów – że przygotowali mi je w… cukiernicy. Co działo się dalej, nie pamiętam.
Tamtego dnia, gdy wszedłem do biura administracji, było już stosunkowo późno i nie mogłem odnaleźć nikogo, kto skierowałby mnie do działu kadr, gdzie miałem dopełnić formalności związanych z zatrudnieniem. Otwierałem kolejne wielkie drzwi, straciwszy rachubę oraz pamięć zawiłej drogi powrotnej. W końcu natrafiłem na wysoki i długi hol, a w nim – wypiętą w moją stronę apetyczną pupę, podeszwy butów, dalej plecy oraz upięte w kok jasnożółte włosy młodej dziewczyny, która szorowała podłogę. Zdążyłem zauważyć tylko, jak się zgrabnie porusza, jednak na dźwięk uchylanych drzwi nerwowo odwróciła twarz w moim kierunku z niezadowoloną miną. Pewnie się obawiała, że bezpardonowo wkroczę na świeżo umytą przestrzeń, jak większość niewychowanych kmiotów. Skąd mogła wiedzieć, że ja do nich nie należę? Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć czy zaprotestować, znalazłem się tuż obok niej i nie przekroczywszy granicy umytej podłogi, zagadnąłem niezdarnie wyschniętymi ustami:
— Przepraszam, towarzyszko…
Moje wargi nie chciały się rozkleić, a język przypominał kołek, blokując drogę słowom. Stanąłem właściwie nad nią, nie wiem czemu tak blisko, więc gdy się wyprostowała, klęcząc, jej twarz pojawiła się na wysokości moich bioder. Diabeł podszepnął mi w tamtej chwili kilka niecenzuralnych myśli na temat tej sceny, które zblokowały moją i tak utrudnioną wymowę.
— Co? — ryknęła, spojrzawszy mi gniewnie w oczy.
Czas bez mojej odpowiedzi się przedłużał, lecz gdy tylko dostrzegła moje zakłopotanie, wyraźnie ochłonęła. Kobiety podobno szóstym zmysłem wyczuwają, co jest grane, więc może i ona odczytała w lot moje bezwstydne fantazje. Grunt, że do kadr nie trzeba było iść „po mokrym”, a co jeszcze lepsze, Katia okazała się jednym z kontrolerów, dorabiającym właśnie na ścierce.
Później nie tylko pełniliśmy z przyjemnością wspólne dyżury, gdy nam przypadały, ale coraz częściej zostawaliśmy w zajezdni między zbiórkami pieniędzy, aby w zamkniętych biurach… powtarzać scenę naszego pierwszego spotkania w rozmaitych wersjach i układach. Wyszło na jaw (czemu mnie to nie dziwi?), że erotyczne wizje związane z klęczeniem na podłodze administracyjnego holu nie tylko zrodziły się w jej głowie dokładnie w tym samym czasie co moje, lecz także były o niebo bardziej nieprzyzwoite, a wręcz powiedziałbym, że świńskie.