Читать книгу Baku_Moskwa_Warszawa - Marcin Michał Wysocki - Страница 7

Misza-Alosza 2

Оглавление

— To co, idziesz?

Miszka stanął z tym pytaniem w drzwiach, lecz nie przekroczył progu, mimo że moja matka już dawno przestała go przeganiać z naszego mieszkania. Odkąd staliśmy się najgorszymi uczniami, czyli gdzieś w okolicach trzeciej klasy szkoły powszechnej, i rozsadzono nas z jednej ławki „za gadulstwo oraz przeszkadzanie na lekcjach”, matka zakazała nam widzeń, dopóki nie poprawimy ocen. Interweniował sam pan dyrektor, który najchętniej rozdzieliłby nas do różnych oddziałów, jednak równoległego wówczas nie było, dlatego głośno rozważał, czyby któregoś z nas nie przenieść do innej szkoły.

[…]

— A pamiętasz, jak kombinowaliśmy, żeby się zobaczyć?

Szliśmy już drogą do Bilgəh, a ja przez cały czas miałem w oczach obraz Miszy stojącego przed progiem mojego mieszkania, jakby ktoś rzucił urok na grzeszną duszę, zaklinając ją u wrót boskich ogrodów. Uśmiechnąłem się do przyjaciela jak najserdeczniej, aby tamten się choć trochę rozchmurzył. Widocznie krążyły mu po głowie te same przykre wspomnienia.

Misza nie odpowiedział, tylko przytaknął nieznacznie. W ogóle stał się małomówny.

— Wchodzi matka, a ja rżnę głupa, że się uczę i coś tam bazgrzę, przypominasz sobie...?

— xxx —

Z tego, co dostrzegłem w odbiciu lustra, mama rozejrzała się czujnie po pokoju.

— Wyłaź stamtąd — rzuciła, patrząc na mnie, gdy udawałem pochylonego nad pracą domową.

Odwróciłem się, robiąc okrągłe oczy, nie przymierzając jak koza Mania, gdy podstawiałem jej pod nos niespodziewany smakołyk, jabłko albo orzechy.

— Do kogo mama mówi?

— No chyba nie do siebie. — Stanęła nade mną i wzięła się pod boki. W jednym ręku dyndała jej ścierka. — Zostawiłam cię samego dosłownie na chwilę, a ty co? Magię trenujesz?

— Odrabiam lekcje — odpowiedziałem z udawanym wyrzutem, dopiero teraz zorientowawszy się, że kartka przede mną jest prawie pusta, nie licząc kilku stworzonych naprędce bazgrołów. Zasłoniłem pracę ręką, ale na niewiele się to zdało. Byłem przekonany, że matka na pewno już to dostrzegła, a jeśli nawet nie to, to mój spóźniony ruch.

— Może niepotrzebnie — rzekła na to, zdumiewając mnie do tego stopnia, że aż otworzyłem usta. — Może ty już masz świetny zawód i zamiast tracić czas na naukę, powinieneś iść zarabiać pieniądze?! Do cyrku, na jakiegoś prestidigitatora albo coś?

Moje oczy rosły, bo mama nigdy w ten sposób się nie odzywała ani nie żartowała z obowiązków szkolnych.

— Bo jeśli w szkole sobie nie radzisz i w ogóle ciebie to nie interesuje, a tu w pięć minut zdołałeś nauczyć swoje kapcie tańca pod zasłoną, to ty, dziecko, masz talent!

Te ostatnie słowa ryknęła, wyciągając jednym ruchem Miszkę zza kotary i wyprowadzając go za ucho za próg mieszkania.

— To świetny numer — wrzasnęła mi do ucha, przechodząc, nie zapomniawszy po drodze kilkukrotnie przeżegnać mnie ścierką przez głowę. — Ludzie będą płacić pieniądze, żeby to obejrzeć! — dodała i wyprowadziła mojego przyjaciela przed dom. — I nie waż mi się tutaj kręcić, dopóki obaj nie poprawicie ocen! — rzuciła na koniec.

Ocen nie poprawiliśmy, więc praktycznie przestaliśmy się u mnie spotykać.

— Hahahaha — wybuchnęliśmy obaj śmiechem na to wspomnienie.

Misza nareszcie się wypogodził. Kochany Misza. Świetny kompan. Niezawodny druh.

Baku_Moskwa_Warszawa

Подняться наверх