Читать книгу Prokop prawdę ci powie - Marcin Prokop - Страница 10

NA EKRANIE WYDAJE SIĘ PAN WIĘKSZY

Оглавление

Wyobraź sobie, że będziesz przemawiał na gali oscarowej. Co byś powiedział?

Kiedy obcy ludzie spotykają mnie na ulicy, najczęściej słyszę od nich: „Na ekranie wydaje się pan jakiś większy”. Trzymając dziś w ręku Oscara, mam ochotę powiedzieć mu to samo. Naprawdę, Leonardo, przez dwadzieścia lat nie sypiałeś po nocach, marząc o tym złoconym przycisku do papieru? Jeśli komuś z państwa tu obecnych równie mocno na nim zależy, po ceremonii chętnie oddam w dobre ręce. Nie, Leo, ty już masz, ciebie nie liczę.

Nie chciałbym wyjść na niewdzięcznika, to naprawdę miłe, że szanowna Akademia ciepło pomyślała o mojej pracy. Nigdy jednak niczego nie robiłem dla nagród i statuetek. Może dlatego, że nigdy wcześniej żadnej nie dostałem. A może po prostu przestałem wierzyć w ich sens w chwili, gdy zorientowałem się, że większość z nich jest elementem jakiejś salonowo-politycznej gry? Że nie zawsze dostają je ci, którzy na nie najbardziej zasługują? Swoją drogą na tej sali siedzą naprawdę wybitni aktorzy. Świetnie państwu wychodzi udawanie, że o tym nie wiecie. Już za to należą wam się Oscary albo przynajmniej wielkie brawa.

Przy okazji, skoro jeszcze nie wyłączono mi dźwięku, mam pytanie do członków szanownej Akademii, które zawsze chciałem wam zadać: naprawdę w 1994 roku uważaliście, że Forrest Gump jest lepszym filmem niż Pulp Fiction? No dobra, zostawmy to… Nie każdy musi lubić Quentina i kupować jego żarty o martwych czarnuchach, ale – do cholery – Zakochany Szekspir?! Serio? Albo wszyscy struliście się wcześniej sałatką krewetkową i głosowanie odbyło się w chwili waszej największej słabości, albo Harvey Weinstein, który wyprodukował tego mdławego kryptopornosa, zagroził, że w przeciwnym wypadku przekaże prasie nagie zdjęcia. Ale nie aktorów grających w filmie, tylko wasze, drodzy członkowie Akademii. Widzę poruszenie… Spokojnie, taki żarcik. Harvey nie ma żadnych zdjęć, prawda Harvey? Mówi, że gdzieś mu zginęły podczas przeprowadzki.

Pewnie część z was patrzy na mnie teraz z pogardą i nienawiścią. No cóż, bolesna szczerość w naszej słodkiej grze pozorów rzadko bywa przyjmowana z aplauzem. A pozostała część pewnie mi zazdrości. Naprawdę nie macie czego. Patrząc na tę błyszczącą figurkę, na tego bożka, którego wy nazywacie sukcesem, pomyślcie raczej o jego cenie. I zastanówcie się: czy bylibyście gotowi ją zapłacić, żeby być tu dzisiaj na moim miejscu? Czy chcielibyście położyć na szali tego chwilowego triumfu dwa nieudane małżeństwa, trzy średnio udane odwyki, jedno załamanie nerwowe, setki nocy nieprzespanych w oczekiwaniu na telefon z kolejną propozycją i tysiące przespanych tylko dzięki prochom oraz dwójkę dzieci, które widywaliście rzadziej niż twarz waszego agenta?

Czy stać was na to, żeby za tak zwaną miłość publiczności, zakochanej w waszym wizerunku, nie w was samych (a dobrze wiecie, że jest to uczucie bardziej kapryśne i niestałe niż fryzura Donalda Trumpa), zapłacić samotnością wśród ludzi i bankietowymi relacyjkami z petentami, którzy poklepują was po plecach, obsypując tanimi komplementami i wciskając do ręki swoje wizytówki? Żałuję, że zrozumiałem to wszystko tak późno. Ale i tak wcześniej niż Heath Ledger, niż River Phoenix, niż Philip Seymour Hoffman… niż wszyscy nasi przyjaciele, którzy nie potrafili w porę uciec z tego więzienia o złoconych kratach.

Czy to wszystko znaczy, że ta nagroda mnie nie cieszy? Przeciwnie! Kto z nas nie kocha, jak mu klaszczą? Kto z nas nie lubi, jak go doceniają, obsypują konfetti, prześwietlają drogie kreacje blaskiem fleszy? Życzę wam wszystkim takich momentów. Oby tylko były przecinkami w pięknym zdaniu waszego życia, a nie kropką, którą za wszelką cenę musicie postawić na jego końcu.


Prokop prawdę ci powie

Подняться наверх