Читать книгу Prokop prawdę ci powie - Marcin Prokop - Страница 6

PROKOP PROKOPOWI NIERÓWNY

Оглавление

Co łączy cię z XIV-wiecznym kaznodzieją husyckim Prokopem Wielkim, zwanym również Gołym?

Obawiam się, że oprócz przydomka – niewiele. Chociaż tamten Prokop z tego, co wiem, zasłużył na swoją ksywkę nie tyle wzrostem, ile wielkimi czynami, jakich dokonał, czego na razie nie da się powiedzieć o mnie. Chyba że za takowe uznamy codzienne bohaterskie nastawianie budzika na 4.45, żeby zdążyć na poranny program.

Z tą golizną też nie bardzo. Co prawda, bywały w moim życiu czasy, zanim zostałem baronem telewizji śniadaniowej, kiedy nie starczało do pierwszego, a nawet do dwunastego, więc w zimie z oszczędności ogrzewałem tyko jedno pomieszczenie w mojej dwupokojowej kawalerce, a jadłem głównie chińskie zupki, ale aktualnie jakoś sobie radzę.

Patrząc na ryciny przedstawiające mojego znakomitego imiennika, wykluczam również możliwość, że jesteśmy spokrewnieni, co konstatuję z pewną ulgą, bo gdybym odziedziczył jego niekomercyjną urodę, raczej nie zrobiłbym kariery w mediach wizualnych. Szczerze mówiąc, nigdy nie kusiło mnie, żeby kopać w historii mojej rodziny. Wystarczy mi świadomość, że wiem, kim są moi rodzice, oraz legendy o dziadku partyzancie, który ukrywał się przed Niemcami za figurką Matki Boskiej, przypisując później jej wstawiennictwu swoje cudowne ocalenie. Dlatego pytania, czy mam coś wspólnego z tym czy innym Prokopem, wprawiają mnie w zakłopotanie. Zwłaszcza że wynikają z tego rozmaite – czasem zabawne, a czasem dramatyczne – sytuacje. Jakiś czas temu na Facebooku odebrałem od nieznajomego wiadomość z pretensjami, że kaczka serwowana w gospodzie U Prokopa w czeskiej Pradze jest sucha, żylasta i niemożebnie droga, przy czym nadawca wiadomości nie dał sobie wytłumaczyć, że wspomniana knajpa ma ze mną mniej więcej tyle wspólnego, ile stolica Czech z warszawską Pragą-Północ. On słyszał od znajomego, że to mój lokal, i już. A jego ciocia pracuje w urzędzie skarbowym, który z chęcią przyjrzy się temu, jak bogacz-celebryta po kryjomu wyprowadza pieniądze z Polski.

Mniej zabawna była sytuacja, kiedy po paru godzinach przebywania poza zasięgiem włączyłem telefon i odsłuchałem kilkanaście nerwowych, naglących wiadomości od rodziny i przyjaciół o treści z cyklu: „Daj znać, czy żyjesz. Co się dzieje? Gdzie jesteś? Słyszeliśmy w radiu wiadomości”. Okazało się, że tego dnia czeski (prześladują mnie ci południowi sąsiedzi, nie ma co) kierowca rajdowy Martin Prokop miał groźny wypadek, po którym trafił do szpitala. Któraś z agencji informacyjnych przekręciła jedną literę imienia i medialna zabawa w głuchy telefon ruszyła na całego… Ale i tak najwięcej radości dają mi okazjonalne telefony od nieznajomych kobiet, które rozpoczynają rozmowę od słów: „Pan Marcin Prokop? Tak? Miło mi, chciałabym się umówić na wizytę”. Niestety, dość szybko zorientowałem się, że nie są to wielbicielki prowadzonych przeze mnie programów, pragnące indywidualnego spotkania. Jedno rozczarowujące googlowanie uświadomiło mi, że tak samo jak ja nazywa się wzięty stołeczny ginekolog. No cóż – pozdrawiam, panie doktorze. Proszę mnie godnie reprezentować.


Prokop prawdę ci powie

Подняться наверх