Читать книгу Ostatni akt - Mari Jungstedt - Страница 10
ОглавлениеKiedy wzięła sztućce, dostrzegła na stole świeżego ananasa i inne owoce tropikalne. Sięgnęła więc po kolejny talerz, na który nałożyła kilka owoców. Po czym spostrzegła obok dawnego kolegę, dziennikarza radiowego, z którym zamieniła parę słów. Gdy wracała już do stolika, usłyszała dźwięk swojej komórki. Zatrzymała się i wyłowiła ją z torebki. To mógł być Ola. Nie chciała dawać mu powodów do podejrzeń. Na wyświetlaczu ukazał się jednak jakiś nieznany numer. W telefonie usłyszała wysoki, choć zdenerwowany głos nieznajomej kobiety.
– Czy to pani Erika Malm? Z pokoju siedemnaście dwadzieścia dwa?
– Tak, to ja.
– Dzwonię z recepcji. Bardzo mi przykro, że przeszkadzam pani w trakcie śniadania, ale musimy prosić panią o natychmiastowy powrót do apartamentu. Zadzwoniono do nas z działu technicznego, bo natrafiono chyba na poważną usterkę instalacji wodno-kanalizacyjnej, wskutek której mogło dojść do zalania pani apartamentu. Możemy, co prawda, pomóc w ratowaniu pani rzeczy osobistych, ale nie mamy możliwości szybkiego otwarcia sejfu bez pani udziału.
– Co takiego? Zalanie? Jak to?
– Niestety, nic więcej nie potrafię pani powiedzieć. Ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. Bardzo proszę panią zatem o jak najszybsze przyjście do apartamentu.
Recepcjonistka rozłączyła się. Erika westchnęła ciężko. Musi koniecznie powiadomić o tym swojego kochanka, bo jego rzeczy także znajdują się przecież w tym pokoju. Pognała więc szybko do stolika, ale jego już tam nie było. Rozejrzała się wokoło, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Może poszedł do toalety? No i zostawił jej laptop bez opieki, palant jeden! Nie zdążyła już niczego sprawdzić. Zgarnęła tylko szybko sprzęt, wybiegła z restauracji i pobiegła schodami na górę, na swoje piętro, tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to buty na koturnach.
Gdy znalazła się już na korytarzu wiodącym do apartamentu, nie dostrzegła żywej duszy. Gruba wykładzina hotelowa tłumiła wszystkie dźwięki. Szybko przeszła obok długiego szeregu drzwi – anonimowych, szarych, wręcz odpychających. Dotarła w końcu do drzwi swojego apartamentu. Na pewno ktoś z personelu jest już w środku i próbuje uporać się z awarią. Tylko dlaczego nie słychać żadnego dźwięku?
Otworzyła drzwi kartą magnetyczną i wślizgnęła się do małego przedpokoju. Na antresolę prowadziły stąd pochyłe schody. Erika spojrzała w górę i nasłuchiwała. Sądząc po odgłosach dochodzących z góry, z kranu lała się woda. Ale dlaczego nie było tu nikogo? Skoro hotel wszczął alarm z powodu zalania, to dlaczego nie przysłano tu jakiegoś fachowca, aby coś z tym zrobił? Obróciła się i spojrzała na masywne drzwi pokoju hotelowego, które znów się zamknęły z głośnym kliknięciem. Może wyszli tylko na chwilę po narzędzia. A jednak sama w to nie wierzyła. Coś jej nie pasowało w tej wszechogarniającej ciszy, w której słychać było tylko szum wody.
Zaczęła powoli wchodzić po schodach. Cały czas patrzyła w górę, bo coś było nie tak. Nagle zdało jej się, że słyszy jakieś zgrzytnięcie. Z przerażenia oblał ją zimny pot. Pomyślała szybko o prawicowych radykałach, którzy pojawili się na moderowanej przez nią dzień wcześniej debacie na temat ruchów nacjonalistycznych. Byli agresywni i obrzucali ją wyzwiskami.
– Halo? – krzyknęła. – Jest tam kto?
Zatrzymała się na stopniu i czekała. Drzwi łazienki były zamknięte. Bulgot wody dochodził właśnie stamtąd. Nadal stała na schodach, przyglądając się uważnie całemu apartamentowi. Zlustrowała najpierw salon z dużym telewizorem plazmowym na ścianie, ekskluzywną wieżę, białą trzyosobową kanapę, fotel z owczej skóry i betonowy stolik obok kanapy. Puste kieliszki po szampanie z poprzedniego wieczora i pusta butelka odwrócona do góry dnem we wiaderku do lodu. Kanapa stała nieco krzywo. Doskonale pamiętała dlaczego.
Wiodła wzrokiem po części kuchennej z piekarnikiem i zlewem, w którym nadal leżały ich talerze, nieumyte jeszcze po nocnej kolacji. Stół kuchenny z sześcioma ładnymi krzesłami i wisząca lampa ze szklanym kloszem w kształcie walca. Drzwi na taras były zamknięte, choć była pewna, że zostawiła je otwarte, zanim wyszli z pokoju. Zawsze tak robiła, gdyż chciała, żeby po przyjściu ze śniadania znów mieli w pokoju świeże powietrze.
A może to jej kochanek zamknął te drzwi? Raczej nie. Popatrzyła na klamkę. Ale z pewnością mogli je zamknąć ludzie, którzy zauważyli zalanie. Ta myśl ją uspokoiła. Nie, nie może dać się zwariować. Niebawem drzwi na dole na pewno się otworzą i rozlegnie się głos hydraulika. Ale po co ratować moje rzeczy? – pomyślała zaraz potem. Na podłodze nie było przecież widać nawet najmniejszego śladu wody. I skąd ta kobieta, która do niej dzwoniła, wiedziała w ogóle, że ona akurat jadła śniadanie? Czy widziała ją, dzwoniąc do niej?
Erika poczuła pot pod pachami. Będzie musiała się przebrać. To cholerne bulgotanie w łazience denerwowało ją. Teraz woda zaczęła wydostawać się spod zamkniętych drzwi. Zwariować można! Paraliż minął, ale ogarnęła ją za to wściekłość.
– Jest tu kto? – krzyknęła ze złością. – Kim jesteś, do cholery, i o co ci, do diabła, chodzi?
Bała się, więc zrobiła tylko mały krok do przodu, trzymając się wciąż jedną ręką poręczy. Można było wyraźnie usłyszeć, jak jej głos zadrżał na końcu pytania. Nie była widać aż tak odważna.
Drzwi sypialni były otwarte, ale mogła przez nie zobaczyć jedynie kawałek okna. Gdy nagle załopotała firanka, zesztywniała. Zaraz potem przekonała się, że jej obawy nie były bezpodstawne. Ciemny cień przesłonił promienie słońca, które padały przez okno na podłogę w sypialni. Z całą pewnością ktoś tam był.