Читать книгу Ostatni akt - Mari Jungstedt - Страница 12
ОглавлениеWokół namiotu tłoczyli się ludzie. Zainteresowanie gazetą „Kvällsbladet” wzrosło szczególnie po wczorajszej burzliwej awanturze, kiedy to kilku rasistów zakłóciło debatę na temat nacjonalizmu do tego stopnia, że organizatorzy zmuszeni byli przerwać dyskusję i wezwać policję.
Erika prowadziła tę debatę i była narażona na różnego rodzaju ataki ze strony rasistów, także słowne. Pewnie zatrzymali ją i udziela wywiadów na ten temat – próbowała zgadnąć Bodil. Media zainteresowały się bardzo tym problemem, ponieważ w debacie wzięło udział wielu liderów partyjnych, a sama awantura stała się tematem numer jeden pierwszych stron dzienników. Redaktor naczelny zdecydował się odpowiadać na poranne pytania na temat zajścia i wystąpić w programach różnych stacji telewizyjnych. Wszystkie szanujące się stacje relacjonowały oczywiście na żywo wydarzenia z Almedalen, więc Bodil podziwiała swojego szefa, który chodził od stacji do stacji, by po kolei udzielać wywiadu.
Erika wzięła sobie wolne przedpołudnie, aby odpocząć nieco przed ważnym wieczornym spotkaniem z politykami, które na dodatek miało być transmitowane w telewizji na żywo.
Minęło kolejne pół godziny, a Eriki nadal nie było. Bodil straciła więc cierpliwość. Dzwoniła już kilka razy do hotelu, aby odszukali koleżankę w pokoju, ale nikt nie odbierał telefonu. Poinformowała swoich najbliższych współpracowników, że nie będzie jej przez jakiś czas, a następnie szybko poszła na najbliższą ulicę udostępnioną dla ruchu kołowego, by złapać taksówkę. Dziesięć minut później razem z młodym recepcjonistą pukała już do drzwi apartamentu Eriki. Na klamce wisiała tabliczka „Nie przeszkadzać”.
Ponieważ nikt nie reagował na pukanie, recepcjonista w końcu sam otworzył drzwi swoją kartą magnetyczną. Metaliczne kliknięcie oznaczało, że drzwi są otwarte. Znaleźli się w małym, nieumeblowanym przedpokoju koło stromych schodów wiodących na antresolę.
– Halo? – zawołała Bodil. – Erika?
Nikt nie odpowiedział. Szybko wbiegli na schody.
– Co tu, do diabła …? – wyrwało się recepcjoniście.
Po sekundzie Bodil wiedziała już, dlaczego tak powiedział.
Ujrzała Erikę leżącą na kamiennej posadzce z rozwichrzonymi grubymi, czarnymi włosami, szeroko otwartymi oczami i wzrokiem wlepionym w sufit, z ramionami nad głową niczym skrzydła anioła. Miała na sobie elegancką garsonkę, na nogach sandały na koturnach, kołnierz jej bluzki był rozerwany. Jej twarz zastygła, a usta jak zwykle były pomalowane na czerwono. Bez wątpienia wyszykowała się do pracy. I wtedy coś musiało się jej przydarzyć.
Recepcjonista schylił się, sprawdził puls, a następnie odwrócił się w kierunku Bodil, która stała jak porażona i wpatrywała się w leżącą na podłodze kobietę.
– Obawiam się, że… pani koleżanka nie żyje.
Bodil odruchowo krzyknęła. Nie miała pojęcia, czy ktoś to usłyszał.