Читать книгу Czarne światło - Marta Guzowska - Страница 11
Rozdział 3
ОглавлениеOglądaliście taki film Dzień świstaka? Jeśli tak, wiecie, o co chodzi. Facet codziennie przeżywa ten sam dzień. Budzi się rano w tym samym łóżku, je to samo na śniadanie, spotyka tych samych ludzi. Próbuje się wyrwać z tego cholernego kręgu, ale choćby nie wiadomo co robił, choćby nie wiadomo kogo obraził, choćby nie wiadomo kogo sprowokował, żeby ten ktoś nakopał mu w dupę, następnego dnia budzi się o tej samej porze, w tym samym łóżku, je to samo na śniadanie… Dzień w dzień.
***
Godzina siódma, jak każdego ranka, dzień w dzień.
– Mario, wstawaj.
Szturcha mnie w bok. Czy nikt jej jeszcze nie powiedział, że to nie jest najlepsza metoda budzenia faceta o nieprzytomnej porze?
Nakrywam głowę poduszką.
Zabiera mi poduszkę.
Próbuję tego samego z kołdrą i też ją tracę.
Kryję twarz w prześcieradle.
Czuję, jak jej dłoń wsuwa się między materac a moje podbrzusze.
– Mario…
Dłoń przesuwa się w dół. Unoszę biodra. Palce obejmują mojego penisa. Dłoń porusza się kilka razy w górę i w dół. Czuję, jak penis twardnieje.
– Nooo, Mario.
Pola mruczy i przytula się do mnie. Jej dłoń znowu się porusza.
Oswobadzam jedną rękę i próbuję wymacać jej pierś. Pola puszcza mojego penisa i zrywa się z łóżka.
– No, widzę, że już się obudziłeś. To wstawaj.
– Pola – jęczę.
– Wstawaj, wstawaj, nie mamy całego dnia.
Zwlekam się z łóżka i idę do łazienki. Odlewam się, jedną ręką oparty o ścianę, bo kręci mi się w głowie. Potem patrzę w lustro. Puszczam wodę w umywalce i zanurzam w niej twarz, żeby już więcej nie patrzeć.
Wychodzę z łazienki. Pola czeka w korytarzu.
– Wziąłeś lekarstwa?
Kiwam głową. Rano łatwiej jest kłamać bez słów. Pola też to wie. Wchodzi do łazienki i wychodzi stamtąd z butelką i tekturowym pudełkiem. Zerka na dawki wypisane na opakowaniach, wyjmuje pigułki i podstawia mi je pod nos na wyciągniętej dłoni.
– Na sucho nie dam rady.
Idzie do kuchni. Wraca ze szklanką wody.
Zgarniam pigułki językiem z wnętrza jej dłoni.
Czeka, aż przełknę.
– Otwórz usta. I podnieś język do góry.
– Nie jesteś moją pielęgniarką, do cholery!
Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale pastylki wpadają mi do gardła i zaczynam się krztusić. Pola czeka, aż minie najgorszy kaszel, i podaje mi szklankę.
– Jak popijesz dużo, to ci nie utkną w przełyku.
– Dzięki za lekcję anatomii i fizjologii.
– Nie ma za co – mówi.
Wraca do sypialni. Idę za nią. Pola stoi przed otwartą szafą z ubraniami.
Obejmuję ją w pasie. Odtrąca moje ręce. Nie patrzy na mnie.
– Wcale się nie spieszymy – mruczę jej do ucha.
– Lekarz ci zabronił. – Ponownie odtrąca moje ręce.
– To nieprawda. Mówił tylko, że w rzadkich przypadkach te świństwa, które każesz mi łykać, mogą oddziaływać na libido. Ale – ciągnę jej rękę w dół, żeby sama się przekonała – jak widzisz, nie oddziałują. Albo oddziałują, ale pozytywnie.
Wyszarpuje rękę.
– Ja się spieszę. A ty obiecałeś Adamowi, że chociaż raz nie przyjdziesz ostatni.
– Wczoraj też mu to obiecywałem. I przedwczoraj też.
– No właśnie – mówi, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
Odwraca się tyłem i wkłada majtki.
Kurwa mać! A to dopiero początek dnia.
***
Każe mi iść po świeże bułki i po gazetę. Po co jej gazeta, jak ma internet? W piekarni jest kolejka. Codziennie stoją w niej ci sami ludzie, a w każdym razie identycznie wyglądający. Menel zostawia rower przed wejściem. Gruba polska baba na emeryturze występuje w kilku wersjach, które różnią się kolorem sukienek, ale już nie krojem. Starszy pan w za ciepłej kurtce jest amatorem bułek albo ma kury, bo codziennie kupuje wielką siatę pieczywa. Kiedy przychodzi moja kolej, sprzedawczyni pyta: „A co dzisiaj dla pana profesora?”, chociaż nie przedstawiałem jej się nazwiskiem ani tytułem naukowym. Starszy pan od kur nieodmiennie zagaduje: „To zostało jeszcze coś ciekawego do wykopania?”. Pewnie ma sklerozę i zapomina, że dopytywał się o to poprzedniego dnia.
Przed kioskiem też jest kolejka. Menel z rowerem, ten sam, co w piekarni, albo taki sam, stoi oparty o półkę przy okienku i gawędzi z kioskarką. Kioskarka podaje mi gazetę, zanim zdążę otworzyć usta, i codziennie prosi o drobne.
Potem jemy śniadanie, świeże bułki i tak dalej, a Pola kartkuje gazetę. Za drzwiami w kuchni leży stos gazet, które tylko przekartkowała. Kiedy ją pytam, czy wie, ile to drzew, obraża się i milczy.
Po śniadaniu Pola zawozi mnie na wykop. Wita się z Adamem i ze studentami. Rozmawiają i śmieją się nie dłużej niż pięć minut. Pola odjeżdża. Ja kilka godzin nudzę się na słońcu. Szkielet, którego nikt jeszcze nie ukradł, jest w bagażniku wykopaliskowego samochodu i Adam boi się go otworzyć za dnia, żeby nikt nie zobaczył, co tam wozi. Potem Pola przyjeżdża i zabiera mnie na obiad. Zazwyczaj do pizzerii w nowej galerii handlowej. Niedługo będę rzygał na samą myśl o pizzy, nawet bez jej zapachu.
Dwa razy Pola zawiozła mnie do lekarza. Za każdym razem czekała na mnie i po wizycie wracaliśmy do domu.
Po południu zdarza się, że jedziemy jeszcze na wykop, ale nie zawsze.
Potem mam czas, żeby pracować nad raportami. Nie robię tego. Wolę oglądać telewizję.
Wieczorem Pola rozbiera się odwrócona do mnie tyłem. Zakłada piżamę i uchyla okno. Kładzie się do łóżka. Ja też się kładę. Pola mówi, że jest zmęczona, i odwraca się do mnie plecami. Kiedy próbuję ją objąć, wyrywa się. Kiedy próbuję jeszcze raz, grozi, że pójdzie spać na kanapę. Odwracam się. Zasypiam.
A teraz pytanie za milion punktów: kto jest scenarzystą tego pieprzonego serialu?