Читать книгу Róża i ludzie miasta - Marta Lewandowska-Mróz - Страница 4
2
Оглавление– To właśnie był ten moment, kiedy człowiek nie może wytrzymać i musi wybuchnąć. To taki rodzaj wołania o pomoc, ale w sposób niekoniecznie aprobowany przez społeczeństwo.
Słowa Grzegorza uderzyły ją z równym impetem, co pięść Romana. No tak, czego mogłam się spodziewać? Niby były byłemu nierówny, ale… Kozetka, dyplomy na ścianach, a i tak to jeden chuj… Chytre oczka wpatrywały się w Różę z taką dezaprobatą, że przeszkodziły jej w dokończeniu myśli. Gdy Grzegorz upewnił się, że skupia jej uwagę, cmoknął wyniośle, jak to miał w zwyczaju, poprawił druciane okulary na orlim nosie i kontynuował swoją myśl:
– Osoby, które sobie nie radzą z gniewem i frustracją, muszą dać jakoś upust tym emocjom.
– Tylko dlaczego akurat na mojej twarzy? – zapytała, gładząc się po opuchniętym i zsiniałym poliku.
– Wiesz, nie chcę cię wpędzać w poczucie winy, bo odwróciłaś się od chorego człowieka. Co to, to nie, ale…
I w tym momencie Róża nie wytrzymała, na szczęście dla Grzegorza tylko słownie.
– Czy ty w ogóle słuchałeś, co do ciebie mówiłam? – podniosła głos, który pod koniec pytania zaczął drżeć, podobnie jak jej dłonie. – On mnie uderzył, Grzegorz! Ten chuj mnie najpierw zdradził, a potem uderzył. Czy ty tego nie rozumiesz?!
– Kochanie… To znaczy moja droga, nie kłóćmy się. Oboje dobrze wiemy, że masz skłonności do dramatyzowania. – Jego głos złagodniał w bardzo nieprzyjemny sposób. Był tak obślizgły, że niemal czuła, jak oblepia jej ciało. – Oboje także wiemy, czemu tu jesteś i po jakiego typu opiekę przyszłaś. – Pochylił się powoli nad nią i szepnął do ucha: – Koniec sesji, czas na zapłatę. Mam nadzieję, że się do tego przyłożysz.
Róża podskoczyła jak rażona prądem i czym prędzej przesunęła się na bezpieczną odległość.
– Ja naprawdę przyszłam prosić o pomoc, a nie na jakieś macanki! Za kogo ty się uważasz?
– Ja? – Teraz Grzegorz wstał i z wyniosłością pomieszaną z wyrzutem dodał: – Naprawdę, Różo? Przychodzisz do mnie, do swojego byłego, po kłótni ze swoim obecnym facetem i co ja miałem sobie pomyśleć? Co? Przecież właśnie próbuję ci pomóc, ty niewdzięczna histeryczko! – Wyniosłość przekształciła się w gniew i podniesiony głos.
– Miałam traumatyczne przeżycie i przyszłam do psychologa, który mnie zna, by lepiej mógł ocenić sytuację. Jak możesz tego nie rozumieć? – mówiła ze łzami w oczach. Teraz już sobie przypomniała, jak smakuje poczucie winy wywoływane przez jego psychologiczne zagrywki i, jak on to nazywał, „logikę, której ty nigdy nie pojmiesz”.
– Ocenić sytuację?! Jasne. Proszę bardzo. To moja ocena: jesteś autodestrukcyjną, samolubną jednostką aspołeczną, która przyciąga podobne, nędzne jednostki lub osoby, które starają ci się pomóc – wycedził przez zęby. Stał naprzeciwko niej i dyszał ze złości.
– Taaak? – Róża nie mogła powstrzymać jąkania i łez z wściekłości. – W taaaakkim razie mam nadzieję, że zaaaliczyłeś siebie do tych ooosób, które są róóóównie nęęęędzne! Żegnam!
Trzasnęła drzwiami gabinetu, następnie prawie wybiegła z budynku, nawet się nie oglądając. Stanęła na przystanku obok przychodni i wsiadła do pierwszego tramwaju, który nadjechał. Aby się uspokoić, włączyła muzykę. Miała kilka playlist na różne okazje. Chropowaty, niepokorny głos Amy Winehouse rozbrzmiewał w słuchawkach. I can’t help you, if you can’t help youself – śpiewała, a Róża zastanawiała się, teraz już na spokojnie, nad ostatnim wyborem „pomocy”. Co mi strzeliło do głowy, by do niego iść? Przecież to nielogiczne, nawet jak na mnie. Może cios od Romana był za mało bolesny i potrzebowałam jeszcze jakiegoś psychicznego okaleczenia? Jej myśli płynęły w różnych kierunkach. Czasami potrafiła zadać sobie odpowiednie pytanie, najczęściej po fakcie. Mechanizm dobrze zadanego pytania wykształciła sobie dzięki Ester, swojej przyjaciółce, z którą omawiały i analizowały wzajemne posunięcia życiowe. Jak łatwo się domyśleć, posunięcia z Grzegorzem nie skonsultowała. Ale na pewno omówią to podczas kolejnego spotkania. Tymczasem, zbierając siły i tworząc buntowniczą aurę, Róża, nucąc o tym, że nie pójdzie na odwyk, wysiadła z tramwaju i udała się na przystanek autobusowy, by dojechać do mieszkania.