Читать книгу Róża i ludzie miasta - Marta Lewandowska-Mróz - Страница 7
5
ОглавлениеDo domu wracała, jak zwykle, z mieszanymi uczuciami. Zdawała sobie sprawę z tego, że mama stara się nawiązać z nią nić porozumienia, jakąś bogatszą konwersację. Tylko miała wrażenie, że mówią zupełnie innymi językami. Przypomniała sobie jedną z rozmów z Grzegorzem.
– Twoja mama za bardzo się stara – wyjaśnił jej kiedyś w swoim gabinecie. – A ty podświadomie wyczuwasz tę desperację i czujesz się zagrożona.
– Ale czemu miałabym się czuć zagrożona? Przecież to miłe, że aż tak się stara. Doceniam to – powiedziała Róża, ale w jej głosie słychać było niepewność.
– W porządku. – Delikatnie się nad nią pochylił. – Ale twoja podświadomość ci podpowiada, że skoro jest aż tak zdesperowana, to musi czegoś chcieć i to bardzo. Ma w tym swój cel – popatrzył na nią z politowaniem, co jednocześnie oznaczało koniec wywodu.
Róża chciała zaprzeczyć, ale argumenty, jakie wymyśliła, nie mogły jej przejść przez gardło. Zawsze podziwiała swoją matkę za to, jak udało jej się podnieść po śmierci męża. Chciała być jak ona, ale nie potrafiła.
Ten powrót z rodzinnego domu do mieszkania różnił się od poprzednich. Przez ostatnie dwa lata mieszkał w nim wybranek jej serca, co prawda zwykle nawalony, ale tym razem wiedziała, że wraca do pustego mieszkania starej panny. Jedyne, co podtrzymywało ją na duchu, to ogromna ciekawość związana z zawiniątkiem od chrzestnej. Miała poczucie, jakby za chwilę miała wejść na wyższy poziom wtajemniczenia, jakby miała usłyszeć zakazaną historię. Była tak zaintrygowana prezentem, że kilka razy chciała zatrzymać samochód i go obejrzeć, ale jej silna wola była dopingowana wizją otwarcia zawiniątka przy kieliszeczku wina. W końcu należało się jej po tym przesłuchaniu, przecież była taka dzielna.
Po wejściu do domu niemal machinalnie podeszła do barku i nalała sobie kieliszeczek „czegoś mocniejszego, na ukojenie nerwów”. Uwielbiała dźwięk wina moszczącego się w kieliszku: najpierw odżywczy plusk, następnie miarowe pulsowanie cieczy. Pierwszy łyk był zbawienny, zaczęło jej się lepiej myśleć, jaśniej… trzeźwiej.
Zamknęła drzwi na zamek, wyjęła z torebki zawiniątko i położyła się na łóżku. Oczywiście obok łóżka, na stoliku nocnym, wiernie stał kieliszek, jakby też zaciekawiony szarym przedmiotem. Teraz Róża mogła się spokojnie przyjrzeć prezentowi od ciotki. Z jednej strony widniał napis „Dla Róży” i rysunek róży, z drugiej dostrzegła małe wybrzuszenie. No to witaj przygodo – pomyślała i zaczęła delikatnie otwierać pakunek.
W środku znajdował się list i jeszcze jedno zawiniątko. Już miała brać się za kolejny szary papier, kiedy kątem oka zauważyła swoje imię na pożółkłej stronie listu. Wzięła go do ręki i zaczęła czytać.
Kochana Różo,
pewnie dziwi Cię, że piszę do Ciebie, mimo iż jest między nami taka różnica wieku i rzadko się widywałyśmy. No cóż… Potrzebowałam trochę czasu i przestrzeni, by napisać to, co chcę Ci opowiedzieć, w miarę poukładany sposób. Postaram się przedstawić Ci wszystko najjaśniej i najprościej jak potrafię, byś nie pomyślała, że jestem szalona.
Zapowiada się interesująca lektura. Miała nieodpartą ochotę przybić z trzepniętą ciotką Aną piątkę za to, jak obie świetnie radziły sobie z wyprowadzaniem mamy z równowagi. Myślom tym towarzyszył smutny uśmiech. Jako mała dziewczynka Róża chciała się zwierzyć ze swoich tajemnic, ale nie miała komu. Już wtedy czuła, że ciotka byłaby właściwą osobą. Bardzo chciała wyrzucić z siebie wydarzenia związane ze śmiercią taty, ale poczucie winy było zbyt silne, by mogła się z tego wyspowiadać. Z czasem tajemnica wrosła jej w serce i nie potrafiła tego wyjawić nikomu, nawet Ester.
Zanim przejdę do sedna, należą Ci się wyjaśnienia. Prosiłam Twoją mamę o dwie rzeczy: po pierwsze, żeby o mnie nie wspominała, najlepiej w ogóle.
No to wiem, dlaczego jesteś trzepniętą ciotką Aną – pogroziła palcem literom na kartce. Tyle wiedziała. Mama rzeczywiście nie była skora do rozmów o swojej siostrze, ale najwyraźniej nie mogła sobie odmówić chociaż tego jednego komentarza.
Po drugie, żeby dała Ci ten list w dniu Twoich osiemnastych urodzin. Mam nadzieję, że obie te prośby spełniła, chociaż znając Twoją matkę… No cóż… Dagmara jest bardzo rozsądną i dobrą dziewczyną, ale czasami traktowała siebie zbyt poważnie, a jak uważała, że coś jest mało ważne, to zwyczajnie się tym nie przejmowała.
To jej nie przeszło na pewno.
Nie myśl sobie, że jest to list oczerniający Twoją mamę – w żadnym wypadku! Niestety nie miałyśmy dobrego kontaktu – wynikało to po prostu z różnicy charakterów. Często było tak, jakby to ona była starszą siostrą albo nawet matką, a ja córką, a było między nami sześć lat różnicy. Wiem, wiem, że nie ma się czym chwalić i nie chcę Cię zachęcać do tego, byś poszła w moje ślady. Przynajmniej nie w tym przypadku.
Nie chciałam, byś czytała ten list z jakimś bagażem stereotypów, przekonań czy oczekiwań. Chciałam, by tylko jedna rzecz towarzyszyła Ci podczas lektury tego listu: ciekawość. Ciekawość jest najlepszym nośnikiem informacji, ponieważ otwiera umysł na rzeczy, które w szarej rzeczywistości nie mają racji bytu.
Widzisz, ciotuniu, ja znalazłam jeszcze jeden taki nośnik – wino. Z chęcią uzupełnię sobie niedobór tego nośnika, by jeszcze milej czytało mi się list od ciebie – powiedziała Róża do siebie i wstała, lekko chwiejnym krokiem podążając do barku. Nie dogadywały się z mamą, to ciekawe… O co jej chodzi? Może ma dla mnie karocę z dyni i szczury zamiast koni? Ponieważ zapowiadało się dość interesująco, postanowiła nie odrywać się od czytania na spacery podobne do poprzedniego i wzięła butelkę ze sobą.
Mam nadzieję, że lepiej niż ja dogadujesz się ze swoją mamą, chociaż, szczerze mówiąc, gdyby tak było, to nie pisałabym do Ciebie tego listu. Bo widzisz… Wiem, że pewien rodzaj cech w naszej rodzinie ujawnia się tylko w kobiecej postaci najstarszej córki. Dlatego bardzo mi przykro, że nie mogłam być przy Tobie, pomagając Ci w trudnych chwilach, odpowiadając Ci na pytania, na które rodzice nie byli w stanie odpowiedzieć. Kiedy Twoja mama była nieco starsza od Ciebie i wyszła za mąż, zaczęłam podróżować, by lepiej zrozumieć siebie i znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania i co za tym idzie, wspólny mianownik z Twoją mamą. Już wtedy podejrzewałam, że to nie będzie takie proste i będę musiała poświęcić temu bardzo dużo czasu i energii, ale wyniki przeszły moje najśmielsze oczekiwania. I właśnie tymi wynikami chciałabym się z Tobą podzielić, abyś na początku Twojego dorosłego życia miała nieco łatwiejszy start.
Na początku dorosłego życia? Ta… ja już jestem na początku staropanieństwa, a nie dorosłego życia, ciociu.
Muszę przyznać, że jedyne, co mnie powstrzymuje przed przejściem do sedna sprawy, to Twój młody wiek. Nie jestem pewna, czy będziesz w stanie wszystko zrozumieć, czy masz wystarczająco dużo doświadczeń, historii i wspomnień, by nie tylko udźwignąć, ale też pojąć to, co za chwilę przeczytasz. Jestem przekonana, że nasza matka, a Twoja babka przekazała Ci w spadku dar, który może na razie uważasz za przekleństwo, bo nie potrafisz go odpowiednio wykorzystać. Myślałam, żeby może poprosić Twoją mamę o to, by przekazała Ci ten list na przykład, kiedy skończysz trzydzieści lat, ale wtedy pewnie będziesz miała już męża, gromadkę dzieci i nie w głowie Ci będą moje rady.
Trafiłaś w dziesiątkę, cioteczko. Specjalnie dla ciebie nie mam męża i gromadki dzieci, żeby się wsłuchać w twoje rady. Widzisz, jaka ze mnie dobra córka chrzestna? – uśmiechnęła się gorzko do siebie.
Z drugiej strony nie łudzę się, że Twoja mama odda Ci ten list w czasie osiemnastych urodzin. Zapewne nie sądziła, że to ważne, więc jestem pewna, że dostałaś go w najodpowiedniejszym czasie, jaki mógł się zdarzyć. W czasie gdy szukasz siebie i czegoś, co możesz zmienić w swoim życiu. Dlatego, jeśli jesteś osobą szukającą i czasami błądzącą i na tyle podobną do mnie jak myślę, to musisz czuć frustrację z powodu tego, że świat Ci nie sprzyja i nikt Cię nie rozumie, nawet Ty sama. Mam tylko nadzieję, że mając podobne myśli, nie topisz ich w alkoholu, do którego, muszę przyznać, miewałam słabość, bo to naprawdę nie jest wyjście. A na pewno nie powinnaś w stanie upojenia czytać tego listu. Dlatego, jeśli go czytasz pod wpływem alkoholu większym niż lampka wina, to poproszę Cię o to, byś na razie skończyła i poszła spać. Bardzo mi zależy na tym, by Twój umysł był trzeźwy, kiedy będziesz czytać to, co napisałam.
Róża nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Kilka razy czytała ten sam akapit, a fale rozbawienia i wstydu na przemian obmywały jej twarz. Gdyby ciotka próbowała jej coś narzucić, rozkazać, to by się zbuntowała, jak to pijak, i przeczytała list pobieżnie lub nawet go wyrzuciła. Ale było coś takiego w tych słowach, że Róża nie mogła się oprzeć wrażeniu, iż znały się z ciotką od zawsze. Czuła straszną tęsknotę za kobietą, którą tak naprawdę poznała niespełna pół godziny temu. Wydawało się, że matka chrzestna rozumie ją bardzo dobrze, mimo że nie widziały się ani razu. Róża była skołowana i zawstydzona.
Rozejrzała się po pokoju, jakby chciała się upewnić, czy nie jest w ukrytej kamerze. Zobaczyła szare ściany pooblepiane zdjęciami z Romanem i widokami z chińskiego sklepu, by było przytulniej. Dwa drewniane regały uginające się pod ciężarem książek, teczek i bibelotów, jakby ktoś wyrzucił zawartość kilku biurek i poutykał je, bawiąc się w tetris. Chaos. Jej wzrok zatrzymał się na jedynym pustym miejscu w pokoju; na butelce wina, którą zdążyła opróżnić podczas lektury. To nie tak miało być – wyszeptała i położyła się na wznak, zamykając oczy, by już na to nie patrzeć. Po chwili zasnęła.