Читать книгу Folwark komendanta - Norbert Grzegorz Kościesza - Страница 4
1. GDZIEŚ NA WSCHODZIE
ОглавлениеMała miejscowość
gdzieś na wschodzie Polski, rok 1983
…zatoczył się i zderzył z drzwiami wejściowymi, które z impetem walnęły o stojący w przedpokoju wieszak.
– Ćśśśśś. – Mężczyzna przyłożył palec do ust. – Ćśśśś, kurwa, powiedziałem…
Wszedł do mieszkania i powoli zamknął skrzypiące drzwi. Było ciemno, więc stąpał, przesuwając ręką wzdłuż ściany, aż doszedł do wieszaka z ubraniami. Stanął na chwiejących się nogach, rozpiął rozporek i szybko wsadził rękę do spodni, szukając kutasa, ale już nie zdążył zrobić nic więcej. Mocz poleciał mu grubą strugą po ręce i nogach na drewnianą podłogę. Przy okazji na spodnie, buty i dywan.
– Nooo i chuuuj, kuuurwaaaa! – zaseplenił, opierając się o stojak. – Złoty deszszszcz pooolesiał…
Pod ciężarem mężczyzny wieszak przewrócił się na podłogę wraz z wiszącymi na nim kurtkami, płaszczami i kilkoma starymi parasolkami. Łoskot upadającego wieszaka i parasoli został zagłuszony przez ciuchy. Nietrzeźwy potknął się o przewrócone w pomieszczeniu rzeczy i z hukiem runął na drewnianą podłogę. Odgłos padającego bezwładnie ciała zadudnił głucho w mieszkaniu.
– Co tam się dzieje, rany boskie! – rozległ się piskliwy zaspany kobiecy głos, zaskrzypiały sprężyny w łóżku i dało się słyszeć uderzanie bosych stóp o podłogę. Nagle w przedpokoju rozbłysło światło.
W progu jednego z pomieszczeń stanęła kobieta w rozchełstanej koszuli nocnej, spod której wystawały brudne bose stopy. Olbrzymie piersi wypadały na zewnątrz przez szeroki dekolt, który złapała jedną ręką, a drugą odgarnęła rozczochrane ciemne włosy i spojrzała na podłogę.
– Kuuurwaa! Zdzisiek, ty znowu pijany. – Obróciła się do wnętrza pokoju, z którego przed chwilą wyszła. – Wojtuś, chodź, pomożesz mamusi, ojciec znowu pijany w trzy dupy wrócił.
Zza matki wyłonił się chłopiec mający może dziewięć lat. Wraz z nią podszedł do kłębowiska ciuchów i parasoli, wśród których leżał Zdzisiek. Wspólnie odgarnęli płaszcze i ich oczom ukazał się śpiący mężczyzna w milicyjnym mundurze. Kobieta obróciła pijanego.
– Weź sprawdź dla ojca kieszenie, czy ma jeszcze jakieś piniądze z wypłaty, bo wszystko przechlo, pijaczyna jebana – rzuciła kobieta, po czym z całej siły uderzyła śpiącego w twarz otwartą ręką. Plasnęło, aż zapiszczało w uszach, jednak siarczysty policzek nie wywarł wrażenia na leżącym, który jedynie coś zabełkotał i ponownie zachrapał.
– Mamo, ale on się znowu zlał w spodnie i kurtkę moją do szkoły zaszczał…
– Nie marudź, kurwa, tylko szukej piniędzy! Bo na chleb jutro nie bedzie. A kurtke dla ciebie, Wojtuś, jutro wypiere – zaciągnęła po podlasku.
Mały z obrzydzeniem włożył ręce do zasikanych kieszeni spodni ojca. Mokre i śmierdzące moczem, lepiły się do jego rąk. Przeszperał pijanemu kieszenie z przodu i z tyłu, później zajrzał za poły milicyjnej marynarki i też ją przeszukał. Spojrzał na kobietę i pokręcił przecząco głową.
– Mamo, ojciec nie ma pieniędzy, sprawdziłem kieszenie. – Chłopak spojrzał zaspanym wzrokiem na kobietę.
– A to kutas jeden, pewnie gdzieś schował przede mną. – Podrapała się po czuprynie, której każdy włos sterczał w inną stronę. Jej fryzura wyglądała, jakby piorun jebnął w rabarbar. Kobieta chwilę stała, przygładzając raz po raz zmierzwione kłaki i drapiąc je na zmianę. – Już wiem, podaj dla mnie czapkę starego.
Dziewięciolatek obejrzał się wokoło i jego wzrok padł na czapkę leżącą do góry nogami, złapał ją za czarny daszek i podał matce. Często bawił się w milicjanta w domu i nosił ją, aż w końcu odpadał jej metalowy orzełek. Ojciec przykręcił go do czapki jakąś przylutowaną naprędce śrubką. Pod orzełkiem na otoku widniały dwie gwiazdki podporucznika milicji.
Matka złapała czapkę i zaczęła macać jej wnętrze, dotykając podszewki. Pod palcami wyczuła zwitek banknotów, który wyjęła i ścisnęła w garści.
– Widzisz, Wojtuś, mamusi on nie oszuka – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją. – No dobra, dawaj starego chuja do wyra.
Oboje z niemałym trudem podnieśli leżącego i powoli zaciągnęli do łóżka. Matka zaczęła zdejmować mu buty, później spodnie i resztę ubrania, rzucając je na podłogę obok tapczanu. Pieniądze schowała w poszewkę poduszki, którą położyła sobie pod głową.
Chłopak udał się do swojego pokoju i zasnął niespokojnie.
Nad ranem zbudził go krzyk matki, zerwał się więc na równe nogi i pobiegł do pokoju rodziców. Gdy znalazł się w pomieszczeniu, zobaczył, jak ojciec trzyma jedną ręką matkę za włosy, a drugą uderza ją w twarz. Koszula nocna kobiety oraz pościel zbryzgane były krwią z jej rozbitych ust.
– Oooo ty kurwo, piniądze będziesz dla mnie kradła! – Przy tych słowach z całej siły uderzył ją pięścią w twarz. W lewej ręce faceta została spora garść włosów, a kobieta fiknęła przez łóżko na podłogę.
– …Zdzisiek, Zdzisiek, jak Boga kocham, nie wziełam żadnych piniędzy, nie wzie… – W tym momencie dopadł ją ponownie i zdzielił kolanem w podbródek. Kobieta padła do tyłu i wypluła sporą ilość krwi. Do ojca podbiegł chłopiec, wskoczył na łóżko i zaczął go okładać pięściami.
– Zostaw mamę, zostaw mamę! – krzyczał z całych sił.
– A może ty dla mnie ukradłeś pieniądze, mały bękarcie! – Ojciec odwrócił się w stronę okładającego go pięściami chłopaka. Chwycił go za szyję, mały w strachu złapał poszewkę poduszki. Wtedy ojciec pchnął go z wielką siłą w stronę ściany. Poszewka pękła, a z jej wnętrza wysypały się banknoty schowane w nocy przez matkę. Dziewięciolatek przeleciał prawie pół pokoju, zanim uderzył głową w kant stołu, który stał nieopodal. Krew zalała mu oczy, zrobiło mu się ciemno i stracił przytomność.
Dobrych kilka lat później
Brudne palce objęły porcelanowy niebieski kubek z policyjną gwiazdą i sporym napisem „Naszemu Naczelnikowi podwładni”. Spod połamanych paznokci wychodziły czarne zlepki nieokreślonej substancji. Zaciśnięta ręka podniosła pojemnik z zawartością do ust, które obrośnięte były rudą szczeciną. Bursztynowy płyn popłynął częściowo do gardła i na rudą brodę, ściekając na poplamioną białą podkoszulkę na ramiączkach.
– Aaaarrghhh. – Lewa ręka wytarła usta. – Ooołłuuu kurwaaa, jeessst mooc! Jebany zna się na pędzeniu… – dał się słyszeć męski ściszony głos. Ręka z kubkiem stuknęła o blat stołu pokryty ceratą w kolorowe kwiatki, po czym sięgnęła po zieloną butelkę z nalepką, na której widniała półprzezroczysta postać duszka wśród puszczańskich drzew. Mężczyzna okiem konesera spojrzał na etykietę. – Pierdolony Duch Puszczy z Czarnej, że też nie zostałem bimbrownikiem – mówił sam do siebie – tylko ciągle tkwię w tej pierdolonej chujni. – Ręka trzymająca butelkę przechyliła ją i spora część płynu przelała się do kubka. – Taaa, kurwa, naszemu naczelnikowi podwładni – przeczytał powoli – dupowłazy jebane i wazeliniarze. – Siwe oczy spoglądały z obrzydzeniem na napis na policyjnej gwieździe. – Własne matki by sprzedali za pięć złotych, gdybym powiedział, że awans dostaną. – Kubek ponownie powędrował do ust, a monolog został przerwany solidnym siorbnięciem. Mężczyzna spojrzał za okno, na drzewach owocowych widniały drobne pąki oznajmiające, że niedługo zakwitną na nich kwiatki. W powietrzu czuć było zapach wiosny. – Wojtek! – krzyknął w stronę przedpokoju. – Wojtek, do mnie!
W korytarzu pojawił się młody szczupły chłopak dość wysokiego wzrostu. Gdy wszedł do kuchni, rudawe włosy zajaśniały w słońcu.
– Co chcesz, tato? – zapytał wystraszonym głosem i stanął w progu.
– Siadaj, kurwa – powiedział ojciec głosem nieznoszącym sprzeciwu i położył białą policyjną gumę na blacie stołu.
Chłopak wzdrygnął się na jej widok, a zimny pot oblał jego czoło. Spoglądał to na nią, to na ojca wystraszonym wzrokiem. Nieraz za złe oceny, za złe sprawowanie, a czasami dlatego, że ojciec miał taki kaprys, dostawał tą gumą wpierdol.
Ojciec spojrzał na chłopaka z pogardą.
– Kurwa, zawsze byłeś mięczakiem! Pora zrobić z ciebie prawdziwego faceta! – Nalał do kubka Ducha Puszczy aż po sam brzeg i podsunął w stronę syna. – Naaaści, pij!
– Kiedy ja nie chcę…
– Pij, kurwa, jak ci każę! – Ojciec wstał, chwiejąc się, i złapał blondynę w prawą dłoń. Pochylił się w kierunku Wojtka, spojrzał mu w oczy, równie siwe jak jego. – Pij, kurrrwa – zasyczał tym razem i trzasnął pałą o blat kuchennego stołu, tak że cerata zmarszczyła się przez uderzenie.
Chłopak skulił się w sobie, a blizna na jego prawej skroni posiniała pod wpływem emocji. Złapał tłusty od brudnych rąk ojca kubek i przywarł wargami do jego poślinionych brzegów. W tym momencie mężczyzna przechylił się jeszcze bardziej przez stół i chwycił syna lewą ręką za kark, a prawą, w której trzymał pałę, podniósł kubek, po czym wlał jego zawartość w usta chłopaka. Wojtek zachłystywał się przy każdym łyku, próbował się wyrwać, ale ojciec był silniejszy i kropla po kropli, łyk po łyku zmuszał go do wypicia bursztynowej cieczy. Chłopakowi zakręciło się w głowie, alkohol był ostry i mocny. „Boże, niech to się skończy”, myślał. Zamknął oczy i krztusząc się, wypił wszystko do dna.
– Nooo – powiedział ojciec, patrząc na syna – ludzi z ciebie nie będzie, ale zostaniesz takim samym skurwielem jak ja! – Opadł ciężko na krzesło, kubek postawił obok siebie. Wlał do niego resztę duszka i wychylił jednym haustem.
W tym czasie chłopak ocierał oczy z łez, z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Ojciec spojrzał na niego z jeszcze większą pogardą.
– Jesteś miękki jak twoja matka. Do niczego się nie nadajesz! – Nachylił się do syna, a ten ponownie się skulił. W głowie mu się kręciło od alkoholu, zrobiło się gorąco i duszno, szumiało w uszach, a słowa ojca dudniły niczym uderzenia w dzwon kościelny. – Tak, tak, do niczego się nie nadajesz, miękka faja. – Kiwał głową sam do siebie. – Matury nie zdałeś, pracy żadnej nie masz, baby też nie. – Spojrzał na młodego i wskazał na niego palcem. – Bo nie masz, kurwa, jaj! Hmmm. – Spojrzał w okno w zadumie i z powrotem na syna. – Jedynym wyjściem, Wojtek, dla ciebie jest to, co ci teraz powiem. – Złożył ręce jak do modlitwy, po czym splótł brudne palce. – Trzeba z ciebie zrobić faceta, a nie pierdoloną ciotę, jaką jesteś! Jeszcze w tym miesiącu pojedziemy do wujka Stefana, on jest komendantem w Warszawce i ma dojścia w szkole w Szczytnie. A później do wujka Kazika, może nas przyjmie. On już dwadzieścia lat jest czarnym i siedzi teraz po prawicy biskupa Warmii w Olsztynie. – Nakręcał się coraz bardziej. – Pójdziesz do policji, Wojtek! – Spojrzał na syna uważnie, tym razem jakby z czułością. – Zostaniesz pałą, tak jak ja! Tradycję rodzinną trzeba podtrzymywać, co nie? – zapytał, choć nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. – Teraz takie czasy nastały, że chyba Kazik dla mnie najbardziej pomoże. – Ponownie obrzucił syna badawczym spojrzeniem. – Taaak, kurwa, sprawnościówki nie przejdziesz, może testy z wiedzy, ale lepiej dmuchać na zimne. Dostaniesz się za pierwszym razem, a później przypilnujemy, żebyś nie zawalił żadnych egzaminów.
Chłopak spuścił głowę, łzy leciały mu po policzkach jak grochy. Nie miał nic do powiedzenia, bał się sprzeciwić ojcu, nie wiedział, do kogo mógłby się zwrócić. Matka uciekła od nich kilka lat temu i słuch po niej zaginął. Od tamtej pory mieszkał sam z ojcem alkoholikiem, który wciąż służył na jednej z komend na Podlasiu.
– Nie maż się, gówniarzu. – Stary przechylił się przez stół i poklepał syna po ramieniu. – Wyciągnij jeszcze dla mnie jednego duszka z szafki, a jutro zobaczymy, może pojedziemy do Kazika. – Zaśmiał się. – No, kurwa, to się księżulo zdziwi, jak mnie zobaczy. – Usiadł całym ciężarem na krześle, aż zatrzeszczało. – Tyle lat żeśmy się nie widzieli z tym skurwysynem… – Rozejrzał się za Wojtkiem, który grzebał w szafce w poszukiwaniu pełnej butelki. – I kubek weź drugi dla siebie, mamy co opić, synek…