Читать книгу Assassin's Creed - Oliver Bowden - Страница 7

3

Оглавление

W dniu, który postawił nasze życie na głowie, siedzieliśmy w naszym ulubionym miejscu, plecami do ciepłych kamieni zewnętrznej strony muru okalającego warownię Siwy. Dostrzegłem samotnego jeźdźca na horyzoncie, ale szczerze mówiąc, nie poświęciłem mu większej uwagi. Nie wydawał się niczym więcej niż plamką w oddali, całkiem zwyczajnym widokiem, jak woda pluskająca o nabrzeże oazy rozpościerającej się u naszych stóp czy ludzie krzątający się wśród zieleni plantacji.

Poza tym towarzyszyła mi Aya, która zgodnie ze swoim zwyczajem opowiadała o Aleksandrii i o tym, jak bardzo chciała kiedyś do niej wrócić. Słuchając jej, przyglądałem się, jak jeździec dociera do granicy oazy i kieruje się w głąb wioski.

– Powinieneś ją kiedyś zobaczyć, Bayeku – tłumaczyła mi, a ja starałem się wyobrazić sobie to wielkie miasto. – Aleksandria jest centrum świata, na jej ulicach ludzie rozmawiają w każdym możliwym języku, Grecy i Egipcjanie chodzą ramię w ramię, a Żydzi nawet mają własne świątynie. Mędrcy z całego świata zjeżdżają się czerpać wiedzę z wielkiego Muzeum i Biblioteki. Myślisz, że kiedyś uda ci się tam pojechać?

Wzruszyłem ramionami.

– Może. Ale moje przeznaczenie jest tu.

Nastała chwila ciszy.

– Wiem – odpowiedziała Aya smutno.

– Wiesz, co jeszcze zrobił Aleksander? – zacząłem w nadziei, że uda mi się rozładować atmosferę. – Mam na myśli poza założeniem swojego wspaniałego miasta. Przyjechał tutaj, do Siwy. Z wizytą do Wyroczni w świątyni Amona.

W Siwie mieliśmy dwie świątynie. Jedna stała opuszczona, za to druga – Świątynia Amona – tworzyła coś w rodzaju samodzielnego miasteczka.

– A jak tu dotarł? – spytała Aya.

– Cóż – zacząłem wyjaśniać – moja ulubiona wersja tej historii brzmi tak, że Aleksander wraz z kompanami zgubił się na pustyni i kiedy był o krok od śmierci z pragnienia, ukazały mu się dwie żmije, które poprowadziły go do Siwy.

Aya zachichotała.

– Albo po prostu odbył pielgrzymkę do Wyroczni.

– Wolę moją wersję.

– Wieczny uczuciowiec. I cóż Aleksander tu robił?

– Odwiedził Wyrocznię. Nikt właściwie nie wie, co od niej usłyszał, ale wyszedł z widzenia przekonany, że jest synem Amona, obwołał się faraonem w Memfis, a następnie podbił wiele krain.

– Sądzisz, że wszystko to było skutkiem słów naszej Wyroczni?

– Lubię myśleć, że tak – odparłem. – Ale przede wszystkim chodzi mi o to, że Wyrocznia w Siwie jest uważana za nieomylną, nasza Świątynia Amona jest słynna na cały kraj…

– I…?

– I potrzebuje ochrony.

Aya spuściła głowę. Na jej twarzy, przesłoniętej przez czarne warkocze, pojawił się szeroki uśmiech.

– Ach, czyli wracamy do kwestii twojego przeznaczenia. Powiedz mi, Bayeku, jesteś absolutnie pewien, że chcesz iść w ślady ojca? Tak naprawdę? Czujesz to w głębi ducha?

Dobre pytanie.

– Oczywiście – odparłem.

Siedzieliśmy chwilę, nie mówiąc nic, aż Aya przerwała ciszę:

– Szkoda, że nie jestem taka jak ty. Bardziej… usatysfakcjonowana życiem.

– A to nie tak, że wolałabyś, żeby było odwrotnie? – spytałem próbnie. – Żebym był bardziej podobny do ciebie?

Pytanie zawisło w powietrzu i przez dłuższą chwilę znów siedzieliśmy w milczeniu. Z zamyślenia wyrwał nas krzyk przyjaciela, Hepzefy, który biegł w naszą stronę.

– Bayek! Bayek! – wołał. – Przybył posłaniec z Sauti.

– I co w związku z tym? – spytała Aya, prostując się.

Było oczywiste, że nasze plany na popołudnie ulegną zmianie.

– On przyjechał po Sabu – odparł zdyszanym głosem Hepzefa.

– Co? – usłyszałem własny głos.

– Sabu szykuje się do podróży. Twój ojciec opuszcza Siwę.

Popędziliśmy ścieżką prowadzącą od muru w dół ku wiosce i chwilę później byliśmy już wśród zabudowań, z których wystawały ciekawskie głowy. Ich właściciele osłaniali oczy przed słońcem i spoglądali w górę alei.

W stronę mojego domu.

Kiedy wkroczyliśmy na ulicę, dostrzegła mnie jakaś kobieta, która wyszeptała coś do swojego towarzysza. Ten też spojrzał w moją stronę i szybko odwrócił wzrok. Minęła nas grupka dzieci pędzących pod górę, żeby dowiedzieć się, o co ten hałas, i kiedy już miałem ruszać, by do nich dołączyć, dostrzegłem mężczyznę na koniu jadącego pod prąd. Zdałem sobie sprawę, że jeździec, którego widziałem na skraju oazy, musiał być właśnie posłańcem z Sauti. Mężczyzna był zajęty upychaniem czegoś, co wyglądało na sakiewkę pełną monet, do większej skórzanej torby przełożonej przez pierś, więc kiedy wyrwałem się z tłumu i chwyciłem wodze jego wierzchowca, z zaskoczenia prawie spadł. Zaklął i podrapał się po brodzie.

– Nie tykaj mojego konia – ostrzegł i wbił we mnie wzrok. Jego oczy miały ciemnobłękitny kolor.

– Przywiozłeś, panie, wiadomość dla mojego ojca, stróża tej miejscowości. Jaka była jej treść?

– Jeśli to rzeczywiście twój ojciec, z pewnością ci powie.

Pokręciłem głową i poczułem, jak narasta we mnie frustracja. Spróbowałem inaczej:

– To proszę mi zdradzić coś innego. Kto ją wysłał?

Posłaniec nieco obrócił konia, żeby się ode mnie uwolnić.

– O to też będziesz musiał zapytać ojca – odparł i odjechał.

Mieszkańcy wciąż ciągnęli w stronę mojego domu. Daleko z przodu usłyszałem, jak ktoś woła Rabię, co mnie nie zdziwiło: była powierniczką mojego ojca, z którym często zaszywała się z dala od podsłuchujących uszu i omawiała szeptem różne sprawy. Na zebraniach wioskowej starszyzny Rabia i Sabu mówili jednym głosem.

– Chodźcie – popędził ich Hepzefa i ruszył pod górkę.

Aya poszła za nim, ja jednak zostałem z tyłu, świadom, że moje życie ulegnie wielkiej zmianie. Chciałem odsunąć tę chwilę w czasie.

Aya odwróciła się i dostrzegła mój stan. Powiedziała Hepzefie, żeby szedł bez niej, a sama zawróciła. Przemierzając kilka kroków, które dzieliło ją ode mnie, miała za plecami resztki popołudniowego słońca, przez które sprawiała wrażenie, jakby jaśniała.

– Bayeku – powiedziała łagodnym głosem, opierając dłonie na moich ramionach i spoglądając mi prosto w oczy. – Co się dzieje?

– To… – próbowałem odpowiedzieć. – Nie wiem.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Cóż, nigdy się nie dowiesz, jeśli nie pójdziesz sprawdzić, w czym rzecz. Chodź.

Pochyliła się w moją stronę i musnęła moje usta swoimi.

– Bądź dzielny – wyszeptała i wzięła mnie za rękę, chcąc zarazem dodać mi otuchy, jak i poprowadzić mnie w stronę domu, do którego opuszczenia szykował się mój ojciec.

Assassin's Creed

Подняться наверх