Читать книгу Królowa lalek - Piotr Górski - Страница 5
2
ОглавлениеKruk zjadł obiad w KFC w Galerii Przymorze pod domem. Te mleczne bary i fast foody cię zabiją, pomyślał, gdy w pojedynkę rozprawił się z kubełkiem skrzydełek i zamawiał dodatkowe frytki. Potem wypił kawę w kawiarni przy wejściu. Musiał zajechać jeszcze na komendę, ale zwlekał.
Są takie dni, kiedy nie chce ci się pracować. Od wielu tygodni każdy dzień Kruka był taki. Zmuszał się.
Gdy w końcu dotarł do komendy i powoli wchodził po schodach, od razu pożałował, że przyszedł. Z górnego piętra schodziła Monika Paczulska, policyjny psycholog, pogrążona w rozmowie z koleżanką z wydziału. Wyglądała świetnie, chyba nigdy nie wyglądała tak dobrze. A w każdym razie nie w czerwcu, gdy zdjęła spodnie i odsłoniła przed Krukiem sine od ciągłego bicia nogi.
Nie nosiła już spodni. Przed dwoma tygodniami, kiedy wróciła do pracy po zbyt długim i wziętym niespodziewanie urlopie, po raz pierwszy w życiu zobaczył ją w spódnicy. Spódnicę nosiła nawet krótszą, niż policjantce można i wypada. Nogi miała świetne, takie, które mogą narobić ci bałaganu w głowie, jeśli za długo się w nie wpatrujesz. Nabrała zwyczaju lekkiego podciągania spódnicy podczas siadania. Ten pozornie niedbały gest pozwalał zauważyć, że jej uda są równie bez skazy, gładkie i opalone jak łydki, przynajmniej w dolnych rejonach.
Kobiety zeszły na piętro i zatrzymały się, wciąż rozmawiając. Monika opowiadała o jakiejś restauracji na plaży w Grecji, do której zabierał ją Damian, bo wieczorami grano tam na żywo starogreckie pieśni. Uwielbiali tę restaurację, a pieśni ściskały im serca.
Po prostu, kurwa, sielanka.
Kruk im się ukłonił, gdy je mijał. Monika się uśmiechnęła, ale był to uśmiech osoby, która jest z natury miła. Nic się za nim nie kryło. Nic, co by nawiązywało do dramatycznych wydarzeń z czerwca.
Twarz też miała opaloną, bluzkę swobodnie rozpiętą pod szyją, pasma długich włosów opadały na ramiona. Z urlopu wróciła inna kobieta niż ta, którą zapamiętał Kruk. Była całkiem odmieniona, ktoś wykonał przy niej świetną robotę.
Kruk uważał, że wie kto.
Na przykład ten facet, który schodził za kobietami, minął Kruka, jakby ten był powietrzem, a teraz zatrzymał się i cierpliwie czekał, aż panie skończą rozmawiać. Facet, który oparł się o poręcz schodów, uniósł głowę i dopiero teraz skinął Krukowi, jakby właśnie go zauważył, a Kruk odwzajemnił pozdrowienie, bo był dobrze wychowany. Facet, który również dopiero co wrócił z nagłego urlopu, podczas którego zasypywał Kruka MMS-ami z podróży. Jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
Facet właśnie wtrącił się do rozmowy. Patrząc na nich oboje, na jej spokojną, uśmiechniętą twarz, na to, jak słucha jego wyważonego głosu, gdy opowiadał o tym, jak zwiedzali Akropol, Kruk pomyślał, że może on sam oszalał. To wszystko może się nie zdarzyło. Może Monika nigdy go nie wybrała, by właśnie jemu zwierzyć się ze swoich koszmarów na jawie, może wcale nie szukała u niego pomocy. Może nie zabrał jej do swojego mieszkania i tam nie ukrył. Może ochroniarz pewnego psychopatycznego adwokata nigdy nie wdarł się do mieszkania Kruka, nie rozebrał Moniki, nie przywiązał nagiej do łóżka i nie narobił tam zdjęć. Te zdjęcia sugerowały, że to Kruk ją do siebie ściągał, gwałcił i bił. Ale tych zdjęć przecież też nie było. Może ochroniarz nigdy nie zadzwonił do Paczulskiego i nie ściągnął go tam, a ten nie przyjechał z dwoma świadkami i nie zabrał stamtąd Moniki. Może to tylko koszmar Kruka. To przecież nie mogło się wydarzyć, skoro właśnie patrzył na nich dwoje, gdy są tacy spokojni i szczęśliwi, jakby kochali się od dawna z głębi serca i byli najlepszymi przyjaciółmi.
Ja oszalałem, pomyślał Kruk. Za mocno parę razy dostałem w łeb. Może głupio się uśmiecham i ślinię, a ludzie wokół z grzeczności udają, że wszystko gra.
Na korytarzu pojawił się nadinspektor Wojciech Sarzyński, komendant komendy wojewódzkiej, i podchodził do Paczulskiego. Kruk, który był już na piętrze, jeszcze bardziej zwolnił, aby coś uchwycić z tego spotkania.
– Bardzo dobrze, Damian. – Komendant uścisnął Paczulskiemu dłoń. – Co tu robisz? Myślałem, że pracujecie na pełnych obrotach.
– Przyjechałem tylko po żonę, Wojtek. Zaraz wracam do chłopaków.
– Bardzo dobrze. Jest presja, to kwestia wizerunkowa. – Komendant zmarszczył brwi i jakby uznał, że nie wypowiedział się dostatecznie jasno, dodał: – Jest presja.
– Tak jest.
Ponowny uścisk rąk i Sarzyński zniknął z korytarza, jakby pojawił się na nim tylko na chwilę, aby podkomisarz Damian Paczulski mógł zademonstrować Krukowi, że jest z komendantem na ty.
Kruk powlókł się dalej i zwalił na krzesło w gabinecie naczelnika wydziału dochodzeniowo-śledczego Marcina Zycha. Marcin był jego bezpośrednim przełożonym i starym kolegą. Właśnie chował jakieś akta do stalowej szafy i zbierał się do domu.
Kruk wyobraził sobie scenę takiego powrotu. Marcin staje w drzwiach, jego żona, Matylda, wychodzi go powitać. On całuje ją w policzek, a z kuchni dobiega zapach obiadu.
Nuda.
Ale może wyglądało to zupełnie inaczej.
– Wiedziałeś, że Paczulski kumpluje się z naszym Zero Jeden?
Wzruszenie ramion w odpowiedzi.
– Co dobrego spotkało cudnego Damianka? – nie ustępował Kruk. – Sarzyński był z niego zadowolony.
– Chodzi o te zwłoki z sobotniej nocy. Paczulski prowadzi śledztwo i ma namiary na samochód, do którego wsiadła ofiara. Zarządzono poszukiwania. Ważny trup, makabryczna zbrodnia, poważni ludzie walczą o sprawiedliwość.
– Tacy są szybcy?
– Szybcy i wściekli. Rasowe gliny.
Kruk nie wahał się ani chwili.
– Włącz mnie w tę sprawę. Załatw objęcie śledztwa nadzorem wojewódzkiej.
Marcin usiadł naprzeciw i zaczął bawić się kluczami do samochodu.
– Bo za szybko i za sprawnie działają, a my nie mamy nic do roboty?
– Wiem, że skurwiel będzie utrudniał, ale chyba jesteś od niego mocniejszy?
– Chyba… Nie wiem, czy lubię to słowo. Właśnie mi powiedziałeś, że Paczulski kumpluje się z moim szefem.
– Włączysz mnie?
– Jak, twoim zdaniem, miałbym to uzasadnić?
– Jak sobie chcesz.
– I to ma pomóc Monice?
Marcin Zych wiedział o wydarzeniach z czerwca. O tym, jak Kruk odkrył, że Paczulski znęca się nad żoną. W niektórych sprawach Kruk nie miał przed Marcinem tajemnic. Zwłaszcza w takich, o których chciał, by dowiedziała się żona Marcina, bo Zych z kolei nie miał tajemnic przed nią.
Zgodnie z przewidywaniami Kruka, Matylda przejęła się losem Moniki Paczulskiej i naciskała Marcina, żeby jej pomóc.
– Bądź u nich jutro siódma rano na odprawie.
Kruk spojrzał na zegarek, dochodziło wpół do szóstej po południu.
– Naprawdę to załatwisz?
– Już załatwione.
– Załatwione. – Kruk powtórzył za Marcinem. – Już to załatwiłeś. Kiedy załatwiłeś?
Marcin westchnął, podniósł się z krzesła i stanął twarzą do okna, pewnie w tym celu, aby to okno widziało jego twarz, nie Kruk.
– Ktoś prosił o wsparcie wojewódzkiej, chcą szybko zamknąć sprawę. Zasugerował ciebie.
– Kto?
– Podkomisarz Damian Paczulski.
– Kurwa – powiedział Kruk. – Co jest grane?
– Też się zdziwiłem.
Marcin odwrócił się od okna.
– Nie lekceważ go, jest niebezpieczny i może sprytniejszy niż ty. – W jego głosie pojawił się mocny ton. – Dlatego martwi się o ciebie.
Kruk nie potrafił zebrać tego w całość.
– Paczulski się o mnie martwi?
– Ja się martwię.
– Powiedziałeś, że ktoś martwi się o mnie.
Marcin chrząknął, otrząsnął się z zamyślenia.
– Matylda się martwi.
To było coś nowego. Matylda, jeśli chodziło o Kruka, martwiła się raczej tym, co mógłby zrobić Kruk.
A więc zdaniem wyroczni Marcina sytuacja była poważna.
Kruk poczuł dziwne wzruszenie, że gdzieś był ktoś, kto się o niego troszczył. Pomyślał, że chciałby, żeby Marcin po powrocie do domu wcale nie całował Matyldy w policzek. Chciałby, żeby rzucili się na siebie w szale dzikiej namiętności.
Zasługiwali na coś lepszego niż zdawkowe czułości.
– Ukochaj ją ode mnie – powiedział, a Marcin spojrzał na niego podejrzliwie.