Читать книгу Królowa lalek - Piotr Górski - Страница 6
3
ОглавлениеRano Kruk się spóźnił. Niewiele, ale odprawa już się zaczęła. Wszedł i stanął skromnie przy drzwiach, aby nie zwracać na siebie uwagi. W sali o oliwkowych ścianach stał stół konferencyjny, a przy nim kilku mężczyzn w mundurach i po cywilnemu.
Twarze zwracali w stronę wielkiej korkowej tablicy, przy której stał podkomisarz Damian Paczulski z teleskopowym wskaźnikiem w dłoni, jeszcze złożonym, i mówił coś z ożywieniem. Na tablicy widniały kartki i zdjęcia, zajmując połowę powierzchni. Wszystkie równiutko przypięte, warto by podkomisarza pochwalić za staranność, gdyby nie to, że zdjęcia przedstawiały zmasakrowaną kobietę i mogły doprowadzić do mdłości co większych wrażliwców.
Mężczyźni ryknęli śmiechem. Kruk zdał sobie sprawę, że Paczulski opowiadał dowcip.
– Zapraszamy, komisarzu – zwrócił się do Kruka. – Czekaliśmy. Nie chcieliśmy zaczynać bez ciebie.
Wszystkie te twarze, na których jeszcze widniały uśmiechy, odwróciły się, aby go sobie obejrzeć. Kruk skinął im głową i zajął miejsce przy stole, obok prokuratora Bartłomieja Gaweckiego. Byli tam jeszcze: naczelnik miejskiej dochodzeniówki, zastępca komendanta miejskiej, technik kryminalistyczny oraz trzech facetów, których Kruk nie znał.
Twarze po kolei zwracały się z powrotem w stronę prowadzącego śledztwo, aż pozostała tylko jedna. Należała do wysokiego, silnie zbudowanego mężczyzny o krótko ściętych włosach i zaciętych rysach. On jeden nie śmiał się ani przez chwilę, a jego wzrok przeszywał Kruka na wylot. Ten wzrok dobitnie mówił, że nie zostaną przyjaciółmi, ale to nic, bo Kruk nie szukał przyjaciół.
Odwzajemnił spojrzenie i gapili się na siebie dłuższy czas, aż zniecierpliwiony Kruk przeniósł w końcu wzrok na tablicę. Zrozumiał przesłanie, a ile można się gapić.
– Do roboty, panowie – powiedział naczelnik miejskiej.
Paczulski skinął głową.
– Streszczę, co do tej pory mamy – rzekł. – Baksi, coś nie tak?
Zacięty facet w końcu przestał się gapić, choć niechętnie. Odwrócił się, wzruszył ramionami i rozparł się na krześle, zaplatając dłonie na brzuchu.
Aspirant Konrad Baksiński. Kruk mógł się spodziewać, że to on. Nigdy go do tej pory nie spotkał, ale zdążył się zorientować, że tak nazywa się jeden z dwóch policjantów, których tamtej czerwcowej nocy Paczulski zabrał do mieszkania Kruka, gdy akurat nie było go w domu. To w jego obecności zastraszona Monika oskarżyła Kruka o gwałt. Oskarżenie pozostało w gronie przyjaciół i nigdy nie trafiło do prokuratury, lecz Baksi miał widać w pamięci tamtą noc i żywił do Kruka pretensje.
– Ofiarą jest Lidia Rudzka, lat dwadzieścia osiem, zamężna. W nocy z dziesiątego na jedenastego września uczestniczyła w małym przyjęciu zorganizowanym przez przyjaciół jej męża, Tomasza Rudzkiego, w nowo otwartej restauracji Remzo przy ulicy Uphagena. Sala została wynajęta do trzeciej w nocy, ale Tomasz Rudzki opuścił przyjęcie o dwudziestej trzeciej dwadzieścia trzy. – Paczulski zajrzał do notesu. – O godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści sześć Lidia Rudzka również opuściła restaurację w towarzystwie Emila Zasady, właściciela agencji konsultingowej, który miał odwieźć ją taksówką do domu. Na nagraniach z monitoringu przed restauracją widać, że zanim pojawiła się taksówka, nadjechało białe audi A4, a Lidia Rudzka pozostawiła Zasadę i wsiadła do samochodu. Sądząc po szybkości, z jaką to zrobiła, pojawienie się audi nie było dla niej zaskoczeniem. Musiało być za to zaskoczeniem dla Zasady, bo nie obyło się bez przepychanki z kierowcą.
– Wiemy, kim jest kierowca? – spytał zastępca komendanta.
– Zasada otworzył drzwi od jego strony, chwilę rozmawiali, a potem usiłował zabrać kierowcy kluczyki, ale tamten go odepchnął. Pozycja samochodu wobec kamery nie pozwala na identyfikację osoby za kierownicą. Audi ruszyło ulicą Uphagena w stronę Conradinum i od tej pory nikt, z kim rozmawialiśmy, nie widział Lidii Rudzkiej żywej. – W sali zrobiło się cicho. Ani śladu po niedawnej wesołości. Paczulski jednym szybkim ruchem rozłożył teleskopowy wskaźnik i wskazał pierwsze zdjęcie. – Tak została dostrzeżona przez przypadkowego kierowcę na poboczu obwodnicy przed Kowalami. Kierowca wezwał policję o szóstej trzydzieści cztery.
Zdjęcie przedstawiało zwłoki młodej kobiety w czerwonej sukni leżące na poboczu drogi. Denatka spoczywała na boku w takiej pozie, jakby przytulała się do ziemi, z jedną ręką wyciągniętą ponad głowę, z wyprostowanymi nogami.
Końcówka wskaźnika przesunęła się na kolejne zdjęcie: zbliżenie na głowę. Lidia Rudzka miała ładny profil, który maska śmierci dopiero zaczynała przemieniać. Na policzku trochę otarć i zadrapań. Usta rozchylone, na zębach i ustach krew.
– Wstępne oględziny zwłok każą sądzić, że nie doszło do zgwałcenia. Prawdopodobnie zginęła na skutek wielokrotnych uderzeń w głowę tępym narzędziem. – Głos Paczulskiego lekko zadrżał. Kruk przestał patrzeć na zdjęcie, nie spuszczał go z oka. – Więcej powie sekcja.
Paczulski zrobił pauzę, może chciał oddać szacunek zmarłej, a może chodziło o coś innego.
– Zdaniem techników zabójstwa nie dokonano w miejscu ujawnienia zwłok. Nie znaleźliśmy charakterystycznych śladów obok ciała, najprawdopodobniej już po zabójstwie sprawca zatrzymał się przy poboczu i wyrzucił z samochodu zwłoki.
Wskaźnik przesunął się na następne zdjęcie, potem na kolejne. Na każdym z nich widniała druga strona twarzy Lidii Rudzkiej, która była zwrócona do ziemi, gdy znaleziono zwłoki, i stała widoczna dopiero wtedy, gdy policja odwróciła głowę.
O ile prawa strona twarzy pozostała stosunkowo nietknięta, o tyle lewa została zmasakrowana. Niepodobna było rozpoznać rysów, zarówno łuk brwiowy, jak i kość policzkową strzaskano. Spojenie skroniowe niemal wepchnięto w głąb czaszki, widać było krew i fragmenty mózgu, a skóra popękała w tylu miejscach, że niemal oblazła z mięśni. Nos wyglądał na niedraśnięty, za to zęby po tej stronie twarzy zostały częściowo wybite.
– Sprawca uderzał przede wszystkim w lewą stronę głowy. – Głos Paczulskiego już nie drżał.
Kruk był ciekawy, dlaczego w ogóle zadrżał. Gdyby miał obstawiać, powiedziałby, że takie sprawy go podniecają.
– Próbujemy coś znaleźć na nagraniach z monitoringu miejskiego, ustalamy nocną trasę audi – kontynuował podkomisarz. – Mamy pełną listę pięćdziesięciu trzech osób, które były na przyjęciu. Rozmawialiśmy do tej pory z kilkunastoma z nich, będziemy rozmawiać z każdą. Szczególnie interesują nas ci ludzie, którzy mieli interakcję z ofiarą. – Paczulski znów zrobił przerwę. Popatrzył po zebranych, po czym kontynuował: – Mamy numery rejestracyjne audi, do którego wsiadła Lidia Rudzka. Nie było zgłoszenia kradzieży samochodu, ustaliliśmy tożsamość właściciela. To Cezary Majewski, zamieszkały w Zamościu, rozwiedziony, prowadzi małe biuro turystyczne. Raz odebrane prawo jazdy na trzy miesiące za jazdę po alkoholu. Policja z Zamościa wykonała swoją robotę, od jedynego pracownika biura uzyskano informacje, że biuro miało poważne długi, walczyło o przetrwanie, a Majewski wyjechał z Zamościa trzy tygodnie temu. Utrzymywał z pracownikiem kontakt telefoniczny. W piątek dziewiątego września kontakt się urwał, ani razu nie odebrał telefonu. Wystąpiliśmy do operatora o billingi oraz lokalizację telefonów Majewskiego i Lidii Rudzkiej. Daliśmy do mediów informację o audi. Skontaktowaliśmy się z Emilem Zasadą, przyjdzie o dwunastej na komendę złożyć zeznania.