Читать книгу Królowa lalek - Piotr Górski - Страница 8

5

Оглавление

Mieszkanie, a raczej apartament, liczyło sto dwadzieścia dziewięć metrów kwadratowych powierzchni i dwa wielkie balkony, co nie miało może znaczenia dla śledztwa, ale miało dla Kruka, który stanął na jednym z nich, oparł się o barierkę i patrzył na osiedle. Przyjemnie było tak stać, podczas gdy wiatr lekko uderzał w twarz, nawet jeśli oznaczało to brak profesjonalizmu.

Za plecami, za szkłem, Kruk miał tych policjantów, którzy szukali czegoś, właściwie nie wiadomo czego, co mogło okazać się istotne. I męża ofiary, który towarzyszył im w czynnościach. Na oko Tomasz Rudzki wciąż był w ciężkim szoku, lecz kto mógł wiedzieć, czy to nie jest udawany szok.

Mężowie zawsze byli podejrzani.

Kobiety zabijane są najczęściej przez mężczyzn, których znają i same wpuszczają do domu, nawet jeśli potem znajdowane są martwe w ciemnej uliczce. Albo na obwodnicy o brzasku.

Krukowi znudziło się gapienie na ulicę i wrócił do mieszkania. Młoda posterunkowa, kucająca przy regale z książkami, rzuciła mu zaciekawione spojrzenie. Uśmiechnął się do niej, ona odwzajemniła uśmiech i wróciła do swojego zajęcia: do grzebania dłońmi w lateksowych rękawiczkach w rzeczach obcych ludzi.

Kruk przeszedł przez obszerny i dość nijaki salon, znalazł się w przedpokoju i stamtąd wszedł do czegoś, co musiało służyć za gabinet pana domu. Był tam kolejny regał ze specjalistycznymi książkami. Pod oknem solidne biurko, dalej mała wygodna kanapa. Niski policjant w mundurze zdjął właśnie ze ściany linoryt Gdańska i wpatrywał się we wbudowany w mur sporej wielkości sejf.

Uwagę Kruka przyciągnęło coś innego. Na biurku stał laptop z zamkniętą pokrywą, a przy nim trzy małe ramki ze zdjęciami. Kruk obejrzał sobie te zdjęcia. Tomasz Rudzki z ładną blondynką na tle panoramy Paryża. Kruk to poznał po wieży Eiffla w tle. Na innym zdjęciu Rudzki z inną blondynką, też w Paryżu, przy Moulin Rouge. Trzecie, a jakże, Rudzki, blondynka, Paryż, Łuk Triumfalny.

Facet lubił Paryż i blondynki.

– Jego byłe żony – odezwał się policjant.

– Też nie żyją? – spytał Kruk.

Mundurowy szeroko otworzył oczy.

– Nie, rozwiódł się z nimi.

– Skąd wiesz?

– Spytałem.

Kruk ponownie przyjrzał się zdjęciom. Zastanowił się, co myślała Lidia Rudzka, gdy wchodziła do gabinetu. Jak się czuła z tymi zdjęciami na biurku męża i dlaczego je tolerowała.

Jej zdjęcia tu nie było, ale może wkrótce dołączy do kolekcji.

– Sejf – odezwał się mundurowy.

– Co sejf?

– Powinniśmy go otworzyć?

Kruk spojrzał na klawiaturę na płycie czołowej sejfu. Drogi model, wysoka klasa zabezpieczeń.

– Pewnie. Wystarczy, że wpiszesz kod.

Zostawił mundurowego samego z jego myślami. W progu innego pokoju stał Tomasz Rudzki. Głowę miał spuszczoną, zbyt ciężką, by ją dźwigać. Gdy spojrzał na Kruka, w oczach miał coś, co można by nazwać rozpaczą, ale można by też to nazwać inaczej, jeśli komuś się chciało.

Gdy policja weszła do jego mieszkania, nie zainteresował się prawną podstawą przeszukania. Zgodził się na wszystko, zaczął tylko tłumaczyć, że wkrótce musi wyjść do pracy. Był psychiatrą, prowadził prywatną praktykę, odwołał większość pacjentów, z niektórymi musiał się jednak spotkać. Potrzebowali stałej kontroli i spotkań, odwołanie wizyty mogli potraktować jako odrzucenie niezależnie od powodu takiego odwołania, co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na ich stan psychiczny.

Kruk wysłuchał go i zastanawiał się, co o tym myśleć. Niewątpliwie facet czuł się niezastąpiony.

– Przepraszam – powiedział, aby Rudzki się przesunął i dało się wejść do środka.

Przesunął się. Bardzo powoli.

Ten pokój należał do pani domu, jej prywatne królestwo. Był pełen różu i futrzanych narzutek, mogła urządzić go sama albo dostała w spadku po którejś z kobiet ze zdjęć w gabinecie. On miał gabinet, ona ten pokój. Wspólna sypialnia, którą Kruk obejrzał wcześniej, na noc, i salon na dzień. Tak tu się żyło.

Pokój przetrząsał osobiście Paczulski.

– Co tam na balkonie? – mruknął znad toaletki i skrzyneczki z biżuterią.

Kruk się rozglądał. W rogu pokoju stał brzydki zabawkowy stolik, a wokół niego brzydkie lalki. Pięć stłoczonych brzydkich postaci przyodzianych w brzydkie szmaciane ubranka, na brzydkich krzesłach niepasujących do tego różowego puszystego pokoju. Kruk przykucnął obok.

Jedno z zabawkowych krzesełek, ustawione centralnie do reszty, było puste. Mimo to pozostałe lalki zostały tak posadowione, że kierowały swój nieruchomy wzrok na to wolne miejsce, jakby na kogoś czekały, ale wciąż nie mogły się doczekać.

Bzdura, pomyślał Kruk. Uczłowieczam lalki. Jestem pojebany.

– Jej zabawki z dzieciństwa – odezwał się Rudzki. – Nie chciała ich wyrzucić.

– Kto? – Kruk zanotował w myślach, że facet nie użył imienia żony.

Chwila ciszy, podczas której przyglądał się Rudzkiemu. Zapracowany. Mimo to dorobił się czterech żon, a teraz zyskał sposobność, by dorzucić do kolekcji kolejne.

O ile Kruk go nie zamknie.

– Lidia.

Kruk prywatnym telefonem zrobił kilka zdjęć lalkom przy stoliku. Możliwe, że stare lalki w szmatach więcej mówiły o pensjonariuszce tego pokoju niż wszystko inne. Wstał.

– Co jest w sejfie? – spytał Rudzkiego.

Dostrzegł zaskoczenie w jego spojrzeniu.

– Skąd pan wie o sejfie?

Coś powstrzymało Kruka przed odpowiedzią, ale Rudzki i tak wyjaśnił:

– To jej sejf. Na biżuterię.

– W pańskim gabinecie?

– Ach, pan o tym mówi. – Rudzki zmienił się na twarzy. – Nie, tamten jest mój.

– A gdzie jest jej?

Ręka Rudzkiego wysunęła się, z niejakim oporem wskazując wiszący na ścianie niewielki portret damy w czerwonym kapeluszu.

– Tam.

Paczulski zdjął obraz ze ściany, odsłaniając dużo mniejszy i tańszy sejf niż w gabinecie. Kruk zastanowił się, czy przeszukujący pokój podkomisarz by go znalazł.

– Zna pan kod? – spytał Paczulski.

– Nie. Ona nie korzystała z sejfu. – Wskazał skrzyneczkę na toaletce, którą odstawił Paczulski. – Widzi pan? Nie przywiązywała wagi do takich rzeczy.

Kruk podszedł i otworzył skrzyneczkę. Pierścionki, łańcuszki, bransoletki.

– Czy to jest aż tak dużo warte, że trzeba trzymać w sejfie?

– Nie pamiętam, ile to jest warte, ale czułbym się lepiej, gdyby zechciała dbać o rzeczy, które jej kupiłem.

– Może nie korzystała z sejfu, bo nie znała kodu? Potrafiła go obsłużyć?

– Lepiej ode mnie. Gdy chciałem zmienić kod u siebie, to ją prosiłem o pomoc.

Kruk przytaknął ze zrozumieniem. Rudzki zainstalował w domu dwa sejfy, lecz kreował się na kogoś tak niegramotnego, kto do ich obsługi potrzebował młodej kobiety. Niewątpliwie trudno go było podejrzewać, że zna szyfr i wie, co kryje sejf żony.

Kruk zapragnął poznać zawartość.

– Pańska żona mogła gdzieś zapisać kod?

– Prosiłem ją, żeby tego typu rzeczy nie zapisywała, ale jak mówiłem, nie korzystała z sejfu…

– Mamy torebkę? – Kruk spojrzał na Paczulskiego. Pomyślał, że na przyjęcie Lidia Rudzka raczej nie wzięła zwykłej torebki, tylko jakąś mniejszą, pasującą do czerwonej sukienki, którą na siebie włożyła.

– Już zabezpieczona. Leży w salonie.

Kruk wrócił do salonu, do pracującej tam policjantki. W rogu pokoju stało pudło na dowody. Założył lateksowe rękawiczki, aby w środku, w dużej papierowej torbie, znaleźć skórzaną torebkę średniej wielkości.

Przejrzał zawartość. Wyjął notes. Był to mały brulion spięty gumką. Zapiski dotyczyły codziennych domowych spraw, zakupów, wizyt u dentysty. Nic nie znalazł.

Po chwili znów był w pokoju Lidii Rudzkiej.

– Ma pan klucz awaryjny? Albo kod zapasowy?

Gdy Rudzki pokręcił bezradnie głową, Kruk przyjrzał się zamkowi w sejfie. Naprawdę był to tani model, marketowy, klasyczna tandeta. Rudzki wykazał się niezłym tupetem, usiłując przekonać Kruka, że Lidia nie dbała o rzeczy, jako dowód przytaczając fakt, że nie umieściła ich w tym czymś.

– Zgodzi się pan na awaryjne otwarcie czy czekamy na decyzję prokuratora?

– Mówiłem, że nie korzystała z sejfu. Przez dwa lata małżeństwa nie potrafiłem jej do tego skłonić.

– Przez dwa lata małżeństwa Lidia żyła, a teraz to się skończyło. Możemy się włamać?

Niechętnie się zgodził.

– Bareda, emerytowany policjant, znasz? – odezwał się Paczulski. – Mieszka na Zaspie, otworzy każdy sejf i kasę pancerną. Talent.

Kruk go nie słuchał, tylko lewą ręką chwycił pokrętło otwierania sejfu, kantem prawej dłoni uderzył w wystającą konsolę z klawiszami, jednocześnie przekręcając pokrętło. Powtórzył kilka razy.

Udało się. Zamek nie miał przeciwwagi.

Drzwiczki sejfu lekko odskoczyły.

Paczulski aż cmoknął.

Nie było się czym zachwycać. To nie efekt nadzwyczajnego wyszkolenia, po prostu Kruk obejrzał kiedyś kilka filmików na YouTubie. Tandetny sejf, tandetny zamek podatny na tandetne metody.

Paczulski zajrzał Krukowi przez ramię. Wnętrze sejfu stało otworem, odkrywając zawartość.

– O kurwa – powiedział Damian Paczulski i pokręcił głową.

Królowa lalek

Подняться наверх