Читать книгу Gomułka - Piotr Lipinski - Страница 9

Tajne oblicze

Оглавление

W okupowanej Polsce narodziła się nowa partia komunistyczna. Gomułka usłyszał takie wieści w styczniu 1942 roku.

W rzeczywistości partia ta przyszła na świat w Związku Radzieckim. Na początku lipca 1941 roku – kilka tygodni po wybuchu wojny między III Rzeszą a ZSRR – Georgi Dymitrow wezwał Polaków ze szkoły w Puszkinie. Przekazał im, że kierownictwo Międzynarodówki zgodziło się z ich prośbą o odbudowę partii w kraju. I że pomoże im przedostać się do okupowanej Polski. Za sprawą niemieckiej napaści na Związek Radziecki polscy komuniści nabrali znaczenia dla Moskwy.

To była inna partia niż KPP. Pragnęła suwerennej i niepodległej Polski. Tak przynajmniej wynikało z zapowiedzi. To ową partię rzekomo różniło od przedwojennej, która przywiązanie do polskości uważała za nacjonalistyczny przeżytek. Ta międzywojenna widziała w Polsce wroga, bo nieprzyjaciela upatrywał w Polsce Komintern i Związek Radziecki. Nowa partia doceniała walkę o wolność Polski. Bo tym razem tak postanowiła Moskwa.

Komuniści na początku wojny znaleźli się w upokarzającej sytuacji. Z przekonania popierali jednego z najeźdźców, Związek Radziecki, bo czuli się jego wiernymi wyznawcami. Ale jednocześnie ani na terenach okupowanych przez Sowietów, ani na tych zajętych przez Niemców nie mogli legalnie powołać swojej partii. Skoro Moskwa przed wojną rozwiązała KPP, to bez namaszczenia Stalina czuli się zagubieni. W opanowanej przez hitlerowców części Polski powstały zaczątki komunistycznego podziemia. Rewolucyjne Rady Robotniczo-Chłopskie, Stowarzyszenie Przyjaciół ZSRR, Sztandar Wolności, Proletariusz. Gomułka uważał je za spadkobierców błędnego myślenia rozwiązanej KPP – jej braku przywiązania do spraw narodowych. Rewolucyjne Rady Robotniczo-Chłopskie, które od wydawanego pisma zwano też „Młot i Sierp”, przekonywały, że tocząca się wojna to „spisek międzynarodowego kapitału”, a kapitaliści „dla szerokich mas mają narkotyk: Ojczyzna”42. Działał też Związek Walki Wyzwoleńczej, mniej dogmatyczny, i to jego członkowie stali się wkrótce kadrą kierowniczą nowej partii komunistycznej.

Partia ta powstała po tym, jak w grudniu 1941 roku – miesiącu, gdy zmarł ojciec Gomułki – z radzieckiego samolotu zrzucono pierwszą grupę inicjatywną, w której znaleźli się między innymi Marceli Nowotko43, Paweł Finder oraz Bolesław Mołojec. Nowotko zanotował: „Po puszczeniu motorów w ruch zaczęliśmy na pożegnanie naszej sowieckiej ojczyzny śpiewać pieśń: Sziroka strana maja radnaja44.

Zrzutków wyposażono w broń ideologiczną – deklarację Do robotników, chłopów i inteligencji! Do wszystkich patriotów polskich!. 5 stycznia 1942 roku użyli jej na zebraniu w żoliborskim mieszkaniu Juliusza Rydygiera.

Przywieziona ze Związku Radzieckiego deklaracja głosiła powstanie partii, „która z doświadczenia polskiego ruchu robotniczego, z tradycji walk wyzwoleńczych narodu polskiego weźmie wszystko, co dobre, co czyste, co zdrowe, co cenne, a odrzuci, co zgniłe, co nie wytrzymało próby życia”45. O ukonstytuowaniu się tego dnia nowej partii donosiła nawet depesza kontrwywiadu Armii Krajowej.

Spadochroniarze dostarczyli też ze sobą nową nazwę: Polska Partia Robotnicza. Pierwszy użył jej Stalin w rozmowie z Dymitrowem. Komunistom w kraju, którzy pamiętali KPP, szyld się niezbyt spodobał. Właśnie przez to określenie „polska” i wynikające z niej światopoglądowe różnice. Wielu nowa partia wydawała się zbyt mało radykalna. Jakby stanowiła krok wstecz wobec przedwojennych marzeń. Ale na tym etapie była najwyraźniej zgodna z rewolucyjną taktyką, a tę wyznaczał Stalin.

„Starzy komuniści” – jak zwano tych przedwojennych – nieufnie przyjmowali ideologiczne nowości. Jeden z młodszych, Jerzy Morawski, wspominał, że dla tych działaczy z długim stażem przestawienie się z abstrakcyjnie „pojmowanej walki klasowej i hurrarewolucyjnej retoryki na myślenie w kategoriach kraju, narodu i państwa nie było rzeczą łatwą. Nieufnie odnosili się do tych narodowych »pawich piór«. Nawet nowa nazwa partii budziła wątpliwości. Dlaczego nie komunistyczna? Dlaczego ukrywamy nasz cel?”46.

Słowa „polskich” oraz „polska” podczas wojny nabrały dla komunistów nowego znaczenia. Przestały być przekleństwem, a stały nowym szyldem. Przed wojną działały Komunistyczna Partia Polski i Komunistyczny Związek Młodzieży Polski. Właśnie ten KZMP w powojennych latach powodował zamieszanie. Gdy ktoś nie znał meandrów przedwojennej polityki, odruchowo pisał „Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej”. Bo po wojnie działał Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej i wrył się w pamięć wszystkim, którzy pamiętali PRL. Sam wielokrotnie popełniałem ten błąd. Za każdym razem gdy spotykałem się z profesorem Aleksandrem Kochańskim, znawcą dziejów komunizmu, wytykał mi to w kolejnych publikacjach. Bo jeśli ktoś „czuł” przedwojenny komunizm, nigdy by nie popełnił takiej gafy. Użycie w nazwie „młodzieży polskiej” odwoływałoby się do kwestii narodowej. A to przedwojennym komunistom nie przyszłoby do głowy. Byli komunistami Polski, bo w Polsce mieszkali, ale byli komunistami nie polskimi, tylko internacjonalistycznymi.

Dopiero podczas wojny Stalin uznał za korzystne, aby komuniści zaczęli przywoływać narodowe tradycje. Z powodów taktycznych, bo dzięki temu mieli większe szanse na poparcie w społeczeństwie. Stąd te nazwy: Związek Patriotów Polskich, Polska Partia Robotnicza, Centralne Biuro Komunistów Polskich. Nagle polskość w nazwie okazywała się ważniejsza od komunizmu.

Gomułka myślał jednak przeciwnie niż owi „starzy komuniści”. Właśnie za sprawą nazwy Polska Partia Robotnicza uzna ją wkrótce za swoją jeszcze bardziej niż przedwojenną. A po latach nawet odwoła się do siły wyższej. Bo „wbrew wszystkim ówczesnym przeciwnikom PPR, którzy zwalczali ją jako wrogą Polsce agenturę Moskwy i którym zabrakło rozumu politycznego do wyprowadzenia właściwych wniosków z rozwoju wydarzeń po 22 czerwca 1941 r., ten szczególny rozwój historyczny, jaki toczył się do tej daty, stał się również najcenniejszym darem niebios dla Polski”47.


Podniecenie, zaparty dech – tak zapamiętał chwilę, gdy pierwszy raz czytał odbitą na powielaczu ulotkę PPR. Był początek drugiej połowy stycznia 1942 roku.

O powstaniu partii dowiedział się od Jadwigi Jabłońskiej, która przyjechała z Warszawy do Lwowa. Gomułka poczuł entuzjazm dla sprawy, jednak nie bardzo miał nim kogo zarazić. O nowej partii opowiadał tylko zaufanym dawnym pracownikom zakładów papierniczych narodowości żydowskiej.

Tymczasem wrócił do Krosna. Opuścił Lwów, bo nie miał środków do życia. Szukał ludzi do budowy lokalnej grupy PPR, ale znowu problemem okazały się pieniądze. Chętnych udawało się znaleźć, brakowało jednak wsparcia finansowego. Nie stać go było nawet na rower. Człapał więc dziesiątki kilometrów między wsiami i punktami kontaktowymi. Nawet później, gdy jeździł do Warszawy, to pieniądze na podróże koleją dostawał od siostry. Gdyby Ludwika nie była krawcową, to Władysław nie zostałby przywódcą partii.

W drugiej grupie inicjatywnej, wysłanej z ZSRR w maju 1942 roku, znalazła się między innymi Jadwiga Ludwińska, przed wojną sekretarz Komitetu Okręgowego KPP na Górnym Śląsku i w Krakowie. Po wylądowaniu w okupowanej Polsce skierowano ją do Krakowa.

Już w kraju usłyszała, że kierownictwu partii przydałby się Władysław Gomułka. Komuniści szukali sprawdzonych – a właściwie jakichkolwiek – działaczy. Liczył się każdy, kto przeżył przedwojenną stalinowską czystkę. Ludwińska pomyślała, że należy najpierw sprawdzić rodzinne strony Gomułki. Sama znała jego bliskich. Była u nich dwa razy po zwolnieniu z więzienia w 1936 roku.

Zaproponowała, że pojedzie do Krosna i odwiedzi matkę Władysława, Kunegundę, i jego siostrę Ludwikę. Te szybko sobie ją przypomniały. Ale kiedy zapytała o Władysława, to choć wydawało się, że oczekiwały tego pytania, zaczęły jednak kręcić – jak to zwykle w tamtych czasach – a to, że nie wiedzą, gdzie mieszka, a to, że dawno nie pisał do domu.

Dopiero trzy dni później wieczorem Ludwika zaprowadziła ją do chałupy we wsi nieopodal. Tam wreszcie Ludwińska zobaczyła Gomułkę, który też zdawał się wyczekiwać takiego spotkania. Streściła mu odezwę programową PPR. Wykuła ją na pamięć, bo zabroniono jej zabrać nawet mikrofilm.

Nie potrafiła odpowiedzieć na wiele pytań Gomułki, gdyż przed odlotem do Polski oprócz odezwy poznała tylko ogólne wytyczne. Nie znała żadnych szczegółów dotyczących zadań pierwszej grupy inicjatywnej. Gomułka z zainteresowaniem wysłuchał relacji o przemówieniu Georgiego Dymitrowa, które ten wygłosił, żegnając drugą grupę inicjatywną.

Nowa partia wzywała! Tak zwykle pisano w powojennej propagandzie. W tym wypadku personifikacją partii był Paweł Finder, który polecił Gomułce stawić się w Warszawie. Gomułka pojechał więc, a jego pierwszym łącznikiem w okupowanej stolicy został Jan Krasicki. Ten sam, którego wysłano też do Mińska, aby sprowadził Bolesława Bieruta.

Z Pawłem Finderem – w młodości syjonistą, a potem komunistą – jeszcze się badali, bo wbrew temu, co napisano po wojnie o historii partii, nigdy wcześniej się nie spotkali. Gomułka opowiadał o swojej przeszłości w KPP, o przyjęciu go do WKP(b) i o komórce PPR, którą niedawno utworzył na Podkarpaciu. Szybko zdobył zaufanie Findera i ten od razu powierzył mu największy sekret, jaki otaczał powstanie Polskiej Partii Robotniczej. Te słowa zapamiętają wszyscy, którzy zajrzą do wspomnień Gomułki. Żaden krytyk komunistycznego podziemia nie byłby tak wiarygodny jak Gomułka w opisie fałszu, który legł u podstaw wojennej komunistycznej konspiracji.

Finder wprowadził Gomułkę w najwyższy krąg wtajemniczenia. Nowa partia ukrywała prawdę o sobie nawet wobec większości członków. Gomułka w słowach Findera zobaczył obraz podwójnego oblicza PPR: „Na jawne oblicze partii składała się cała jej nieskrywana przed nikim działalność podziemna, tajne zaś, czyli skrywane przed narodem, miały pozostać powiązania kierownictwa partii z Moskwą, z Kominternem. Uznawanie ich zwierzchnictwa nad partią mimo formalnego wyrzeczenia się przez nią przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza partii wiedział jedynie w stopniu bardzo zróżnicowanym jej kierowniczy aktyw”48.

Gomułka napisał też: „Oficjalne odcinanie się od Kominternu miało na celu przekonanie społeczeństwa polskiego, że PPR – w odróżnieniu od dawnej KPP – nie jest sterowana z zewnątrz przez Komintern, czyli przez Moskwę, jest natomiast partią nową, samodzielną, kierującą się własną polityką”49.

To, co było dla niego największą cnotą PPR, owo przywiązanie do spraw narodowych, z punktu widzenia Moskwy okazywało się więc tylko taktyką. Wiara Gomułki w rewolucję musiała być jednak niesłychana, jeśli wiedząc, na jakim kłamstwie opiera się sens istnienia PPR, gotów był jej służyć.

Słowa Gomułki mają swoje wielkie znaczenie, bo oto człowiek z samego środka nowej partii przyznał, jak zamierzano oszukiwać rodaków. Uczynił to jednak dopiero wówczas, gdy odsunięty na boczny tor spisywał wspomnienia. Tymczasem Polacy pod niemiecką okupacją szybko zorientowali się, że PPR to nowy oręż Kominternu. Pisała o tym nawet podziemna prasa. Partia nosiła nazwę Polska Partia Robotnicza, Polacy zwykli ją nazywać Płatne Pachołki Rosji.


Gomułka został sekretarzem Komitetu Warszawskiego. W drugiej połowie sierpnia 1942 roku objął stanowisko po aresztowanym przez gestapo Jerzym Albrechcie. Dlaczego od razu powierzono mu znaczącą funkcję? Kadry partii prezentowały się bardziej niż skromnie. Komórka działała już siedem miesięcy, ale była w opłakanym stanie. Po latach Gomułka nie potrafił nawet przypomnieć sobie kierownictwa komitetów dzielnicowych. Ze zdumieniem więc czytał publikowane przez partyjnych historyków nazwiska działaczy. W praktyce byli to zwykli członkowie, których później PRL-owska propaganda uznała za lokalnych przywódców.

W wojennych wspomnieniach Gomułki niemal równie często jak idee pojawiają się pieniądze. Denerwował się, że przypisywano im rzekę gotówki płynącą z Moskwy. Tymczasem na wszystko brakowało środków. Kiedy partia sprowadziła go do Warszawy, obiecano mu – a zrobił to Finder – zapomogę. Nie miał tu przecież mieszkania ani rodziny.

W połowie 1942 roku komunistyczne podziemie wyemitowało obligacje Daru Narodowego na kwotę miliona złotych i dwustu pięćdziesięciu tysięcy marek. Sprzedaż miała wzmocnić budżet partii i spopularyzować komunistów. Ale akcja cieszyła się umiarkowanym powodzeniem. Oferenci bali się ujawnienia. Połowę warszawskiej zbiórki pozyskał jeden z członków, który prawdopodobnie nikomu niczego nie proponował, a po prostu wpłacił pieniądze z kradzieży, zwanej wówczas „eksem”, od akcji ekspropriacyjnej.

Potem Gomułka i cała partia utrzymywali się dzięki napadowi na Komunalną Kasę Oszczędności, podczas którego komuniści zrabowali milion złotych. A po skokach na sklepy jubilerskie rozdawali łączniczkom zegarki, żeby te nie spóźniały się na spotkania.

Gomułka – już pod pseudonimem Wiesław – wchodził w warszawską konspirację. Podczas jednego z zebrań planowano palenie zboża, aby wygłodzić Niemców. Gomułka przedstawił swój projekt ładunku wybuchowego. Narysował butelkę z płynem zapalającym, a zatykać ją miała prezerwatywa.

Ignacy Robb-Narbutt wspominał: „Nas to nieco rozśmieszało. Ale powoli powaga Wiesława udzieliła się i nam. My zresztą wszyscy na Lewej Podmiejskiej [jedna z warszawskich komórek PPR – P. L.] byliśmy pod silnym urokiem Wiesława. Stwierdzam, że ten prymitywny środek okazał się potem w akcji doskonały”50.

Powołując swoje siły zbrojne, komuniści zagarnęli nazwę Gwardia Ludowa. Tej używali dla swoich żołnierzy socjaliści z Wolności, Równości, Niepodległości, czyli wojennego wcielenia PPS.

O symbole komuniści walczyli też między sobą. Nie wszyscy jeszcze zrozumieli nową patriotyczną strategię. Początkowo gwardziści na czapkach nie nosili orłów, tylko za swój symbol przyjęli czerwoną opaskę na ramieniu z literami GL wpisanymi w trójkąt. Stopnie wojskowe wzorowali na radzieckich, więc zamiast szeregowców mieli gwardzistów.

Gomułka uważał to za „nihilizm narodowy”. Pomysł nazwał „supersekciarskim”51. Zapamiętał, że tej symboliki długo bronił Franciszek Jóźwiak, a sprzeciwiał się jej Ignacy Robb-Narbutt.

Gomułka usłyszał o tych, jak napisał, „»rewolucyjnych« emblematach mających wyróżniać, a właściwie oddzielać i izolować formacje bojowe Gwardii Ludowej od innych polskich organizacji wojskowych”52, a co więcej – i od narodu polskiego, dopiero na początku 1943 roku. Spór rozstrzygnął Komitet Centralny, wprowadzając w czerwcu 1943 roku nowy regulamin Gwardii Ludowej. Wtedy zatwierdzono na czapkach orły, choć bez korony, mundury wzorowane na przedwojennych i zrezygnowano z trójkątnych czerwonych naszywek. Rzecz wydawałaby się dosłownie symboliczna, ale Gomułka z tego powodu zdobył nowego poważnego wroga: Franciszka Jóźwiaka.

Moskwa bez przekonania wspierała polskich komunistów. Ignorowała słane z kraju prośby o zrzuty broni. Ale może Stalin po prostu uważał spełnienie tych żądań za zbyteczne, bo w PPR widział tylko przydatną w przyszłości siłę polityczną, a nie zbrojną? Może Stalin pragmatycznie uznał, że nie ma sensu pomaganie oddziałom, które wystawiają garstkę żołnierzy? Co myślał o ich zdolnościach bojowych, jeśli później, podczas powstania warszawskiego kpił, że AK to żadna armia, bo nie ma dział ani czołgów?

W połowie czerwca 1942 roku, kiedy polscy komuniści nawiązali zerwaną przez utratę radiostacji na pół roku łączność z Moskwą, pierwszy sekretarz PPR Marceli Nowotko donosił, że partia liczy cztery tysiące członków, a organizacja wojskowa trzy tysiące. Prawdopodobnie przy tym i tak zawyżył liczebność – uważał Gomułka. Komunistyczne podziemie wypadało skromnie w porównaniu z wojskową Armią Krajową i cywilną Delegaturą Rządu na Kraj, które zresztą powstanie PPR uznały za dywersję. Być może PPR liczyła zaledwie między siedemset a tysiącem osób53.

31 lipca Nowotko bardziej meldował Dymitrowowi swoje marzenia, niż relacjonował mu rzeczywistość. Pisał wówczas, że partie burżuazyjne nie zdołały zohydzić w oczach społeczeństwa komunistów. Według Nowotki wśród Polaków rosła nienawiść do Anglii i jej polityki, przeklinała ją już nawet „parszywa polska inteligencja”54.

Wojna nie zjednoczyła Polaków. Może nawet rozjątrzyła. Dając niektórym broń do ręki, skłaniała do bratobójczych rozliczeń.

Komunistów wymordowali pod Borowem narodowcy. Z rąk Polaków zginęli Ludwik Widerszal i Jerzy Makowiecki, służący w Biurze Informacji i Propagandy Armii Krajowej. Wszyscy przerzucali się wzajemnymi oskarżeniami o denuncjowanie konkurentów politycznych do gestapo.

Ale jednocześnie spora część konspiratorów wcześniej czy później trafiała pod komendę Polskiego Państwa Podziemnego. Jednak skrajna lewica, czyli cała PPR, i skrajna prawica, czyli część Narodowych Sił Zbrojnych, wciąż przedkładały przeświadczenie o niepodważalnej wyższości swoich przekonań nad wspólnotę walki.

Więcej było oczywiście wystrzelonych w politycznego rywala słów niż kul, lecz wzajemna niechęć podczas wojny żywiła się buńczucznymi manifestami, kto bardziej walczy z okupantem. Kto stoi z karabinem u nogi, kto nieprzemyślanymi akcjami sprowadza nieszczęście na cywili.

Gomułka nigdy podczas wojny nie zdołał wznieść się ponad te partyjne podziały. Choć podejmował próby rozmów z Polskim Państwem Podziemnym, to za sprawą przekonań swoich współtowarzyszy skazany był na tkwienie w partyjnym zakonie. Komuniści raczej markowali chęć współpracy z podziemiem podporządkowanym władzom z przedwojenną legitymacją.

16 października 1942 roku Niemcy przez powieszenie zamordowali pięćdziesięciu więźniów Pawiaka, wśród nich komunistów.

Tydzień później, 24 października, PPR-owcy się zemścili – wrzucili granaty do niemieckich restauracji Café Club i Mitropa na Dworcu Głównym oraz do drukarni „Nowego Kuriera Warszawskiego”.

Ale mimo tych akcji zbrojnych komuniści wciąż byli wśród Polaków ciałem obcym. Zanim jeszcze wystrzelili pierwszy nabój, zanim dokonali zamachów na Niemców, już zajęli się pouczaniem całego podziemia, że stoi z bronią u nogi, a nie walczy. Tadeusz Żenczykowski stwierdził, że krytykowanie rzekomej bierności Polski Podziemnej i nawoływanie do natychmiastowej walki zbrojnej nie przyniosło komunistom żadnych korzyści. Polacy konspirowali od dwóch lat i pouczenia komunistów przyjmowali z oburzeniem.

Przypominał, co inni pisali o PPR-owcach. W szóstym numerze dwutygodnika „WRN” tłumaczono: „Rosyjska partia robotnicza w Polsce, używając nazwy »polskiej«, usiłuje wszelkimi sposobami przybrać pozory uczestnictwa w polskim ruchu niepodległościowym. »Trybuna Wolności«, pisemko tej partii, nawołując do natychmiastowej akcji dywersyjnej, krzyczy: »Polski robotnik i chłop rozumie konieczność obronnej walki na tyłach wroga«. O tym, kiedy polski robotnik i chłop podejmie zbrojną walkę, nie będzie decydować partia komunistyczna. Bezczelnością zaś jest ze strony rosyjskiej partii rzucanie takich ostrzeżeń narodowi polskiemu. Naród, który nie umie walczyć o swoją niepodległość, nie jest jej godny. Od kogo jak od kogo, ale od wczorajszych wspólników Hitlera nie przyjmujemy lekcji miłości ojczyzny”55.

Pismo Stronnictwa Ludowego w artykule Pająki Kominternu stwierdzało: „Ta nowa partia stara się unikać wszystkiego, co by naprowadziło na związek jej z Kominternem. Obficie szafuje hasłami ultrapatriotycznymi, by pozyskać zaufanie społeczeństwa polskiego. PPR jest przede wszystkim narzędziem głównego sztabu sowieckiego. Dlatego namiętnie woła o drugi front zachodni, o organizowanie w krajach okupowanych niezwłocznie aktów sabotażowych i tworzenie oddziałów dywersyjnych. O poważniejszych dywersjach nie słychać, natomiast coraz więcej napadów na bezbronną ludność celem wymuszania żywności i pieniędzy”.

AK-owski „Biuletyn Informacyjny” podsumowywał: „Polską Partię Robotniczą i jej organy prasowe uważamy za obcą agenturę, agenturę nie tylko obcą i wrogą interesom polskim, ale także szkodliwą dla współpracy rządów polskiego i sowieckiego”.


Gomułka mieszkał u córki komunisty Józefa Szymańskiego. Na Pradze, na drugim piętrze domu. Spał na polowym łóżku w kuchni.

Komunistycznym podziemiem wstrząsały kolejne wpadki, niekiedy spowodowane „sypakami” – jak nazywano tych, którzy złamali się podczas śledztwa. Jednym z nich był Franciszek Wawrzyniak „Faja” – sekretarz Komitetu Warszawskiego przed Jerzym Albrechtem i Władysławem Gomułką. Trudnił się też handlem złotem z organizacją partyjną w getcie.

Przez Faję aresztowano wkrótce Józefa Szymańskiego. Gomułka musiał więc jak najszybciej wyprowadzić się od jego córki. Zamieszkał na Grochowie, w zniszczonym na początku wojny domu z ogrodem, kilkadziesiąt metrów od ulicy.

Wieczorami wspinał się do swojego pokoju po drabinie, a potem ją wciągał na górę. Spał na brudnym sienniku. Rano właściciele stawiali mu miednicę z wodą, by mógł się umyć. Przez dziesięć dni nie zmieniał bielizny, jadł tylko chleb i najtańsze owoce.

Potem przeniósł się na Bródno, ale tam mógł nocować tylko wtedy, gdy było cieplej. W ścianie domu bomba wybiła dziurę i do środka wpadały potężne mrozy.


Marceli Nowotko był pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego PPR niecały rok.

Już w listopadzie 1942 roku leżał pod barem piwnym U Ciotki na Żoliborzu. Nieżywy. Niemcy nie mieli pojęcia, że na ulicy znaleźli najważniejszego człowieka w polskim podziemiu komunistycznym. Niezbyt też przejęli się trupem – przeleżał niemal dobę, zanim go zabrano na sekcję zwłok.

Okoliczności śmierci Nowotki okazały się tak niejasne, że komuniści jeszcze długo po wojnie spierali się, kto go kazał zamordować. Podejrzewano AK-owców, ale wreszcie uznano, że zginął na polecenie tego, kto usiłował przejąć po nim funkcję sekretarza partii – Bolesława Mołojca. Mołojec uczestniczył w wojnie domowej w Hiszpanii. Należał do trójki kierowniczej PPR. Polecenie zastrzelenia Nowotki wydał swojemu bratu Zygmuntowi, mówiąc, że chodzi o zlikwidowanie prowokatora. Zygmunt nie miał pojęcia, że „prowokatorem” jest przywódca komunistycznej konspiracji.

Powołana w podziemiu komisja partyjna ostatecznie uznała, że Bolesław Mołojec zamierzał sięgnąć po władzę w historycznym momencie przełomu. Miały nim rzekomo kierować chore ambicje i żądza władzy. Zlikwidowano obydwu: Bolesława i Zygmunta.

Do dziś właściwie nie do końca wiadomo, co kierowało Bolesławem Mołojcem, a niektórzy nawet sądzą, że to nie on odpowiada za zabójstwo Nowotki. Ale w tej sprawie najważniejsze jest jedno – już u zarania swej partii komuniści spotkali się z trudnym do zrozumienia spiskiem. To tylko umocniło ich podejrzliwość, hołubioną przez Stalina.

Kolejnym przywódcą partii został Paweł Finder. W styczniu 1943 roku, po rozmowie z nim, Gomułka napisał list otwarty do Delegatury Rządu na Kraj. Opublikowała go „Trybuna Wolności”.

Gomułka w imieniu PPR-owców nawoływał: „Gdy na skrwawionej i jęczącej ziemi polskiej wyrasta coraz gęstszy las szubienic, na których wiatr kołysze zmasakrowane zwłoki bojowników o wolną i niepodległą Polskę, zewsząd słyszą budzące się do czynu, do walki, do odpłaty masy ludowe hasło znacznej części prasy Polski podziemnej i stojących za nią czynników i partii politycznych: Jeszcze nie czas! Wytrwajcie!”56.

Komuniści proponowali Delegaturze współpracę. Okoliczności, nawet jak na okupację, były szczególne. Hitlerowcy przesiedlali mieszkańców Zamojszczyzny – około stu tysięcy osób. To były przerażające wydarzenia, łączące wszystkich Polaków. Urosły w plotkach do opowieści o dzieciach zamarzających w transportach kolejowych, które miały przejechać przez Warszawę. To wpłynęło też na ton apelu Gomułki.

Delegatura podjęła rozmowy – co, jak zapamiętał Gomułka, było dla komunistów „miłym zaskoczeniem”57. Sam w nich uczestniczył. Jednak po kilku dniach, 19 lutego 1943 roku, Niemcy aresztowali jadącego tramwajem Jana Piekałkiewicza, Delegata Rządu na Kraj. Zastąpił go Jan Stanisław Jankowski, który zażądał od komunistów oświadczenia, że nie są częścią Kominternu i uznają polski rząd na uchodźstwie w Londynie. PPR-owcy bowiem szukali uznania jako część Polskiego Państwa Podziemnego. Wkrótce rozmowy przerwano, bo na jaw wyszła niewyobrażalna sowiecka zbrodnia.

Pierwszy raz podczas wojny Polacy uwierzyli w to, co głosiły niemieckie uliczne „szczekaczki”. W kwietniu 1943 roku powtarzały komunikat o odkryciu grobów polskich oficerów zamordowanych w Katyniu. Polacy zdawali sobie sprawę ze zbrodni hitlerowskich. Ale wiarygodność wiadomości potwierdzały ustalenia komisji śledczej Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, która na miejscu badała ciała. Moskwa zerwała stosunki z polskim rządem na uchodźstwie.

Gomułka jednak nie miał wątpliwości. Katyń to zbrodnia niemiecka. Nie dostrzegał żadnego powodu, dla którego Stalin miałby rozkazać zabijanie polskich jeńców. W ogóle nie mieściło się to w humanistycznej i socjalistycznej istocie władzy radzieckiej – uważał wówczas.

Z takim właśnie przekonaniem zasiadał do pisania artykułu o hitlerowskiej, a nie sowieckiej zbrodni w „Głosie Warszawy”. Ale po wojnie wyrzucił go z książkowego wydania swoich publikacji.

Wstydził się.

Ale to zażenowanie jest czymś bardziej złożonym. Choć z prawdy zdał sobie sprawę już po wyzwoleniu, choć wówczas nie zgodził się na przedrukowanie swojego wojennego tekstu, to znając fakty podczas wojny, wiedząc już wtedy, że polskich oficerów zamordowali Sowieci, i tak poparłby bez wahania radzieckie oszustwo, że zbrodni dokonali Niemcy.

„Bywają sytuacje – zanotował w Pamiętnikach – kiedy w imię najżywotniejszych interesów narodu nawet brudne kłamstwo należy przybierać w szaty prawdy”58.

42

Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy 1941–1944, Warszawa: Stowarzyszenie Kulturalne Fronda, 2003, s. 55.

43

W rzeczywistości nazywał się Marceli Nowotka.

44

Tamże, s. 91.

45

Ryszard Halaba, Władysław Ważniewski, Polska Partia Robotnicza 1942–1948, Warszawa: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1971, s. 26.

46

Jerzy Morawski, Wspomnienia z lat okupacji [w:] Władysław Gomułka we wspomnieniach, red. Bronisław Syzdek, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1989, s. 88.

47

Władysław Gomułka, Pamiętniki, t. 2, red. Andrzej Werblan, Warszawa: Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, 1994, s. 101.

48

Tamże, s. 115.

49

Tamże, s. 99.

50

Ignacy Robb-Narbutt, Nigdy nie stawiał siebie na pierwszym miejscu [w:] Władysław Gomułka we wspomnieniach, dz. cyt., s. 119.

51

Władysław Gomułka, Pamiętniki, t. 2, dz. cyt., s. 270.

52

Tamże, s. 271, 272.

53

Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza…, dz. cyt., s. 118.

54

Tajne oblicze GL–AL i PPR. Dokumenty, t. 1, wybór i oprac. Marek J. Chodakiewicz, Piotr Gontarczyk, Leszek Żebrowski, Warszawa: Burchard Edition, 1997, s. 102, 103.

55

Tadeusz Żenczykowski, Geneza powstania PPR, Warszawa: SOS, 1984, s. 31, 32. Kolejne cytaty tamże.

56

Władysław Gomułka, Artykuły i przemówienia, t. 1: styczeń 1943–grudzień 1945, Warszawa: Książka i Wiedza, 1962, s. 9.

57

Tenże, Pamiętniki, t. 2, dz. cyt., s. 263.

58

Tamże, s. 289.

Gomułka

Подняться наверх