Читать книгу Gra w morderstwo - Rachel Abbott - Страница 7

Оглавление

3

Uśmiechając się w wyrazie podziękowania do chłopaka, który przerwał pielenie chwastów w ogrodzie, by zataszczyć nasze walizki na piętro, siadam na skraju łóżka i rozglądam się dookoła.

Trafił się nam piękny pokój. Podwójne drzwi balkonowe ze szprosami są lekko uchylone, a w delikatnym powiewie kołysze się cienka biała zasłona. Czuję zapach moreli i zauważam pełną ich miskę na starej komodzie. Owoce są idealnie dojrzałe, a ich delikatny meszek lśni czystością. Uciskam lekko materac łóżka. Nie mam wątpliwości, że wyśpimy się doskonale w tej wykrochmalonej pościeli.

Odwracam się z uśmiechem do Matta, który zaczął się rozpakowywać i układa starannie ubrania w szufladach lub umieszcza je na wieszakach w szafie. On zwykle jest organizatorem, ja marzycielką. Powinnam pomagać, ale korzystam z chwili, by chłonąć tę atmosferę. W starych domach jest coś wyjątkowego. Podświadomie się zastanawiam, ile osób gościło już w tych czterech ścianach i jak wyglądało ich życie.

Podchodzę do okien, odsłaniam zasłonę i znajduje nieduży balkon z własnymi kamiennymi schodami, które wiodą w dół do szerokiego tarasu wyłożonego kafelkami. Słyszę w dole głosy i śmiech – pozostali goście gromadzą się na przedlunchowym drinku. Choć Lucas zapewnił nas, że lunch może zaczekać, aż będziemy gotowi – nikt nie będzie miał nic przeciwko, dopóki leje się wino – niegrzecznie byłoby dłużej zwlekać.

Muszę się przebrać, choć oczarowuje mnie widok. Dom zbudowano na wzniesieniu nad morzem i widok na ocean jest naprawdę niesamowity. Woda ma tu ciemnogranatową barwę. Choć dzień jest parny i bezwietrzny, fale rozbijają się o brzeg i zaczynam się zastanawiać, czy w nocy na morzu szalał sztorm.

Stoję na balkonie zaledwie od kilku chwil, kiedy słyszę za sobą ciche kroki. Matt obejmuje mnie w pasie i całuje w kark, przyprawiając o dreszcze. Kiedy jednak odwracam się do niego, czuję, że jest spięty, i podążam za jego spojrzeniem. Patrzy na kogoś znajdującego się na tarasie – na młodą kobietę. Idzie z opuszczoną głową, a proste, czarne włosy kryją jej twarz i wiszą niczym kurtyna. Choć ubrana jest w luźne spodnie z szarego lnu i jeszcze obszerniejszą tunikę z tego samego materiału, łatwo dostrzec, jak bardzo jest szczupła.

Wydaje się wyczuwać nasze spojrzenia, bo szybko unosi głowę i przystaje niepewnie. Wszystko kończy się tak szybko, że zaczynam mieć wątpliwości, czy sobie tego nie wyobraziłam.

– Kto to jest? – pytam Matta, nie przestając gładzić jego przedramienia, którym wciąż mnie mocno obejmuje. Nie odpowiada przez dłuższą chwilę. – Matt?

– Siostra Lucasa – odzywa się znacznie ciszej, delikatniej, aż odwracam się do niego.

– Nie wiedziałam, że ma rodzeństwo. Wyglądała… – Nie wiem, jak to określić. Jej napięte ciało i sposób, w jaki się poruszała, podpowiadają mi jedynie słowo niespokojna. Ale wydaje się ono za mało delikatne. Nieszczęśliwa? Może to brzmi lepiej.

– Tak – przyznaje Matt, nie czekając, aż dokończę zdanie. – Zgadza się.

– Opowiedz mi o niej.

Matt puszcza mnie. Czuję, że się odwraca.

– Nie teraz, Jemmo. Musimy się przygotować do lunchu. – Znika w pokoju.

– Powiedz mi przynajmniej, jak ma na imię?

– Alex. Na imię ma Alex.

Nie wiem, dlaczego widok siostry Lucasa tak wytrącił Matta z równowagi. Powiedział tylko, że to długa historia i że nie ma teraz czasu na opowieści.

– Chyba się spodziewałeś, że ją tu zastaniesz? – pytam. – W końcu żeni się jej brat.

– Tak sądzę, ale myślałem… miałem nadzieję, że będzie z nią już lepiej. Że wyzdrowieje.

Chcę go zapytać, z czego miała wyzdrowieć, ale on naciska, byśmy zeszli już na ten lunch. I tak pewnie spotkam ją gdzieś po drodze.

Mam jakiś problem z ludźmi, których wydaje się coś dręczyć. Kiedy widzę niespokojną duszę, podświadomie staram się pomóc. Wiem jednak również, kiedy nie należy naciskać mojego męża, a teraz odwraca się do mnie z najlepszą kopią szczęśliwego uśmiechu.

– Chodź, powitajmy pozostałych.

Wyciąga rękę, a ja ją chwytam z nadzieją, że wróci podekscytowanie, które odczuwał wcześniej. Schodzimy na dół po zewnętrznych schodach i podążamy za odgłosami śmiechów na południową stronę domu, gdzie dostrzegam duży stół w cieniu pergoli porośniętej pnącymi różami.

Lucas odwraca się w naszą stronę.

– Jemma, Matt, chodźcie do nas.

Siedząca po przeciwnej stronie stołu kobieta macha do nas ociężale ręką. Kiedy przechodzi do światła, żeby się przywitać, zauważam, że jej włosy mają barwę mahoniu i są starannie ułożone za jednym uchem. Ma na sobie krótką jedwabną sukienkę w kolorze jasnego szmaragdu, która doskonale kontrastuje z długimi, opalonymi nogami. Zmuszam się, żeby nie spojrzeć na szorty, które uznałam za odpowiedni strój na lunch, i pochylam się, żeby uścisnąć jej dłoń.

– Cześć. Jestem Isabel. – Odwraca się do Matta. – Co u ciebie, Matt? Wciąż sprawiasz, że świat jest piękniejszy?

Matt się czerwieni. Trudno stwierdzić, czy nawiązuje do jego pracy, czy wyglądu. Tak czy inaczej, brzmi to jak komplement, lecz mój mąż posyła jej tylko niepewny uśmiech. Trudno mi ją do czegokolwiek dopasować. Matt nigdy o niej nie wspominał, jednak najwyraźniej ci dwoje się znają.

Podchodzi do nas mężczyzna ze sterczącymi jasnymi włosami, ubrany w krzykliwą hawajską koszulę. Opisałabym go jako wysokiego, gdyby nie stał przy Lucasie.

– Matt! – woła i poklepuje go po plecach. – Dobrze cię widzieć! Boże, ile to czasu zleciało. – Odwraca się i pochyla, by odprawić rytuał pocałunków, przy którym zawsze czuję się dość niekomfortowo. Pochodzę z rodziny, która bardzo się kochała, ale mało całowała. – Jemma. Jestem Nick. Wspaniale cię poznać. Skoro Lucas mianował mnie głównym barmanem, pozwól mi przyrządzić dla was drinka.

– Chandra! – woła nagle Lucas. – Wybacz, prawie cię przeoczyłem. – Unosi rękę, żeby wskazać kobietę siedzącą w najgłębszym cieniu. Nie widzę jej zbyt dobrze do chwili, kiedy wstaje z krzesła i podchodzi bliżej. Długa, kremowa spódnica klei się jej do ud. Dłonie trzyma splecione przed sobą. Widzę, że ma azjatyckie korzenie – brązowe oczy i duże usta.

– Cześć, Jemmo, Matt. Miło was poznać.

Wciąż trzyma dłonie razem, więc wyciąganie do niej ręki wydaje się niewłaściwe. Uśmiecham się tylko.

– Ciebie również miło poznać, Chandro.

Odpowiada uśmiechem i zawraca do swojego kącika w cieniu. Jasne jest, że Matt wcześniej jej nie poznał, i zastanawiam się, czy jest przyjaciółką Niny.

– Chodźcie, siadajcie. – Lucas wskazuje nam dwa krzesła i już ma zasiąść przy stole, kiedy zerka w stronę wejścia na taras. – No, w końcu jest!

Widzę drobną kobietę o krótkich ciemnych włosach i dużych brązowych oczach, która zmierza w naszą stronę. W miejscu, gdzie powinien znajdować się pasek, białą lnianą koszulę przewiązaną ma kolorowym jedwabnym szalem. Na głowie ma słomkową fedorę, która chroni ją przed słońcem. Wszystko tworzy razem styl, przy którym każde z nas wydaje się ubrane za bardzo lub za mało elegancko.

– Nino, pozwól, że przedstawię cię pozostałym. – Lucas obejmuje ją ramieniem. Jej głowa sięga mu mniej więcej do połowy piersi.

Przyszła panna młoda się uśmiecha, po czym całuje wszystkich po kolei w oba policzki.

– Witam was wszystkich. Wiem, jak bardzo Lucas cieszył się na spotkanie z wami, i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z pobytu tutaj. Wybaczcie, proszę, jeśli sprawiam wrażenie nieco rozkojarzonej. – Śmieje się nerwowo. – Jak możecie sobie zapewne wyobrazić, jutrzejszy dzień będzie niełatwy.

– W jaki sposób możemy wam pomóc? – pytam, ale ona cmoka w reakcji i kręci głową.

– W żaden, absolutnie żaden. Mamy do dyspozycji dodatkowy personel. Lucas na to nalegał. Wy po prostu bawcie się dobrze. Niebawem wrócę do was z lunchem. Lubię gotować.

Posługuje się doskonałą angielszczyzną, a francuski akcent dodaje jej tylko uroku. Lucas odprowadza ją wzrokiem, po czym odwraca się do stołu z dumą malującą się na twarzy.

– A gdzie, do diabła, zgubił się Andrew? – pyta, zerkając przez ramię. – Nina przyniesie lunch, kiedy wszyscy się tu zgromadzimy. – Obraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni i wzrusza ramionami. – No cóż, wszyscy wiemy, jak to z nim bywa. W końcu się pojawi. Pijcie. Musimy jeszcze chwilę zaczekać.

Mam wrażenie, że czeka nas kilka dni niepowściągliwości. Nick bierze sobie do serca polecenie picia i co kilka minut podbiega, żeby dolać do kieliszków.

W końcu siada obok mnie i patrzy mi w oczy.

– Cieszę się, że w końcu mam okazję cię poznać, Jemmo. Lucas mi o tobie opowiadał.

– Serio? – Nie wiedziałam, że Lucas cokolwiek wie na mój temat poza tym, że jestem żoną Matta.

– Oczywiście. Zapewne Matt nie mógł się ciebie nachwalić. Jesteś logopedą, prawda?

Przez kilka minut rozmawiamy o mojej pracy, a Nick kiwa głową, kiedy opowiadam mu o mojej fascynacji wszelkimi formami międzyludzkiej komunikacji ze szczególnym uwielbieniem dla mowy i posługiwania się językiem. Zdaję sobie sprawę, że potrafię godzinami opowiadać o swoim zawodzie, który dla mnie jest bezsprzecznie fascynujący, dla niego jednak jest to zapewne równie interesujące jak dla mnie bankowość.

– Jak poznałeś Lucasa? – pytam, starając się zmienić temat.

– Chodziliśmy razem do szkoły z internatem. Lucas dlatego, że miał tylko ojca, który okazjonalnie wyjeżdżał w ciągu tygodnia, a ja dlatego, że rodzice nie mogli ze mną wytrzymać.

Robię odruchowo zaskoczoną minę.

Nick śmieje się z nieco większym entuzjazmem, niż sugerowałby sam komentarz.

– Żartuję. Mój tata też chodził do szkoły z internatem i uważał, że wyrabia ona charakter i dyscyplinę, a poza tym pomoże utemperować moje kaprysy. Wcale nie chciałem tam chodzić, ale mnie zapewniali, że będzie super.

– I kto miał rację?

Uśmiecha się krzywo.

– Trudne pytanie. Chyba nieco zbyt trudne, jak na pogawędkę przed lunchem, i nawet nie jestem pewny, jak na nie odpowiedzieć. Tak czy inaczej, poznałem Lucasa i dzięki niemu znikałem rodzicom z oczu zarówno w weekendy, jak i w ciągu tygodnia. Wszyscy byli zadowoleni z takiego układu! – Odnoszę wrażenie, że chichot i uśmiechy kryją coś więcej niż tylko lekki ból. – Wtedy też poznałem Matta. Trzymaliśmy się wszyscy razem z Lucasem przez następne cztery lata, a szczególnie podczas wakacji. Robiliśmy różne głupoty, choć nie spodziewam się, żeby Matt zdradzał nasze mrocznych tajemnice.

Porusza brwiami i moment napięcia mija. Cieszę się, że Matt jako nastolatek miał okazję trochę podokazywać. Czasami traktuje życie zbyt poważnie.

Kiedy kończymy drugiego drinka i zaczynamy trzeciego, nadal nie ma śladu po Andrew i dopiero w tym momencie uświadamiam sobie, że jeszcze nikt nie wspomniał ani słowa o Alex.

Już mam o to zapytać, kiedy rozlega się krótki wiwat ze strony Lucasa i Nicka. Obracam się na krześle. Ścieżką biegnącą pomiędzy drzewami podąża ubrany w pomarańczowo-białe spodenki do pływania mężczyzna, który wyciera ręcznikiem mokre, sięgające ramion włosy. Kropelki wody wciąż kołyszą się na ciemnych włosach na jego torsie i płaskim brzuchu, chwytając światło słoneczne. Wygląda na nieco rozbawionego uwagą, którą przyciągnął.

– Co jest? O cholera. Spóźniłem się na lunch, prawda? Wybaczcie, proszę.

Wchodzi w cień i podsuwa sobie krzesło, zapominając najwyraźniej o mokrych spodenkach. Dopiero w tym momencie zdaje się zauważyć mnie i Matta.

– Cześć, jesteś zapewne żoną Matta. Jestem Andrew. – Wstaje i okrąża stół, żeby się pochylić i mnie pocałować, starając się przy tym mnie nie zamoczyć. – Co tam słychać, Matt? – Uśmiecha się do mojego męża, siada i wyjmuje butelkę piwa z wielkiej metalowej misy wypełnionej lodem.

Lucas odpycha się od stołu.

– Okej, pójdę po Ninę, która chyba wciąż dopieszcza swój lunch. Jedną z dobrych stron ożenku z Francuzką i posiadania gosposi z Włoch jest ich obsesja na punkcie jedzenia. Polewaj wino, Nick. To nie potrwa długo. – Odwraca się i znika za rogiem.

Tym razem nie zastanawiam się zbyt długo.

– Czy Alex do nas nie dołączy? – pytam.

Następuje chwila ciszy i czuję od razu, że powiedziałam coś bardzo niestosownego. W końcu na ratunek przybywa mi Andrew.

– Poznasz ją pewnie wieczorem, Jemmo. Chyba woli przebywać sama w ciągu dnia.

Chcę coś powiedzieć, ale napotykam spojrzenie Matta. Kręci lekko głową, więc odpuszczam. Temat Alex nie jest tu najwyraźniej chętnie poruszany.

Gra w morderstwo

Подняться наверх