Читать книгу Gruziński smak - Radek Polak - Страница 4
ОглавлениеGAUMARDŻOS!
Nigdy za wiele przytaczania dobrych anegdot. Zwłaszcza w Gruzji. Zwłaszcza przy stole. Bo jak już zasiądziemy z Gruzinami, jak poleje się trochę wina i zaczną się nieśmiertelne toasty, to w którymś momencie kierujący ruchem przy stole człowiek, zwany tamadą, zwróci się do nas, gości z dalekiego kraju, byśmy i my wypowiedzieli jakieś godne zapamiętania słowa. Ha! Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, kiedy występuje się po takich mistrzach improwizacji i recytacji jak Gruzini.
Potrzeba, jak wiemy, jest matką wynalazków. Kiedyś w trudnych, wojennych czasach życzyłem sobie i zebranym, byśmy mogli się spotkać w czasie pokoju. Udało się. A potem, kilka lat temu w Tbilisi, poproszony o wygłoszenie toastu, stałem ze szklanką w dłoni i kompletną pustką w głowie. Rozglądałem się po twarzach zebranych przyjaciół i znajomych. Wśród nich siedział Vaho Babunashvili, którego książkę trzymacie właśnie w rękach. I nagle mnie olśniło. Zacząłem mówić:
„Chciałbym wypić za Radka Polaka, znakomitego polskiego fotografa, którego większość spośród was doskonale zna. Gdyby nie Radek i jego legendarna słabość do płci pięknej, nigdy byśmy się w takim składzie nie spotkali przy tym stole.
Pewnego wiosennego dnia roku 2006 siedzieliśmy sobie z Radkiem na tarasie hotelu Kopala w Tbilisi. Nagle kilka stolików dalej Radek dostrzegł piękną kobietę i już kompletnie nie potrafił się skupić na naszej rozmowie. Próbowaliśmy go z moim bratem powstrzymać przed ogromną kompromitacją, ale nie z Radkiem takie numery... Podążył do dziewczyny o urodzie księżniczki i zapytał, czy nie byłaby tak uprzejma i nie zrobiłaby nam zdjęcia. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, gdy z trudem powstrzymywała śmiech. Ale zdjęcie zrobiła. Radek od razu przystąpił do próby umówienia się. Dziewczyna jednak odparła, że jest mężatką i dobrze jej z tym. Ale że sprawialiśmy sympatyczne wrażenie, zaprosiła nas na wieczorną imprezę u znajomych.
I tego wieczora poznaliśmy was – Vaho i Acziko, naszych wspaniałych przyjaciół, wasze rodziny i przez was kolejnych przyjaciół, co na zawsze już zmieniło nasze życie. Tego wszystkiego: tych wszystkich szalonych spotkań, nieprzespanych nocy, wariackich wyjazdów, rajdów po Swanetii i Krakowie nie byłoby, gdyby owego pięknego dnia 2006 roku Radosław Polak nie zechciał nawiązać nici męsko-damskiego porozumienia. A więc za Radka i za naszą przyjaźń!”.
Tak, Radku, wiem, wydoroślałeś. Spoważniałeś i krzywisz się, kiedy w nieskończoność powtarzam tę uroczą historyjkę. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: gdyby nie ona, czytelnicy nie mogliby teraz cieszyć się Gruzińskim smakiem. Ba, pewnie nigdy z Anią nie napisalibyśmy Gaumardżos! Opowieści z Gruzji, w których razem z Vaho zajmujecie istotne miejsce. Wybacz, kolego, jeszcze setki razy doliny Sakartwelo wysłuchają tego zacnego toastu! Teraz będę mógł go uzupełniać o opowieść o Waszej pięknej książce, owocu blisko dziesięcioletniej przyjaźni.
Nie znam chyba nikogo, kto by się lepiej nadawał do napisania tej książki niż Ty, Vaho. Oczywiście, za każdym razem, kiedy jadę do Gruzji, wracam cięższy o kilka kilogramów, bo fantastyczne jedzenie, rozmawianie o nim i delektowanie się nim są wpisane w gruzińskie DNA. Nie znam nikogo innego, z kim tak cudownie rozprawiałoby się o rozkoszach podniebienia jak z Tobą, Vaho. Czy to zajadając się w naszej ulubionej restauracji w Zugdidi, czy testując trochę snobistyczne studio kulinarne w Tbilisi, czy jadąc specjalnie do Kutaisi, by spróbować najlepszego na świecie kebabu w barku o dość kontrowersyjnym wyglądzie (który jest opisany w Gruzińskim smaku), czy też pnąc się przez góry Raczy do wioski Szkmeri, od której pochodzi nazwa jednego z moich ulubionych gruzińskich dań – szkmeruli. Oczywiście nigdy nie powiem Ci tego w twarz, Vaho, bo w naszych rozmowach króluje twarde, męskie czarne poczucie humoru (pozwolicie drodzy czytelnicy, że nie będę wchodził w drastyczne szczegóły), bez żadnego lirycznego mazgajstwa, ale zawsze podziwiałem Twoją erudycję i oczytanie. Widać to było, gdy zaczynaliśmy rozmowę o chinkali czy elardżi, a kończyliśmy sporem o dzisiejszą Gruzję. Podziwiam Twój dar opowiadania. Taką lekko zrezygnowaną, ale pogodną akceptację świata, ludzi, z ich skomplikowanymi biografiami i wyborami. To świetnie widać w Gruzińskim smaku.
Ujmując rzecz najprościej, jestem z Was, chłopaki, i z Waszego dzieła dumny jak diabli! Stworzyliście piękne zaproszenie na wycieczkę po zmysłach i duszy Gruzji. Może ta książka odegra w czyimś życiu taką rolę, jak w naszym Twoje, Radku, występy na dachu hotelu Kopala. Aha, bo zapomniałem państwu powiedzieć, że wtedy, wiosną 2006 roku, Radek przyjechał do Gruzji pierwszy raz w życiu. Planował spędzić tam dwa tygodnie. Został ponad rok.
MARCIN MELLER
Warszawa, 21 września 2015 r.