Читать книгу Listy sprzed lat - Roma J. Fiszer - Страница 6

Rozdział 2

Оглавление

Ręce Ewy opadły bezwładnie wzdłuż tułowia. Powoli wstała, wykonała kilka głębokich oddechów i podeszła do okna. Wpatrywała się w ludzi spacerujących po niewielkim parku sąsiadującym z budynkiem ich firmy. Wykonała ponownie kilka głębokich oddechów, a po chwili, przytrzymując się biurka, dotarła do fotela. Z leżącej przed sobą torebki wyciągnęła kopertę, a z niej kartkę. Czytała znany tekst uważnie, po kilka razy, pocierając dłonią czoło. Rozległ się sygnał telefonu i zapaliła lampka podświetlająca połączenie z sekretarką.

– Słucham – rzuciła szorstko do słuchawki.

– Pani prezes, księgowa z fakturami…

– Proszę za trzy minuty.

Schowała kartkę do koperty i wsunęła ją do torebki. Przymknęła oczy i chwilę tak trwała. W końcu potrząsnęła głową, kasztanowe loki pofrunęły na boki. Otworzyła oczy i podniosła leżące na biurku lusterko; przejrzała się w nim. Pokręciła głową z dezaprobatą. Rozejrzała się po mahoniowym blacie, przysunęła do siebie wydruk jakichś tabel excelowych i nałożyła na nos okulary; wodziła po dokumencie wzrokiem, przesuwając długopis po komórkach wypełnionych liczbami. Po chwili rozległo się ciche pukanie.

– Proszę! – zawołała.

W drzwiach stanęła księgowa z papierami w ręku.

– Czy one muszą być podpisane dzisiaj? – spytała Ewa sucho, zerkając w jej kierunku.

– Tak, bo wśród nich jest jedna z honorową sprawą.

Księgowa podeszła i położyła dokumenty na biurku.

Ewa zmarszczyła brwi i przeglądała kolejne faktury, kiwając głową.

– No dobrze, ale dlaczego zostało kupione tak dużo tych chemikaliów? – Zatrzymała się przy ostatniej z faktur i postukała po niej trzymanym w dłoni długopisem.

– To właśnie ta sprawa… Poprzednio nie było ich w hurtowni, a szefowa laboratorium musiała je mieć na już i załatwiła pożyczenie pewnej ilości od firmy Ziaja. Teraz trzeba im prostu oddać – wyjaśniła księgowa. – Oczywiście, przygotujemy stosowne dokumenty do przekazania, bo od nich też wzięliśmy za pokwitowaniem.

– Aha.

Ewa zatwierdzała faktury jedną po drugiej. Księgowa spoglądała zdziwiona na jej drżącą dłoń. Po chwili zebrała wszystkie dokumenty z biurka i podziękowała. Tuż przy drzwiach zatrzymała się.

– Jest pani zmęczona. Powinna pani odpocząć – powiedziała z troską w głosie i spojrzała współczująco.

– Pani nic do tego! – podniosła głos Ewa. – Poza tym wiem, że jest bardzo ciepło, ale czy nie można do pracy jakoś stosowniej się ubrać?! – Pomachała wyciągniętą dłonią, wskazując na szorty i odsłaniającą pępek bluzkę księgowej. – To nie jest dom wypoczynkowy, a poważna firma!

– Przepraszam – wyszeptała zdezorientowana księgowa i szybko opuściła gabinet.

Ewa przymknęła oczy. Spod jej powiek wypłynęły łzy. Przykryła twarz dłońmi.

– Boże… Boże… – wyszeptała.

Uniosła się z wolna z fotela i lekko zachwiała. Ruszyła w kierunku łazienki znajdującej się na tyłach gabinetu. Popatrzyła na swoją twarz w lustrze. Łzy rozpuściły tusz i płynęły po twarzy dwiema ciemnymi strużkami.

– Dlaczego ja…? – jęknęła.

Przyłożyła czoło do chłodnej tafli lustra i trwała tak kilka długich chwil. Wyprostowała się. Spojrzała znowu w lustro i pokręciła głową. Przemyła oczy i poprawiła makijaż. Wolnym krokiem wróciła do gabinetu. Spojrzała z niechęcią na biurko. Podeszła do uchylonego okna i wpatrzyła się w parę siedzącą pod drzewami na ławce. Obejmowali się czule i całowali. Przymknęła oczy. Po chwili znowu podeszła do biurka i omiotła je złym wzrokiem. Sięgnęła po torebkę, zawiesiła ją na ramieniu i ruszyła w kierunku drzwi.

W holu zatrzymała się na chwilę przy jasnoorzechowej recepcyjnej ladzie.

– Mam ważne spotkanie poza firmą i dzisiaj już nie wrócę – rzuciła do sekretarki siedzącej za nią. – Proszę mnie pod żadnym pozorem z nikim nie łączyć. Nawet z mężem.

– Przecież pani mąż nigdy do pani na służbowy telefon nie dzwoni – odpowiedziała rezolutnie dziewczyna.

Ewa zacisnęła usta i potrząsnęła głową. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku klatki schodowej. Chciała trzasnąć drzwiami, ale samozamykacz hydrauliczny nie pozwolił. Siła włożona w ruch ręką i opór mechanizmu wywołały ból w ramieniu. Tupnęła ze złości obcasem. Drzwi dostojnie zamknęły się same.

Listy sprzed lat

Подняться наверх