Читать книгу Listy sprzed lat - Roma J. Fiszer - Страница 7

Rozdział 3

Оглавление

Iwetko, to ty? – Usłyszała głos z pokoju syna.

– Tak, to ja, Patryczku! – odkrzyknęła śpiewnie i uśmiechnęła się szeroko.

– Zaraz przyjdę!

Mówił do niej Iwonko, kiedy był maluszkiem, potem po wielu latach mówienia na wiele sposobów: mamo, mamuś, mamuniu nagle, po przejściu do liceum, zaczął niespodziewanie nazywać ją Iwetką. Obejrzał jakiś stary czeski film na portalu cda, spodobało mu się imię bohaterki i… tak zostało. Ona śmiała się z tego, Zygmunt z początku się dziwił, ale wreszcie machnął na to ręką. Jej rodzice, czyli dziadkowie Patryka, Lilla i Stasio, z początku byli zaskoczeni, szczególnie jej tato, ale po jakimś czasie wszyscy się przyzwyczaili.

Gdy wyszła z łazienki, Patryk czekał w holu. Pocałował ją w policzek.

– Ciężko miałaś?

– Dzień jak co dzień.

Weszli do stołowego.

– Dzisiaj złożyłem dokumenty w trzecim miejscu. – Rzucił się na fotel, robiąc obrót w powietrzu, jak to było w jego zwyczaju, i spojrzał triumfalnie na matkę.

– Tym razem dokąd?

– Do Wyższej Szkoły Morskiej! – Podniósł brodę i zadowolony z siebie przymknął oczy.

– Do niej miałbyś najbliżej, ale…

– Iwetko… złożyłem papiery w trzy miejsca, a teraz przeprowadzę pracę analityczną, czy warto mi wszędzie podchodzić do tych egzaminów.

– Ja w swoim czasie poszłam tylko na rozmowę na wydział biologii morza i tam zostałam. – Iwona uśmiechnęła się do syna. – Po tygodniu od rozmowy już byłam w limicie przyjętych, choć w rezerwie miałam jeszcze trzy dni do rozpoczęcia egzaminów na biologię w Gdańsku. Zawinęłam się jednak i czmychnęłam z rodzicami nad Mausz.

– U mnie, niestety, wszędzie są egzaminy – westchnął. – Do końca najbliższego weekendu, podczas którego mam zamiar dobrze odpocząć, przeprowadzę wspomnianą analizę i podejmę strategiczną decyzję. Znam przedmioty, mam terminy egzaminów, zostanie mi potem jeszcze ponad dwa tygodnie kucia… – Machnął dłonią i uśmiechnął się.

– O kurczę! – wykrzyknęła naraz Iwona i spojrzała na syna. – Zapomniałam o obiedzie!

– Nie jestem głodny, bo po drodze z Grabówka poszliśmy z Irkiem na zapiekankę, ale chętnie zjadłbym jeszcze… pizzę! – Przewrócił oczami.

– A ja rano zostawiłam w lodówce do rozmrożenia schabowe…

– To najwyżej wieczorem je usmażysz, a ja jutro zanim wrócisz, zrobię ziemniaczki, sałatę i jakiś kompot… i już!

– To niezbyt zdrowo z tą pizzą… – Skrzywiła się na niby.

– Wiem, że ją lubisz, a kotlety… wieczorem, jak zrobi się chłodniej.

– Mówisz…?

– Iwetko – Patryk uśmiechnął się rozbrajająco. – przecież ojciec i tak wróci dopiero na noc. Już zamawiam! – Poderwał się.

Iwona roześmiała się i machnęła dłonią.

– To zamawiaj, a ja wreszcie przebiorę się po domowemu. – Ruszyła do siebie.

Po kilku minutach pojawiła się w salonie ubrana kolorowo. Patryk przerwał na chwilę gonitwę palcami po tablecie i z uśmiechem spojrzał na matkę.

– Zamówiłeś?

– Dla ciebie jak zwykle romeo, dla mnie nieustająco giulia. – Oblizał się.

– Jesteś zbereźnik! – Mrugnęła.

– Giulia z białą mozzarellą, pachnąca bazylią, jest taka… taka, że wciąż jej się chce. – Przymknął na chwilę oczy. – A ciebie co najbardziej pociąga w twoim romeo? – Tym razem on mrugnął do matki.

Iwona odpowiedziała w konwencji narzuconej przez syna.

– Grudki fety wtopione w żółty ser otulający plasterki salami, a wszystko pachnące odurzającym oregano. Tak, smak i zapach Romea jest boski… – Przymknęła oczy, podobnie jak przed chwilą syn.

– A ojciec niezmiennie by zamówił veronę, czy tak? – zachichotał. – Jesteśmy stali w uczuciach.

– Uczuciach czy wyborach? Wybór przez niego wówczas tej pizzerii i zamówienie dla każdego z nas innej pizzy to był strzał w dziesiątkę.

– Ale tacie powiedziałaś tylko, że mu się udało… – Patryk spojrzał badawczo na matkę. Iwona zmieszała się i opuściła wzrok. – Przyznam się, mamuś, że czasami nie rozumiem, dlaczego nie mówicie sobie szczerze, co naprawdę myślicie.

Zatrzepotała powiekami.

– Czy ja się przesłyszałam? Powiedziałeś mamuś?

– Nie wolno…?

– A z tym szczerym mówieniem, to o co ci chodzi?

Iwona podkuliła nogi na sofie i zmarszczyła brwi, ale po chwili uśmiechnęła się zachęcająco do syna, bo miała wrażenie, że się zawahał.

– Obserwuję was od jakiegoś czasu uważniej i dziwię się, czemu nie wyjedziecie gdzieś razem albo przynajmniej nie wyjaśnicie sobie, dlaczego tak się czasami unikacie – wyrzucił z siebie, gestykulując, Patryk i pokiwał głową.

Iwonę zatkało. Spoglądała na syna, zupełnie nie wiedząc, jak zareagować. On ją wyręczył, bo uzupełnił wcześniejsze słowa.

– Ja taki nie jestem i nie zamierzam być.

– To nie takie proste, synu.

– Doświadczenie mi podpowiada…

– A co, masz takie duże doświadczenie? – Iwona przerwała synowi.

– Duże pewnie nie, ale żeby się tak nie działo jak u was, wyboru dokonywałem starannie, przez kilka lat.

– Boże! Jakiego wyboru?! – Opuściła gwałtownie nogi na dywan i wyprostowała się. – Czy ja o czymś nie wiem?

– Miało być o was… ale dobrze, najpierw powiem o sobie – uśmiechnął się. – Pamiętasz tę dziewczynkę, która po pierwszej komunii pokazała mi język, kiedy staliśmy przy kościele?

Iwona roześmiała się w głos. Przypomniała sobie tę scenę.

– Ty jej pokazałeś kciuk, a ona ci język. Pamiętam. Chwilę potem mama dziewczynki podeszła do mnie i dyskretnie przeprosiła za zachowanie córki. Ale co to ma wspólnego…

– Potem do końca szkoły podstawowej już ze sobą nie rozmawialiśmy, a do tamtego momentu często – wszedł jej w słowo i roześmiał się.

– Ale dlaczego?

– Ona wówczas mnie nie przeprosiła.

– Ale chyba zbytnio nie było za co, prawda?

– Chodzi o pewne zasady. Uznałem, że nie jest warta… nie, nie tak, właściwie to chciałem ją do tego zmusić.

– Czy ty mówisz, synu, poważnie?

– Nie wiem, skąd mi się to wówczas wzięło, ale uważałem, że powinna mnie przeprosić. Potem ciągle jej się przyglądałem i czekałem. Miałem czas.

– Jesteś niesamowity.

– W kolejnych latach chodziliśmy do różnych gimnazjów. Spotykałem ją sporadycznie na basenie, kiedy chodziłem tam z ojcem. Była coraz ładniejsza i coraz częściej uśmiechaliśmy się do siebie.

– Czy ty mówisz to wszystko z własnego życia, tak działo się realnie, czy opowiadasz jakiś film?

– Iwetko… – Patryk zaśmiał się. – Film to film, a życie to życie.

– Jaki ty jesteś mądry… zawstydzasz mnie. Ja w twoim wieku taka nie byłam. – Pokręciła głową.

– To po kim to mam? – Mrugnął i rozłożył ramiona.

– Co jeszcze chcesz mi powiedzieć…? – Iwona podrapała się po głowie i spojrzała na syna z lekko udawaną bezradnością.

– Wrócę więc do tej dziewczyny…

– Przecież niby jej nie lubiłeś, tak mi się wówczas wydawało i z dzisiejszego opowiadania również wynika, że nie darzysz jej sympatią.

– Tego nie powiedziałem.

– A ona ma jakieś imię?

– Ma, długie i ładne. – Patryk uśmiechnął się. – Dominika… – wypowiedział je przeciągle i przewrócił oczami.

– Ładne… Ale powiedz mi…

– Nic na skróty, wszystko po kolei, mamo. Musisz wysłuchać, bo potem ja ciebie też będę chciał wysłuchać – rzekł z naciskiem, patrząc na matkę.

– Chyba nie mówisz tego poważnie?

– Jak najpoważniej, mamuś. Najpierw porozmawiam z tobą, a potem z tatą. Tak sobie po maturze postanowiłem. I nie rób takiej zdziwionej miny, nie, nie, nie. – Mrugnął. – Posłuchaj do końca mojej opowieści. Trzy lata temu spotkaliśmy się z Dominiką w liceum na przesłuchaniach do kółka teatralnego. Polonistka wysłuchała recytacji jakiegoś wiersza, powiedzianego z pamięci przez każdego z obecnych, a potem czytaliśmy teksty z Balladyny; zamierzała ją wystawić.

– Rozumiem, że już wtedy ze sobą rozmawialiście? – Iwona ożywiła się.

– Na pierwszych dwóch próbach tylko o tekście. Ona mnie przecież ciągle nie przeprosiła za ten wyciągnięty język.

Iwona uniosła dłonie i zaczęła się śmiać.

– No i z czego tyle śmiechu? – spytał Patryk prawie poważnie. – Wysłuchaj mnie do końca.

– Ty jesteś… niesamowity! – Iwona złożyła dłonie.

– Moim zdaniem wierność zasadom odziedziczyłem po tobie. – Pokiwał głową. – Po trzeciej próbie kółka teatralnego Dominika przestała na nie przychodzić; przeczuwałem wówczas dlaczego, a od niedawna wiem na sto procent, o co chodziło.

– Dziwne jest to, co mówisz, to wasze postępowanie, podchody…

Patryk wzruszył ramionami i poprawił się w fotelu.

– Polonistka już na drugiej próbie wyznaczyła mnie do roli Kirkora, a ją chciała zrobić Aliną. Tak powiedziała nam dopiero na którejś z kolejnych prób, kiedy szukała jej wzrokiem wśród młodzieży i nie znalazła. Następny raz na próbie grupy teatralnej Dominika pojawiła się dopiero po przedstawieniu Balladyny…

– Pamiętam to przedstawienie. Dostaliście duże oklaski. Czyli rozumiem, że coś Dominice przeszkodziło przychodzić wcześniej na te próby? – Wbiła wzrok w syna.

– Spytam cię najpierw, czy pamiętasz wielki śmiech, jaki się rozległ w pewnym momencie po spektaklu.

– Śmiech pamiętam, ale nie znałam jego przyczyny, bo wstający ludzie zasłonili mi scenę. Powiedziałeś wówczas po przyjściu do domu, że to ktoś z zespołu zrobił jakiś gest.

– Tak było, mamo.

– Znowu, mamo?

– Tak, bo to ważna rozmowa, przynajmniej dla mnie, a zbliżam się powoli do finału mojej opowieści. – Patryk wyszczerzył się.

– Niby ważna, a ty się kielczysz – zatrąciła po poznańsku.

– Bo tak dobrze porozmawiać z tobą o swoich dawnych i zupełnie niedawnych sprawach. Dominika siedziała wtedy w drugim rzędzie na wprost sceny, za dyrektorem. Kiedy wyszliśmy na scenę powtórnie i rozległy się wiwaty, ona pokazała mi kciuk, a ja jej pokazałem… język! – Zatrząsł się cały ze śmiechu.

– Co ty mówisz?! Nie widziałam tego. Strasznie to nieodpowiednie było. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

– Ci, co mieli to zobaczyć, zobaczyli, a ja nie miałem okazji o tym z tobą porozmawiać. Zresztą wówczas nie wiedziałem, jak się sprawy z Dominiką potoczą, choć już w kilka dni po moim wywalonym języku potoczyły się dobrze.

– Ty do niej… cały czas… świrowałeś? – Iwona uniosła brwi i z całą siłą wcisnęła się w oparcie sofy.

– Bingo! Cały czas, od okresu przed komunią – przyznał. – Ona zresztą do mnie też.

– Ja… piórkuję!

– Mamo. Coś sobie wcześniej postanowiłem i nie mogłem tak bez powodu tego zmienić.

– Ale to trwało tyle lat!

– Bo nam się nigdzie nie spieszyło. To były zachowania odpowiednie dla naszego wieku. Już sobie to wszystko wyjaśniliśmy.

– Wy oboje jesteście pokręceni. – Iwona zaśmiała się.

– Tak, ale pozytywnie, bo przestrzegamy pewnych zasad. Ona jest bardzo inteligentną dziewczyną. Zorientowała się szybko, o co mi chodziło, szukała tylko odpowiedniej okazji, żeby mi to pokazać. Chciała doprowadzić do remisu po komunii i to jej się wreszcie udało po wielu latach, chociaż nie przewidziała mojej reakcji.

Patryk rozłożył ramiona i kolejny raz komicznie przewrócił oczami.

W tej samej chwili rozległy się dwa sygnały: telefonu Iwony i domofonu. Roześmiani matka i syn spojrzeli po sobie; ona ruszyła w kierunku leżącej na komodzie komórki, on do przedpokoju. Po kilku chwilach Patryk wkroczył do pokoju z dwoma kartonami pizzy.

– Nie, nie, nie! – Iwona pokręciła głową. – Przestrzegajmy zasad. Jemy w kuchni. – Pogroziła synowi palcem.

– I kto mnie nauczył zasad? Mówiłem? – Patryk roześmiał się. – Ojciec by pewnie pozwolił mi zjeść tutaj. Jak ciebie czasami nie ma, to tak robimy.

– Po moim trupie! – Iwona złapała syna pod ramię i poprowadziła przed sobą do kuchni.

Po chwili zajadali z apetytem każdy swoją pizzę.

– I kto dzwonił? – spytał Patryk, napychając usta aromatyczną giulią.

– Ojciec… – Przełknęła kęs romea Iwona. – Poinformował mnie, że zostają dzisiaj na noc w Warszawie. – Wzruszyła ramionami; syn spojrzał na nią zdziwiony.

– Tak to przyjęłaś, jakby cię nie obchodziło.

– Przywykłam – odpowiedziała, widząc wzrok syna. – Widocznie mają rozmowy biznesowe, bo mieli się spotkać z klientem zagranicznym.

– Niech ci będzie, że to rozmowy biznesowe.

– Matce nie wierzysz?

– Tobie, mamuś, wierzę. Kto mi tam głowę zawraca! – Spojrzał z dezaprobatą w kierunku swojej komórki. – O! Irek załatwił cztery miejsca na dzisiaj do Erina. – Odczytał treść otrzymanego esemesa. – Dzisiaj jest tam Portsmouth, wspaniała zabawa, i w związku z tym proszę, mamo, przełóżmy dokończenie naszej rozmowy na weekend. Może być?

– Może być – zgodziła się Iwona. – Zwłaszcza że wiem, co to jest Portsmouth w Erinie.

– Poważnie?

– A ty myślisz, że świat powstał dopiero teraz, kiedy ty zdałeś maturę?

Listy sprzed lat

Подняться наверх