Читать книгу Z dala od świateł - Samantha Young - Страница 8

6

Оглавление

Ten pozbawiony serca sukinsyn zgodził się po mnie przyjechać, pod warunkiem że wezmę udział w przesłuchaniu.

Nie miałam wielkiego wyboru.

Był po prostu kolejną osobą, którą mogłam dodać do listy dupków, których nie cierpię.

Stałam odwrócona twarzą do budki telefonicznej, kiedy usłyszałam, że zatrzymuje się za mną jakiś samochód. Naprężyłam się nerwowo, ale nie chciałam się odwracać, ponieważ nie miałam pewności, że to on. Potem trzasnęły drzwi i usłyszałam jego głos.

– Muzykantka?

Odwróciłam się i kiedy w żółtym świetle latarni zobaczyłam przerażoną minę, jaką zrobił na mój widok, w końcu do mnie dotarło, jak wyglądam. Po chwili na jego twarzy zobaczyłam zimną wściekłość.

– Co się, do cholery, stało? – zapytał, podchodząc bliżej.

– Możemy wsiąść do samochodu? – Nie chciałam, żeby ktoś jeszcze mnie zobaczył.

Ostrożnie wziął mnie pod prawe ramię i poprowadził do czarnego range rovera. Otworzył drzwi, a potem pomógł mi zdjąć plecak. Wsiadłam, kiedy chował go do bagażnika. Usadowiłam się w wygodnym fotelu i nagle poczułam, że jestem zupełnie wyczerpana. Zapach skóry i jego wody kolońskiej podziałał na mnie uspokajająco. O’Dea wskoczył na miejsce kierowcy.

– Niewiele mi powiedziałaś przez telefon. Co się stało? – zapytał.

Opowiedziałam mu więc wszystko, co się zdarzyło tego dnia.

– Kumpel uderzył go całkiem mocno – wymamrotałam, zastanawiając się, czy nie za mocno.

Odpowiedziała mi cisza. Zerknęłam na niego kątem oka, tego niespuchniętego. Zaciskał dłonie na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mu kostki.

– Nic mi nie jest – zapewniłam.

Pierwszy raz dostrzegłam u niego objawy prawdziwych uczuć.

– Bzdura – uciął, uruchamiając silnik. – Najpierw pojedziemy do szpitala, a tam na pewno będą chcieli wezwać policję.

Poczułam ukłucie strachu, tym razem innego rodzaju.

– Nie. Nie możemy jechać do szpitala. Nie możemy zawiadamiać policji.

– Przestań gadać głupoty – warknął, pędząc ulicą. – Masz zwichnięty nadgarstek, może nawet złamany. Jeśli to zaniedbasz, nigdy już nie zagrasz na gitarze.

Na myśl o tym przeszył mnie ból ostrzejszy od tego w nadgarstku i w pulsującym policzku.

– Zabrał mojego taylora. Ta gitara była… szczególna. Mama zamówiła ją specjalnie dla mnie. Powinnam ostrzej o nią walczyć. – Westchnęłam i potrząsnęłam głową. – Żadnego szpitala, żadnej policji – zadecydowałam.

– Skończ te gierki, Skylar. Jedziemy do szpitala i koniec.

Oddech uwiązł mi w piersi.

– Możesz też sobie darować ten podrabiany brytyjski akcent. Chociaż całkiem nieźle ci wychodzi – dodał.

Z wrażenia jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie.

– Wiesz, kim jestem? – zapytałam swoim naturalnym głosem.

– Niemal od chwili, kiedy cię pierwszy raz usłyszałem.

– A… ale jak to?

– Muzyką zajmuję się zawodowo. Znam się na niej. Kiedyś moja firma poszukiwała grupy w stylu Telluriana. – Mówił o moim zespole. – Popularnego wśród milionów nastolatków dzięki mediom społecznościowym, odnoszącego komercyjny sukces, ale bardziej wartościowego niż większość innych zespołów pop-rockowych dla dzieciaków. Takiego, który przyniósłby nam górę forsy.

– Bardziej wartościowego niż większość innych? – Mimo sytuacji, w jakiej się znalazłam, zachowałam resztki dumy, którą można było urazić.

A ten facet miał do tego wyjątkowy talent.

– Ty. Ty byłaś najbardziej wartościowym elementem. Masz czterooktawowy głos. Magazyn „Rolling Stone” wymienił cię kiedyś wśród dziesięciorga najlepszych wokalistów dwudziestego pierwszego wieku. Zauważ, że ani razu nie umieścili twojego zespołu na listach najlepszych grup. W repertuarze było zbyt wiele gniewnych, smętnych piosenek o szczeniackiej miłości, żeby zespół zdobył sobie prawdziwy szacunek. Ale ty miałaś i masz poważanie. Czy raczej twój talent. – Omiótł mnie wzrokiem. – Na dodatek przemysł muzyczny nie ma pojęcia o tym, że potrafisz pisać utwory.

– Przecież stworzyłam niemal wszystkie piosenki dla Telluriana – zaprotestowałam.

– Owszem, ale to nic w porównaniu z tym, co ostatnio śpiewałaś na ulicy. Twoje nowe piosenki wywołują emocje nie tylko u młodszych nastolatków, którzy chcieliby, żeby ktoś ich wreszcie zauważył, lecz także u dojrzałych ludzi.

– Ty naprawdę lubisz kopać leżącego – odrzekłam, nie mogąc uwierzyć, że rozmawiamy o takich sprawach, kiedy bałam się, że za chwilę mogę stracić przytomność. – Proszę mnie wypuścić ze swojego wypasionego samochodu, siostro Ratched.

Zignorował mnie.

– Dlaczego nie chcesz jechać do szpitala? Boisz się, że ktoś cię odnajdzie?

– To też, a poza tym za dwa tygodnie kończy mi się wiza turystyczna.

– Masz ubezpieczenie podróżne?

– Nie. – Nawet gdybym chciała je wykupić, nie miałabym za co.

O’Dea westchnął.

– Ten nadgarstek musi obejrzeć lekarz, co do tego nie ma dyskusji. Powiem, że jesteś moją klientką, która przyjechała tu służbowo i została napadnięta przez jakichś łobuzów. Kosztami leczenia zajmiemy się później.

– Nie chcę zostać zdemaskowana. – Na samą myśl, że Micah i reszta chłopaków mogli mnie tu odnaleźć, robiło mi się jeszcze bardziej słabo.

– Powiemy im jasno, że muszą zachować bezwzględną dyskrecję. I nie chcę cię zmartwić, ale nikt powyżej trzydziestki nie ma pojęcia, kim jesteś.

– Nieprawda – burknęłam obrażonym tonem. – Mieliśmy fanów w różnym wieku.

– W większości jednak były to nastolatki. Znam dane, Skylar. Zrobiłem wywiad na twój temat.

Wzruszyłam ramionami i natychmiast się skrzywiłam, kiedy ból przeszył mi rękę aż do nadgarstka.

O’Dea to zauważył.

– Jedziemy do szpitala – oznajmił kategorycznie.

– A ja nie mam tu nic do powiedzenia? – zaprotestowałam głosem piskliwym ze strachu.

– Zdajesz sobie chyba sprawę, że masz zapuchnięte oko i policzek, rozciętą wargę oraz najprawdopodobniej złamany nadgarstek. Jakiś zasraniec, którego nie ominie zasłużona kara, niedawno próbował cię zgwałcić. Ale tobie udało się uciec. Twarda z ciebie sztuka, Skylar, więc weź się w garść i wróć do rzeczywistości. – Uniósł brew, widząc moją oburzoną minę. – Możesz być na mnie wściekła, jeśli chcesz, ale gadam z tobą, bo nie chcę dopuścić, żebyś usnęła. I na razie mi się to udaje. Jak więc będzie? Zaczniesz się zachowywać jak duża dziewczynka czy nadal będziesz tkwić w swojej ślepej uliczce?

Spojrzałam na niego gniewnie niezapuchniętym okiem.

– Niech ci będzie. Jedziemy do szpitala. Dodam cię do listy.

– Jakiej listy?

– Listy moich dolegliwości. Oko, żebra, nadgarstek i dodatkowo bolesny wrzód na dupie.


Mimo początkowej zapowiedzi O’Dea musiałam powiedzieć całą prawdę o tym, co zaszło. Po prześwietleniu nadgarstka, najróżniejszych badaniach, testach krwi i moczu w szpitalu zdecydowano, że należy zawiadomić policję. Chcąc nie chcąc, opowiedziałam dwojgu policjantom, że jestem bezdomna, śpię w namiocie na cmentarzu i że ci młodzi mężczyźni poszli tam za mną, żeby mi ukraść gitarę. Usiłowanie gwałtu przedstawiłam dokładniej niż w samochodzie i zdziwiłam się, kiedy O’Dea nagle się poderwał i trzaskając drzwiami, wybiegł z małej salki, w której odbywało się przesłuchanie.

– To normalne – stwierdziła policjantka, gdy zobaczyła moją zaskoczoną minę. – Pani chłopak będzie odczuwał inny rodzaj gniewu niż pani.

– On nie jest moim chłopakiem – sprostowałam. – Chce mnie skłonić do podpisania umowy ze swoją firmą muzyczną.

Skinęła głową i podała mi numery, pod którymi mogłam otrzymać wsparcie prawne i psychologiczne. Na koniec rozmowy policjanci zapowiedzieli, że sprawdzą, czy jeden z napastników, Johnny, nadal tam jest. Zanim podałam im szczegółowy opis obu chłopaków, lekarz wrócił z wynikami prześwietlenia mojego nadgarstka. Okazało się, że jest złamany. Założono mi gips i chociaż wiedziałam, że to powód do zmartwienia, nie miałam siły nawet się tym przejąć, tak bardzo wyczerpały mnie przejścia na cmentarzu. Wkrótce wrócił O’Dea i przyglądał się wszystkiemu z grobową miną.

Lekarz patrzył na mnie zatroskany.

– Teraz, kiedy się dowiedziałem, że sypiasz w namiocie, trochę się martwię o twój ogólny stan zdrowia. Masz lekką niedowagę i normalnie nie byłby to powód do zmartwienia, ale biorąc pod uwagę twój tryb życia, obawiam się, że możesz być niedożywiona. Kompletne wyniki badania krwi powinny przyjść w ciągu dwudziestu czterech godzin. Byłbym spokojniejszy, gdybyś została na noc w szpitalu i dostała nawadniającą kroplówkę z witaminami.

Na myśl o nocy w szpitalu wpadłam w panikę.

– Nie potrzebuję tego. Nic mi nie jest, naprawdę. Piję dużo wody.

– Czy masz dziś gdzie przenocować?

– Zadbam o to, żeby moja klientka spędziła noc w bezpiecznym miejscu – wtrącił O’Dea, a potem skłamał bez zająknienia: – Nie miałem pojęcia, że jest bezdomna.

Ponieważ nie miałam telefonu, policjanci zanotowali jego numer i zapowiedzieli, że się odezwą.

– Twoja gitara jest unikalna, a ci chłopcy tego nie wiedzą. Znajdziemy ich, gdy tylko zechcą ją sprzedać.

Skinęłam głową, mając nadzieję, że gitara wróci do mnie w jednym kawałku.

– A ja się z tobą skontaktuję, gdy tylko przyjdą wyniki badań – oznajmił lekarz, niezbyt zadowolony, że nie zgodziłam się na hospitalizację. – Porozmawiamy.

Kiedy wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę miasta, zaczęły działać leki przeciwbólowe, powodując senność. Powieki same mi opadały.

– Przepraszam – usłyszałam nagle.

– Za co? – wymamrotałam.

– Za to, że wcześniej nie przemówiłem ci do rozumu i nie zabrałem cię z ulicy. Gdybym był bardziej stanowczy, nic złego by ci się nie przydarzyło.

– Inni też mnie ostrzegali. – Ziewnęłam. – Mówili mi, że coś takiego może się stać. Ale wydawało mi się, że jestem na to za mądra. Myślałam, że jestem od nich cwańsza.

– A teraz?

– Sama nie wiem. Nie mam pojęcia, co zrobię. Czy mogę najpierw się wyspać?

Milczał przez chwilę.

– Dobrze, Skylar. Wyśpij się.

Zanim usnęłam, zdążyłam jeszcze pomyśleć, jakie to dziwne i przerażające znów być Skylar.

Z dala od świateł

Подняться наверх