Читать книгу Koniec warty - Stephen King B. - Страница 11

1

Оглавление

W kieszeni spodni Billa Hodgesa roztrzaskuje się szyba. Zaraz potem chór rozradowanych chłopców krzyczy: HOME RUN!

Hodges krzywi się i podskakuje na krześle. Doktor Stamos to jeden z kliki czterech lekarzy, więc w ten poniedziałkowy poranek poczekalnia jest pełna. Wszyscy patrzą na Hodgesa. Czuje, że robi się czerwony na twarzy.

– Przepraszam – mówi do całej sali. – Dostałem esemesa.

– Strasznie głośnego – stwierdza starsza pani o przerzedzonych siwych włosach i podgardlu niczym u beagle’a. Sprawia, że Hodges czuje się jak dzieciak, choć dobiega siedemdziesiątki. Ale kobieta zna się na komórkowej etykiecie. – W miejscach publicznych powinien pan ściszać dźwięki. Albo całkiem wyłączać.

– Oczywiście, oczywiście.

Starsza pani wraca do lektury (Pięćdziesiąt twarzy Greya, sądząc po wymęczonym wyglądzie książki, czytane bynajmniej nie po raz pierwszy). Hodges wyciąga iPhone’a z kieszeni. SMS-a przysłał Pete Huntley, jego dawny partner z czasów pracy w policji. Teraz, choć trudno w to uwierzyć, także Pete przejdzie wkrótce na emeryturę. Koniec warty, tak to nazywają, ale Hodges nie potrafił z niej zrezygnować. Obecnie prowadzi dwuosobową firmę Uczciwi Znalazcy. Mówi o sobie, że zajmuje się odnajdywaniem osób poszukiwanych, bo parę lat temu narobił sobie kłopotów i nie kwalifikuje się do licencji prywatnego detektywa. W tym mieście trzeba mieć papiery. Ale tak naprawdę jest właśnie detektywem, przynajmniej co jakiś czas.

Kermit, zadzwoń. Szybko. To ważne.

Kermit to w rzeczywistości pierwsze imię Hodgesa, lecz najczęściej używa drugiego, żeby ograniczyć do minimum żabie żarty. Ale Pete stale mówi na niego Kermit. Uważa, że to strasznie śmieszne.

Hodges zastanawia się, czy po prostu nie schować telefonu do kieszeni (po wyciszeniu go, jeżeli zdoła znaleźć odpowiednią opcję). Lada chwila zostanie wezwany do gabinetu doktora Stamosa, a chce mieć już za sobą tę wizytę. Tak jak większość znanych mu starszych mężczyzn, nie lubi chodzić do lekarza. Zawsze się boi, że któregoś dnia wyjdzie na jaw, że coś jest nie tylko nie tak, ale wręcz bardzo nie tak. Poza tym przecież wie, o czym Pete chce porozmawiać: o swojej wielkiej imprezie pożegnalnej w przyszłym miesiącu. Odbędzie się w Raintree Inn, obok lotniska. Swoją Hodges także tam wyprawił, ale tym razem zamierza dużo mniej pić. Albo i wcale. Kiedy był w policji, miał problemy z alkoholem, między innymi dlatego rozpadło się jego małżeństwo, ale ostatnio trunki przestały mu smakować. Co za ulga. Czytał kiedyś powieść science fiction pod tytułem Luna to surowa pani. O Lunie się nie wypowiada, ale w sądzie zeznałby bez wahania, że to samo można powiedzieć o whisky, a ją robią tu, na Ziemi.

Jeszcze raz rozważa schowanie telefonu, dochodzi do wniosku, że może odpisze, ale odrzuca ten pomysł i wstaje. Stare nawyki są zbyt silne.

Recepcjonistka, według identyfikatora, ma na imię Marlee. Wygląda na jakieś siedemnaście lat. Obdarza Hodgesa promiennym uśmiechem cheerleaderki.

– Pan doktor zaraz pana przyjmie, obiecuję. Mamy ociupinkę opóźnienia. Niech żyją poniedziałki.

Poniedziałek, poniedziałek, nie ufam mu – cytuje piosenkę Hodges.

Marlee patrzy na niego bez wyrazu.

– Wyjdę na chwilę, dobrze? Muszę zadzwonić.

– Nie ma sprawy – odpowiada recepcjonistka. – Niech pan tylko stanie przy drzwiach. Pomacham, kiedy pan doktor będzie gotowy.

– Może być. – W drodze do wyjścia Hodges zatrzymuje się przy starszej pani. – Dobra ta książka?

Kobieta podnosi wzrok.

– Nie, ale bardzo pobudzająca.

– Słyszałem. Film pani widziała?

Starsza pani patrzy na niego zdziwiona i zaciekawiona.

– Zrobili z tego film?

– Tak. Powinna pani obejrzeć.

Hodges sam go nie widział, chociaż Holly Gibney – wcześniej jego asystentka, a obecnie wspólniczka, od czasów trudnego dzieciństwa zapalona kinomanka – próbowała go zaciągnąć. Dwa razy. To ona ustawiła mu w telefonie ten dźwięk tłuczonego szkła z okrzykiem HOME RUN jako powiadomienie o SMS-ie. Uznała, że to bardzo śmieszne. Hodges też… początkowo. Teraz go wkurza. Poszuka w internecie, jak to zmienić. Przekonał się, że w internecie można znaleźć wszystko. Niektóre rzeczy są przydatne. Niektóre ciekawe. Niektóre zabawne.

A niektóre kurewsko obrzydliwe.

Koniec warty

Подняться наверх