Читать книгу Koniec warty - Stephen King B. - Страница 12
2
ОглавлениеDawny partner Hodgesa, Pete, odzywa się po dwóch sygnałach.
– Huntley.
– Posłuchaj mnie uważnie – mówi Hodges – bo to może być później na teście. Tak, będę na imprezie. Tak, po poczęstunku wygłoszę parę zdań, zabawnych, ale nie świńskich, i wzniosę pierwszy toast. Tak, rozumiem, że przyjdzie i twoja eks, i obecna kobitka, ale z tego, co wiem, nikt nie wynajął striptizerki. A jeżeli jednak, to na pewno Hal Corley, który jest idiotą, więc musisz go zapy…
– Bill, przestań. Nie chodzi o imprezę.
Hodges milknie natychmiast. Nie tylko dlatego, że w tle słyszy gwar głosów – policyjnych, wie to na pewno, choć nie rozumie, co mówią. Milknie, bo Pete nazwał go „Bill”, a to znaczy, że sprawa jest poważna. Myśli Hodgesa mkną najpierw do Corinne, jego eks, później do córki Alison, która mieszka w San Francisco, a potem do Holly. Chryste, jeśli Holly coś się stało…
– Co jest, Pete?
– Jestem na miejscu zajścia, wygląda na zabójstwo z samobójstwem. Chciałbym, żebyś przyjechał i rzucił okiem. Weź tę swoją pomagierkę, jeśli jest dostępna i ma ochotę. Przykro mi to mówić, ale ona chyba jest nieco mądrzejsza od ciebie.
Czyli nikt z bliskich. Mięśnie brzucha Hodgesa, zaciśnięte, jakby miały przyjąć uderzenie, rozluźniają się. Ale stały ból, z powodu którego przyszedł do Stamosa, nie mija.
– Oczywiście. Bo jest młodsza. Po sześćdziesiątce człowiek zaczyna tracić miliony szarych komórek, o czym za parę lat sam się przekonasz. Na co ci taki stary dziad jak ja na miejscu zbrodni?
– Bo to pewnie moje ostatnie śledztwo, bo w gazetach będzie dym i bo, nie zemdlej, autentycznie cenię twoje zdanie. I tej Gibney też. Poza tym w dziwny sposób wy również jesteście z tym związani. To pewnie zbieg okoliczności, ale nie wiadomo.
– Jak to związani?
– Kojarzysz nazwisko Martine Stover?
Przez moment Hodges nie przypomina go sobie, a potem otwiera się odpowiednia klapka. W mglisty poranek w 2009 roku przed City Center w środku miasta pewien szaleniec, Brady Hartsfield, wjechał skradzionym mercedesem benzem w tłum ludzi szukających pracy. Zabił osiem osób, poważnie ranił piętnaście. W trakcie śledztwa detektywi K. William Hodges i Peter Huntley rozmawiali z mnóstwem ludzi obecnych tamtego ranka na miejscu zdarzenia, w tym ze wszystkimi rannymi, którzy przeżyli. Rozmowa z Martine Stover była najtrudniejsza, nie tylko dlatego, że z powodu zniekształcenia ust nie rozumiał jej praktycznie nikt oprócz matki. Stover została sparaliżowana od szyi w dół. Później Hartsfield wysłał do Hodgesa anonimowy list, w którym nazwał ją „bezwładnym klocem”. Radioaktywne ziarno prawdy zaszyte w tym paskudnym żarcie było szczególnie okrutne.
– Pete, nie wyobrażam sobie, że mordercą jest ktoś z tetraplegią… chyba że w odcinku Zabójczych umysłów. Więc zakładam…
– Sprawcą jest jej matka. Najpierw zabiła Stover, a potem siebie. Przyjedziesz?
Hodges się nie waha.
– Tak. Po drodze wezmę Holly. Jaki adres?
– Hilltop Court szesnaście zero jeden. W Ridgedale.
Ridgedale to północna sypialnia miasta, przedmieście nie tak luksusowe jak Sugar Heights, ale wciąż całkiem ładne.
– Będę za czterdzieści minut, pod warunkiem że Holly jest w biurze.
Na pewno jest. Niemal zawsze pojawia się za biurkiem o ósmej, czasem nawet o siódmej, i zwykle siedzi tak długo, aż Hodges nakrzyczy na nią, żeby poszła do domu, zrobiła sobie coś na kolację i obejrzała film na komputerze. To głównie zasługa Holly Gibney, że Uczciwi Znalazcy w ogóle przynoszą zysk. Jest mistrzynią organizacji, geniuszem komputerowym, a ta praca to dla niej całe życie. No, oczywiście nie licząc Hodgesa i Robinsonów, zwłaszcza Jerome’a i Barbary. Pewnego razu ich mama nazwała Holly honorowym Robinsonem, a ona rozpromieniła się wtedy jak słońce w letnie popołudnie. Ostatnio zdarza jej się to coraz częściej, ale nie tak często, jak chciałby Hodges.
– Świetnie, Kerm. Dzięki.
– Czy zwłoki już wywieziono?
– Właśnie ruszają do kostnicy, ale Izzy ma wszystkie zdjęcia na iPadzie. – Pete ma na myśli Isabelle Jaynes, swoją partnerkę, odkąd Hodges przeszedł na emeryturę.
– Dobra. Przywiozę ci eklerkę.
– Mam tu już całą cukiernię. A tak w ogóle, to gdzie teraz jesteś?
– Nieważne. Przyjadę jak najszybciej.
Hodges rozłącza się i biegnie korytarzem do windy.