Читать книгу Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan - Страница 7
Rozdział 5
ОглавлениеMason
Minął tydzień od imprezy w bractwie Nate’a, w czasie którego zadzwonił do mnie raz, żeby umówić się na lunch. Wszystko było inaczej. To dość oczywiste, ale nie wiedziałem, czy chodziło o mnie, czy o niego. Stwierdziłem jednak, że to w nim tkwiła przyczyna, bo ja się nie zmieniłem. Nie rozdrabniałem się i robiłem swoje. Tak jak teraz: większość drużyny już poszła, ale ja zostałem. Trener zmienił moją pozycję w polu. Byłem wystarczająco duży, żeby grać na pierwszej linii w ogólniaku, ale nie na tyle, żeby zostać na tej pozycji w college’u. Byłem za to szybki i napakowany, choć nie aż tak, żeby zostać liniowym, więc zostałem skrzydłowym. Wiedziałem już od początku lata, że to planował, dlatego starałem się w tym czasie dużo trenować, ale tu, na miejscu, było inaczej. Przybijało mnie poczucie, że muszę nadrobić sporo zaległości.
Trenowałem właśnie stałe elementy, kiedy Matteo krzyknął do mnie zza boiska:
– Hej, Kade. My spadamy, stary. Będziesz później?
Zatrzymałem się i wytarłem pot z czoła, żeby móc go zobaczyć.
– Jasne. Zobaczymy się w akademiku.
– Grillujemy dziś wieczorem. Skombinuj sobie coś do żarcia.
Kiedy wyszli, na boisku nie zostało już wielu innych. Kilku trenerów pomocniczych rozmawiało w grupce i gdy spojrzałem na nich, zobaczyłem, że mój trener mnie obserwuje.
Zmienił moją pozycję na boisku, więc potrzebowałem tyle dodatkowych godzin treningu, ile tylko było możliwe. Wystrzeliłem do drugiego pachołka, przebiegłem do trzeciego, minąłem znowu drugi w drodze do czwartego i wróciłem do drugiego. Na koniec przycisnąłem, wracając do pierwszego pachołka. „Opuść barki. Opuść barki. Mocno poruszaj stopami, w górę i w dół, w górę i w dół. Opuść miednicę. Steruj ramionami”, powtarzałem sobie w myślach.
Skończyłem, powtórzyłem całe ćwiczenie jeszcze cztery razy i zawróciłem na linii dwudziestu jardów. Potem znów powtórzyłem wszystko trzy razy, w jak największych susach pokonując całą odległość. Dałem sobie dwie minuty odpoczynku i zacząłem od nowa. Robiłem to, dopóki część świateł nie została wyłączona.
Jeden z trenerów pomocniczych krzyknął zza boiska:
– Idź do domu, Kade. Zamykamy.
– Okej. – Chciałem podnieść rękę, ale wydała się zbyt ciężka, więc kiwnąłem głową. Dysząc i wiedząc, że każdy centymetr mojego ciała cuchnie, poszedłem do łazienki. Szatnia była prawie pusta, został jeszcze tylko jeden inny gracz. Wyciskał właśnie ciężary i podniósł na mnie wzrok, ale żaden z nas nie powiedział ani słowa. Kiedy szedłem pod prysznic, kiwnęliśmy sobie tylko głowami. Wyszedłem, a on wrócił do ćwiczeń.
Wchodzenie na stadion w ciągu dnia było onieśmielające. To było moje marzenie. Odkąd pamiętam, chciałem grać w lidze zawodowej. Granie w drużynie uczelni należącej do Pierwszej Ligi było kolejnym krokiem. Byłem na progu zawodowstwa. Czułem to. Kiedy opuszczałem stadion o tak późnej godzinie, wiele korytarzy było ciemnych. Wyszedłem na zewnątrz i udałem się na parking.
Kiedy zszedłem z krawężnika i ruszyłem w kierunku mojego wozu, zauważyłem, że na parkingu stało tylko kilka samochodów.
– Mason?
Zatrzymałem się, gdy zobaczyłem dziewczynę opartą trochę dalej o ścianę stadionu. Nagle ją poznałem. Zobaczywszy mnie, odepchnęła się od ściany. Była z dwiema koleżankami, ale one ruszyły dalej. Spojrzała na nie, a one kiwnęły głowami. Kiedy podeszła bliżej, zobaczyłem brązowe włosy i ciemne oczy. Jej drobna sylwetka w ogóle się nie zmieniła, ale nie była już nieśmiałą licealistką. Miała na sobie obcisłą różową koszulkę i obcisłe dżinsy, tak jak wszystkie inne dziewczyny na tej uczelni. Zaskoczyła mnie jej pewność siebie.
Uśmiechnąłem się.
– Marissa.
Uniosła ręce na boki i na chwilę oparła je na biodrach, a potem na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przechyliła głowę na bok, a gdy podeszła bliżej, jej policzki zrobiły się różowe.
– Mason. – Wypowiedziała moje imię pośpiesznie.
Widziałem w niej przez moment nieśmiałą dziewczynę ze szkoły średniej, którą zapamiętałem.
– Czy to przypadek, czy… – Przyjrzałem się jej przyjaciółkom. Stały zwrócone do siebie, z pochylonymi głowami. Jedna obserwowała mnie ponad ramionami drugiej. Kiedy zobaczyła, że na nie patrzę, odsunęła się i szepnęła coś do koleżanki. Dziewczyna stojąca plecami do mnie zesztywniała. To nie był zbieg okoliczności, ale mimo to zapytałem: – Czy może na mnie czekałaś?
– Ehm. – Uniosła rękę, by podrapać się w ucho. Opuściła ją i złączyła z drugą, a potem stanęła na palcach w nerwowym ruchu. Gdy ponownie opuściła się na pięty, zachichotała wysokim dźwiękiem. – To naprawdę żenujące.
Czekała na mnie. Wiedziałem, że jest studentką na Uniwersytecie Caina. Wysłała mi maila po tym, jak została przyjęta. Nie odpowiedziałem. Właściwie to nie odpisałem na żaden z jej maili od ponad roku. Nigdy nie przestała ich wysyłać i dlatego byłem w stanie zrozumieć jej zakłopotanie. Logan powiedział mi, że ją zwodzę, po tym, jak zaprosiłem ją z nami do górskiej chaty Nate’a. Potem zerwałem z nią kontakt, ale domyślam się, że to nie wystarczyło.
Tym razem nie miałem zamiaru być delikatny.
– Marissa… – zacząłem.
Przestała się wiercić. Spojrzała mi w oczy i przełknęła ślinę. Usłyszała powagę w moim głosie i podniosła dłoń.
– Czekaj. Mason, zaczekaj.
Zmrużyłem oczy. Schyliła głowę. Jej palce wślizgnęły się do kieszeni, które dały schronienie jej dłoniom.
– Przez te lata dużo myślałam o naszej przyjaźni.
Miałem złe przeczucia.
– I myślę, że zacząłeś zakładać, że cię lubię. To nieprawda. – Uniosła wzrok, napotkała moje spojrzenie i znów odwróciła oczy. Policzki zaróżowiły jej się jeszcze bardziej. – No dobra, prawda. Polubiłam cię. Znaczy, uznałam cię za mojego rycerza w lśniącej zbroi, popularnego chłopaka, który się ze mną zaprzyjaźnił. Byłam nikim. A potem dziewczyny się na mnie uwzięły. – Przerwała i nabrała powietrza. Jej głos był pełen emocji, kiedy mówiła dalej.
– Nie masz pojęcia, co zrobiły.
Poczułem ukłucie wyrzutów sumienia.
– Zrobiły to samo Sam.
Nadal na mnie nie patrzyła. Poruszała nerwowo ręką, ale się powstrzymała. Na chwilę zastygła w bezruchu.
– Twojej dziewczynie?
– Tak. Przeniosła się do liceum publicznego w zeszłym semestrze, a one próbowały zrobić jej sporo nieprzyjemnych rzeczy.
– Co na przykład?
– Kradzież jej ubrań była najłagodniejszym z ich numerów. – Obraz Sam w szpitalnym łóżku, jej posiniaczonej twarzy i ciała zawiniętego w bandaże znów rozbłysnął w mojej głowie. Był jak wypalony w mojej pamięci. Nigdy się go nie pozbędę. – Wylądowała przez nie w szpitalu.
– Naprawdę? – Ponownie uniosła głowę. Jej usta drżały. – Tego nigdy mi nie zrobiły.
– Sam walczyła.
Wzdrygnęła się i odwróciła wzrok.
– Och.
Skrzywiłem się. Uraziłem ją, ale nie miałem takiego zamiaru.
– Posłuchaj, przepraszam. To nie było skierowane przeciwko tobie. Chciałem powiedzieć, że nie tylko ty zostałaś skrzywdzona przez Kate i jej przyjaciółki.
Zaśmiała się smutno.
– W moim przypadku to nie była tylko Kate, ale połowa szkoły. Wszystkie dziewczyny mnie nienawidziły. Wszystkie.
– Przykro mi, że tego nie powstrzymałem.
– Nie wiem, jak miałbyś to zrobić.
– Mogłem spróbować. Zrobiłem to, kiedy krzywdziły Sam, ale nie wtedy, gdy wyżywały się na tobie. Powinienem był wkroczyć. Przepraszam, że nigdy tego nie zrobiłem. Przepraszam, że musiałaś przenieść się do innej szkoły przez całe to gówno.
Obróciła się. Jej przyjaciółki nas obserwowały. Podeszły bliżej, kiedy zobaczyły, że Marissa na nie patrzy.
– Muszę iść. – Pokręciła głową i usłyszałem jej zduszony szloch. – Przykro mi, Mason. Muszę iść.
Ruszyła do swoich przyjaciółek i spotkały się w połowie drogi. Obie objęły ją i pośpiesznym krokiem skierowały się na chodnik wiodący do głównego kampusu. Obserwowałem je przez chwilę, po czym wzruszyłem ramionami. Marissa już nie była moim problemem. Czułem się źle z powodu tego, co się stało, i przeprosiłem ją. Zrobiłem to szczerze, a to, czy te przeprosiny przyjęła, czy nie, zależało już od niej.
Samantha
Po przebraniu się w strój do biegania ruszyłam na bieżnię, gdzie wszyscy czekali na trenera. Chłopcy pobiegli przodem, ale my miałyśmy biec tą samą trasą co oni. Opadłam na trawę, żeby się rozciągnąć. Przyszły inne dziewczyny, niektóre zaczęły się rozciągać jak ja, ale z dala ode mnie. Wybuch śmiechu zabrzmiał z oddali i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Zbliżała się do nas grupa dziewcząt. Ktoś jęknął jakiś metr ode mnie:
– Drugoklasistki. Serio. Dlaczego musimy biegać z nimi?
Pochyliłam się nad nogą i sięgnęłam do palców. Czwartoklasistki trzymały się ode mnie z dala, więc te młodsze nie stanowiły dla mnie problemu. Wiele z nich było pod wielkim wrażeniem, że spotykam się z Masonem Kade’em. Usłyszałam, że ktoś wypowiada moje imię.
– Sam!
Przerwałam i zaklęłam. Kris się do mnie zbliżała. Ubrana w spodnie do biegania i obcisły top, z włosami ściągniętymi w koński ogon szła w moją stronę w podskokach. Dosłownie. Usiadła obok. Trzymając nogi przed sobą, objęła je i pochyliła się nad nimi, ale odwróciła się do mnie. Cała promieniała.
– Hej! Czy Logan powiedział ci już, że dołączam do zespołu?
Cholera, nie. Uśmiechnęłam się do niej.
– Nic nie mówił. Nie wiedziałam, że biegasz.
– Ach. – Wzruszyła ramionami. Podniosła kolano i przycisnąwszy je do piersi, obejmowała je przez chwilę. Zrobiła to samo z drugą nogą. – Lubię biegać. Nie jestem na twoim poziomie, ale kiedy się o tym dowiedział, zasugerował, żebym do was dołączyła. Zaczynam, więc jestem w stanie sporo poświęcić dla zespołu.
Wciąż mając na twarzy wymuszony uśmiech, powiedziałam:
– Jestem zaskoczona, że nie poszłaś do cheerleaderek.
Roześmiała się i rozłożyła nogi. Sięgnęła do prawej kostki, chwyciła ją i zaczęła się pochylać.
– Och, wiesz, myślałam o tym. Wiem, że potrafię być gadatliwa i denerwująca, ale przyłączyłabym się, żeby spróbować się z kimś zaprzyjaźnić. Nie żebym się chwaliła, ale skoro spotykam się z Loganem, nie muszę się specjalnie starać, żeby być popularną. Chodzenie z nim sprawia, że wiele dziewczyn jest dla mnie bardzo miłych, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Mój uśmiech się rozszerzył i pokazałam zęby.
– Zabawne. Mnie w zeszłym roku próbowały zabić.
Zachichotała, zmieniła nogę i kontynuowała:
– Tak, to też. Ale szczerze mówiąc, wątpię, czy moja siostra przyjeżdżałaby do mnie, gdybym była cheerleaderką na meczu futbolowym. A jednak na miting przełajowy przyjedzie. Wiem o tym. – Pokręciła głową, uśmiechając się sympatycznie. – Lubi trzymać się w cieniu. Ona i ja jesteśmy zupełnie inne.
– Kris! – Jedna z dziewcząt, z którymi przyszła, pomachała do niej. – Chodź tu. Potrzebuję partnerki.
– Och. – Jej chichot ustał. – Dołączyłam do zespołu, aby spędzać czas z tobą, ale czy nie miałabyś nic przeciwko, gdybym biegała z tamtymi dziewczynami? Są z mojego rocznika i dopiero co się z nimi skumplowałam. Wiesz, jak to jest.
Wytrzeszczyłam oczy. Spodziewała się, że będzie biegać ze mną?
– Yyy, żaden problem. Biegam sama.
– A, tak. Logan coś na ten temat wspominał. Okej. Świetnie. – Skoczyła na równe nogi i udawała, że uderza mnie w ramię. – Zobaczymy się później, jeśli nie dasz nam zbyt dużego wycisku. – Nie czekając na odpowiedź, odeszła i usiadła obok swoich koleżanek. Przesunęły się tak, że utworzyły krąg, wszystkie zwrócone do siebie, a po chwili zaczęły głośno odliczać.
Ta sama dziewczyna co wcześniej znów jęknęła:
– Pieprzone drugoklasistki.
Chrząknęłam, zgadzając się z jej słowami, i wróciłam do rozciągania. Kiedy skończyłam, zaczęłam biegać w miejscu, dopóki nie przyszedł trener. Kiedy się pojawił, wszystkie dziewczyny wstały, a on przekazał nam instrukcje. Tak samo było każdego dnia. Mówił nam, jaką trasą biegniemy, co i tak wiedziałyśmy, bo szlaki zmieniały się cyklicznie, i że mamy zapisywać swoje czasy po powrocie, zanim pójdziemy się rozciągać. Spojrzał na mnie.
– Strattan, zaczekaj. – Dmuchnął w gwizdek i dziewczyny ruszyły.
Czekałam, aż wszystkie znikną.
– Tak, trenerze?
– Chłopcy ruszyli dziesięć minut temu. Zobacz, czy uda ci się ich dogonić, i daj znać, czy długo to zajęło.
– Po co?
Chrząknął i zaczął odchodzić.
– Bo ich ego rozrosło się do rozmiarów planety. Chcę im dać nauczkę.
– Ach. – Uśmiechnęłam się. – Nie ma sprawy.
Ruszyłam. Dziewczęta nie były zbyt daleko i zaczęłam wchodzić w moje pierwsze tempo, kiedy dotarłam do ostatnich z nich. Czułam potrzebę wydłużenia kroku i zatracenia się, ale powstrzymałam się, skoncentrowana na powolnym wyprzedzaniu grupy. Kris była z tyłu, z koleżankami. Wciąż się śmiały, ale wiedziałam, że to się skończy za jakiś kilometr. Policzki Kris były lekko różowe i pomachała mi, kiedy się do niej zbliżyłam.
Uśmiechnęłam się do niej lekko i biegłam dalej. Nie cisnęłam zbyt mocno. Utrzymywałam normalne tempo. Wkrótce minęłam większość dziewcząt. Na przodzie była kolejna grupa. Biegałam z niektórymi z nich w ciągu dwóch ostatnich tygodni sierpnia, przed rozpoczęciem szkoły, więc nie zareagowały, kiedy zobaczyły, że je mijam. Dwie kolejne dziewczyny na czele, jedna biegnąca za drugą, były zdziwione. Obie chodziły do czwartej klasy i wiedziałam, że jedna z nich, Tori, marzyła o stypendium lekkoatletycznym. Oddychały swobodnie. Ich ramiona były lekko zgięte, głowy nieco pochylone.
Po kilku susach minęłam obie i nikogo już przede mną nie było. Musiałam teraz nadrobić dystans do chłopaków.
Wystartowali przede mną, więc nie byłam zaskoczona, że zajęło mi to prawie kilometr. Wbiegłszy na wzgórze, zobaczyłam ich głowy, kiedy zbiegali z kolejnego. Moja krew krążyła szybko, ale na ich widok tętno gwałtownie mi podskoczyło. To była najlepsza konkurencja, bieg łeb w łeb z chłopakami. Pochyliłam się nieco bardziej do przodu, trzymałam ręce luźno i opadałam na pięty, a odpychałam się palcami. Kiedy zaczęłam się wspinać na drugie wzgórze, jeszcze bardziej obniżyłam głowę i biegłam dalej. Byli w połowie drogi na kolejne wzniesienie, kiedy ja pokonałam poprzednie.
Śmiali się, a jeden się obejrzał. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy mnie zobaczył, a potem powiedział coś innym. Tempo ich biegu wzrosło.
Uśmiechnęłam się. Tym słodsze będzie to zwycięstwo. Pokonałam jeszcze jedno wzgórze, aż zrównałam się z ostatnim z nich. Wszyscy na mnie patrzyli. Śmiech ucichł, a każda twarz przybrała ponury wyraz. Bez słowa przyspieszyli. Jeden z chłopaków to zrobił, a reszta za nim podążyła. Wiedziałam, że biegną szybciej niż normalnie. To ich zmęczy, więc tylko czekałam. Trzymałam się za nimi, zachowując moje normalne tempo.
Jeden na mnie spojrzał. Zobaczyłam jego uśmieszek i wiedziałam, że spodziewali się, że zostanę z tyłu. Nie zrobiłam tego. Siedząc im na ogonie, byłam poza zasięgiem, ale wystarczająco blisko, by ich naciskać. Pokonali jakiś kilometr, a jeden z chłopaków odpadł. Opadł z sił. Dwóch jego kumpli spojrzało po sobie. Nie byli zaskoczeni. Zignorowałam chłopaka obok mnie, który po czterech krokach był już za mną. Jeszcze trzydzieści metrów i jeszcze jeden oderwał się od grupy. Wyprzedziłam go natychmiast. Dwóch ostatnich zaczęło się martwić. Rzucili na mnie okiem. Uśmiechnęłam się. Tak, wciąż tam byłam. Nie spojrzeli ponownie. Ich oddechy stały się głośniejsze. Utrzymanie się przede mną kosztowało ich sporo wysiłku. Zobaczyłam przed sobą główną grupę chłopaków. Niemal czułam zdziwienie tych dwóch przed sobą. Trzymali się, ale gdy tylko o tym pomyśleli, jeden z nich zwolnił tempo. Miał zadyszkę. Po chwili był już za mną, jak inni. Również się poddał, a ja przyspieszyłam tempo, by zmniejszyć odległość pomiędzy mną a innymi biegaczami. Tym razem nie czekałam. Wyprzedziłam ich. Nie chciałam się już wdawać w żadne gierki. Kiedy ich mijałam, zignorowałam zaskoczenie, które od nich wyczułam.
Byłam już przed nimi i wróciłam na środek szlaku. Przede mną jeszcze długa droga. Tego dnia byliśmy na dłuższej trasie, więc miałam przed sobą jeszcze jakieś cztery kilometry. Z tą myślą i wiedzą, że poprzednie cztery mnie nie zmęczyły, uspokoiłam oddech i zwiększyłem prędkość. Palce moich stóp wciskały się jeszcze głębiej w podłoże, a ramiona wystrzeliły do przodu. Krew we mnie krążyła. Poczułam siłę w nogach i wyobraziłam sobie proste linie ciągnące się od mojej głowy do stóp. Utrzymywałam idealną pozycję ciała, uśmiechnęłam się. Czułam pęd. Uwielbiałam to, być może nawet bardziej niż cokolwiek innego, a gdy tylko zobaczyłam następnych biegaczy zaledwie ćwierć kilometra dalej, bramy się otworzyły.
Trzymałam swój zapał w ryzach, starając się zachować kontrolowany bieg, ale odpuściłam. Puściłam się sprintem i minęły zaledwie sekundy, zanim minęłam pierwszego, drugiego, a potem trzeciego biegacza. Ostatni był sześćdziesiąt metrów przed resztą. Wyprzedziłam go bez wysiłku. Poczułam jego zdziwienie, ale go zignorowałam. Wbiegłam przed niego i ustawiłam się tak, żeby między nim a mną pozostało dużo miejsca, ale chciałam się upewnić, że jestem pośrodku szlaku. Chciałam być pewna, że patrzy wprost na tył mojej głowy.
Ostatnie dwa kilometry.
Kontynuowałam sprint. Kiedy usłyszałam, że chłopak za mną robi to samo, nie byłam zaskoczona, ale gdy zobaczyliśmy boisko w oddali, usłyszałam, że dostaje zadyszki. Wbiegłam na boisko i kiedy przekraczałam linię mety, sięgnęłam po stoper i go zatrzymałam. To był mój czas. Kilka sekund później usłyszałam, jak on też to robi, ale kontynuowałam trucht po bieżni. Chciałam rozluźnić mięśnie. On też to zrobił, ale odpuścił i znacznie zmniejszył prędkość. Wszyscy robili to samo. Zrobiłam jeszcze trzy okrążenia, zanim przeszłam do marszu. Kiedy moje tętno się uspokoiło, zeszłam z bieżni i zaczęłam się rozciągać.
Chłopcy byli po jednej stronie boiska. Ja stałam pośrodku, ale poczułam na sobie ich wzrok. Gdy się pochyliłam i przycisnęłam nos do kolana, ich miny wyrażały różne stopnie wrogości. Kilku patrzyło gniewnym wzrokiem. Jeden kipiał ze złości, z rozdętymi nozdrzami, podczas gdy inni marszczyli brwi. Jeden z nich uśmiechnął się do mnie i podniósł kciuki.
– Dobra robota, Strattan. Skopałaś nam tyłki.
Odwróciłam głowę, rozciągając się nad drugą nogą, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. To było wspaniałe uczucie. Cholernie dobre. Słyszałam, jak ktoś mówi:
– Czy mam rację, zakładając, że Kade pomógł ci z wytrzymałością?
Puściłam nogę, złączyłam obie i pochyliłam się do przodu, ale spojrzałam za siebie.
– Co?
– Kade. Jest szybki. – To ten chłopak, który prowadził. Wzruszył ramionami. – Wiem, że nie jest biegaczem przełajowym, ale jest superszybki jak na swoje gabaryty. Czy nauczył cię jakichś sztuczek czy coś?
Inny facet wybuchnął śmiechem.
– Stary, wszyscy wiemy, jak zdobyła tę wytrzymałość. Nie sądzę, żeby miało to coś wspólnego z bieganiem.
Ten, który pokazał mi kciuki w górę, rzucił swoim kolegom z drużyny spojrzenie pełne dezaprobaty, ale pozostali się śmiali.
– Bez wątpienia. Kade jest samcem – dodał drugi.
Przewróciłam oczami i wstałam, gdy zauważyłam, że pierwsza z dziewcząt biegnie w naszą stronę.
– Miałam do czynienia z małostkowymi sukami w zeszłym semestrze. Kto by się spodziewał, że goście z drużyny lekkoatletycznej zajmą miejsce podłych dziewuch? – zakpiłam, przeszłam obok nich, a potem odwróciłam się i pokazałam im oba wyprostowane środkowe palce. – To moja wersja kciuków w górę dla was wszystkich, poza tym w żółtych spodenkach.
Błysnął do mnie szerokim uśmiechem.
– Dzięki – powiedział.
– A żeby było wam bardziej głupio, pobiegnę też do domu – dodałam, wciąż idąc tyłem. – Bądźcie zazdrośni, cioty. Jestem w stanie to zrobić i wiem, że wy nie. – Mrugnęłam do nich, odwróciłam się i zaczęłam lekko truchtać.
Będę musiała poprosić Logana lub Marka, żeby mnie podwieźli z powrotem po mój samochód, ale warto było. Tak bardzo było warto.