Читать книгу Przypadkowy zabójca - Tomasz Mróz - Страница 4
Zaliczka
ОглавлениеGrzegorz szedł wzdłuż Allington Street; w prześwicie pomiędzy kamienicami już z daleka dostrzegł fragment stacji kolejowej Victoria. Minął bar Duke of York i skierował się w stronę wejścia do stacji metra. Czerwono-niebieskie logo podziemnej kolei kołysało się lekko na wietrze. Z zakratowanych wywietrzników unosiły się kłębiaste opary, nadając widokowi lekko dickensowskiego charakteru. Brakowało jeszcze przechodniów w cylindrach lub pań w krynolinach i końskich zaprzęgów turkoczących po bruku. Obserwacja otoczenia nie zaprzątała jednak jego głowy; miał się za chwilę spotkać z płatnym zabójcą i ta myśl wypełniała jego umysł po brzegi.
Rany! Płatny zawodowiec, professional killer, a on będzie mu rozkazywał. Płaci, więc ma prawo wymagać. Lord wyraźnie powiedział, że trzeba go mieć pod kontrolą. Obiecał też, że przydzieli kogoś ze swojej gwardii, by patrzył na ręce wynajętemu zabójcy. Być może nawet ten ktoś gdzieś się tu kręcił, ale nieprzebrane tłumy stanowiły świetne tło dla wszystkich, którzy chcą się w nie wtopić.
Grzegorz uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie gwardii lorda. Ze dwie setki barczystych, umięśnionych byczków w strojach rycerskich. Wszystko chłopaki z Polski, większość spod Białegostoku. Jeden prawie całą wieś tu ściągnął. Po ostrej selekcji i ciężkim treningu składają śluby czystości oraz posłuszeństwa swojemu lordowi. Od tego czasu są z nim na dobre i złe. Lord im płaci, wyposaża ich, ale wymaga posłuszeństwa i wierności na wzór jakiegoś króla z dawnych czasów, Wilhelma Odkrywcy, czy coś w tym stylu. Chłopaki mają niezły ubaw, ale każdy, kto nie traktuje tego poważnie, wylatuje z gwardii na zbity pysk. No i obowiązkowa nauka angielskiego ze średniowiecznych inkunabułów. Grzegorz obserwował, jak z miesiąca na miesiąc powstaje grupa wojowników, zwarta i wierna swojemu panu. Jadąc po ruchomych schodach, zastanawiał się, czy to kaprys zdziwaczałego bogacza, czy może część jakiegoś chytrego planu. Bo nie wątpił, że jego zadanie, które właśnie realizował, było jak najbardziej serio. Powagę misji potwierdzała ciążąca na ramieniu torba, kryjąca setki tysięcy funtów.
Gdzieś tam w dole zabuczał sygnał zamykanych drzwi, a po chwili rozszedł się wiew pędzącego pociągu. Powietrze było przesycone zapachem smaru do zwrotnic, tablice świetlne informowały o kolejnych składach. Bar z kanapkami był pełen ludzi, którzy marzyli o długich bułach obłożonych szynką i serem. Grzegorz już miał wejść do środka, kiedy zza najbliższego słupa wyszedł znajomy człowiek, mijając go, skinął bardzo delikatnie, a następnie podążył żwawym krokiem najbliższym korytarzem. Grzegorz ruszył za nim. Mężczyzna szybko pokonywał zaułki dworca. W końcu znaleźli się przy wyjściu wschodnim; w obie strony płynął nieprzerwany strumień przechodniów. Człowiek zatrzymał się i mruknął:
– Tu nie ma kamer. Co masz dla mnie?
– Słuchaj Pet... – zaczął Grzegorz. Wiedział od swojego informatora, że morderca nazywa się Piotr, ale zawsze kazał mówić do siebie Pet. Tak przynajmniej przekazał im informator. Jednakże tamten wyraźnie się zdziwił, kiedy usłyszał swoje zangielszczone imię. – Daję ci połowę kasy i rozpiskę z planem wizyty starszego pana oraz opisem ochrony i stałych elementów takich wyjazdów. Masz dwa tygodnie na rozpracowanie sposobu, jak to zrobić. Jak się kontaktujemy?
– Masz tu spis maili na różnych portalach, z hasłami dostępu. Po lewej stronie moje, po prawej twoje. Wysyłasz wiadomość ze swojego adresu, odpowiedź przychodzi na następne wymienione konto. Twoja kolejna wiadomość idzie z następnego i tak dalej. Nigdy nie używamy tego samego maila dwa razy. No i komputery też za każdym razem mają być inne. Zrozumiano?
Grzegorz poczuł, że Pet chce dominować w ich układzie. Bierze kasę, mówi, co mają robić, a informacje przekazuje, kiedy chce.
– Jak zamierzasz się rozliczać z wykonywanego zadania? – Grzegorz pragnął w jakiś sposób zaznaczyć swoją rolę zleceniodawcy. – Jak będziesz raportował postęp prac?
– Gdy będę czegoś chciał, wyślę maila. Ty będziesz czegoś chciał, wysyłasz maila. A o postępie prac zaraportuje BBC, CNN i inne stacje świata. Nie sądzę, żeby przemilczały taki temat.
– Raczej nie, Pet...
– Słuchaj, co ty z tym Petem, nie pozwalaj sobie zanadto, okej?
Panowie rozstali się po chwili i każdego połknął rwący w różnych kierunkach strumień ludzi. Mężczyzna z torbą szybkim krokiem zmierzał ku stojącym nieopodal taksówkom. Był tak zadowolony z dopiero co zakończonej transakcji i tak zaaferowany dyndającym na ramieniu bogactwem, że nie dostrzegłby nawet nosorożca w szwajcarskim stroju ludowym, a co dopiero zwykłego przechodnia w ortalionowej kurtce i czapce z daszkiem, który nie spuszczał go z oka, pozostając zarazem dyskretnie wtopiony w otoczenie.