Читать книгу Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich - Tomasz Terlikowski - Страница 10
Fiki
ОглавлениеTomek:
Nasz domowy przystojniaczek. Tajemniczy gość, który nie rzuca słów na wiatr (co najwyżej krzyczy), ale cedzi je niczym Humphrey Bogart. Oczy mu się śmieją, gdy widzi Zio, a błyszczą, gdy może z Młodym coś zbroić. Długo wydawał się wyjątkową gapą, jako dwulatek ciągle był poobijany, ale wszystko wróciło do normy, gdy sprawiliśmy mu okulary. Od tego momentu o nic nie zawadza, a jeśli ma jakieś ślady, to co najwyżej po bójkach z bratem (w których jest często stroną inicjującą).
W szkole nie wyrywa się do odpowiedzi, ale przeszkolony przez Zio już czyta lepiej od niej (ona, obdarzona niezwykłą pamięcią, raczej zapamiętuje czytanki, zamiast uczyć się je czytać), a po hiszpańsku (którego to języka się jeszcze nie uczy) liczy, bo raz usłyszał, jak robi to starsza siostra. W szkole cichy, ale gdy wraca do domu, w zasadzie nie przestaje biegać, krzyczeć i zaczepiać rodzeństwa.
Małgosia:
– Młody, bawimy się w policjantów i złodziei. Ja teraz ciebie gonię – obwieszcza Fiki.
Chłopcy dosiadają pojazdów – jeden jeździdło, drugi koparkę – i jeżdżą w kółko po kuchni i salonie, robiąc przy tym hałasu co niemiara. A mnie od samego patrzenia na tę jazdę bez trzymanki kręci się w głowie. Zanim chłopcy się zmęczą (co wcale nie przychodzi szybko), zdążą się ze trzy razy pokłócić. Jak już pokłócą się na przykład o to, że Młody jeszcze nie był policjantem i że nie chce być złodziejem, wpadają szybko na inny pomysł. Przecież sypialnia rodziców jest pusta i tam można poskakać po łóżku (mama tego nie znosi i nieczęsto się godzi na te szaleństwa. W sypialni mamy biurko do pracy, poukładane stosy kartek i biada temu, kto je dotknie lub, nie daj Boże, zrzuci na podłogę. Gniew rodziców gwarantowany). Ale czasem zakradną się tam niezauważeni. Niezauważeni chwilowo przez mamę, bo najmłodsza siostra doskonale widzi, co się święci, i na czworakach próbuje ich dogonić. Mnie serce zamiera, czy w tym szaleństwie zauważą raczkujące niemowlę. Jak już wykurzę towarzystwo z sypialni, pada propozycja zabawy w chowanego albo w berka. I znów bieganie na całego. A w zasadzie do upadłego.
Tomek:
I tak to trwa aż do chwili, gdy po myciu i modlitwie przykłada głowę do poduszki. Zasypia w kilka chwil. I wtedy jest jak aniołek. Przed snem przypomina zaś raczej osiołka, bowiem zmuszenie go do czegokolwiek graniczy z cudem. Nawet zamknięty za karę w pokoju nie poprosi o możliwość wyjścia, ale będzie w nim siedział tak długo, aż ktoś nie przyjdzie do rodziców w jego imieniu... Albo dopóki nie zmiękną rodzice (a nie jesteśmy łatwi w dyspensach).
Osiołkowatość widać także w tym, że kiedy Fiki coś postanowi, to konia z rzędem temu, komu uda się go przekonać do czegoś innego. Tak było z traktowaniem Isi, której przez całe lata, odkąd stał się świadomy, nie zauważał. Zio była jego całym światem, a Isia nie istniała. Nie odzywał się do niej, nie kłócił się z nią, po prostu omijał. I tak to trwało gdzieś do czwartego roku życia, gdy Fiki odkrył, że starsza siostra też potrafi się bawić i niekoniecznie jest całkowicie bezużyteczna z powodu swojego zaawansowanego, z jego perspektywy, wieku.