Читать книгу Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich - Tomasz Terlikowski - Страница 9
Zio
ОглавлениеTomek:
Nasza domowa pięknisia i kokietka, nazywana niekiedy w szkole „maleńką laleczką”, bo rzeczywiście wiele jej w kwestii wzrostu i tuszy brakuje. Ma dopiero sześć lat, ale już troszczy się nieustannie o to, żeby wszystkie elementy ubioru pasowały do siebie i żeby przypadkiem nie wyjść potargana z domu. Gdy tylko pojawia się na balkonie, natychmiast wokół niego gromadzi się tłum chłopców, a ona zaczyna z nimi, kręcąc paluszkiem loczka, rozmawiać. W tym jest zresztą całkowitym przeciwieństwem Isi. Ta ostatnia z chłopakami głównie się kłóci, a jej największym marzeniem jest szkoła żeńska.
– Pójdę do niepokalanek do gimnazjum – perorowała kiedyś Isia w samochodzie. – A potem do liceum i może na koniec zostanę zakonnicą.
– I tak całe życie bez chłopaków? – Zio, gdy usłyszała opowieść siostry, nie potrafiła ukryć zdziwienia.
To nadmierne – szczególnie z perspektywy ojca – zainteresowanie chłopcami wynikać może ze specyficznej sytuacji samej Zio. Dwóch jej braci jest od niej młodszych odpowiednio o rok i trzy miesiące i o trzy lata. W efekcie dla obu jest (a przynajmniej do niedawna była) niekwestionowanym autorytetem. Ona wymyśla zabawy, ona rozkazuje i ona decyduje, kiedy nadchodzi kres jej zaangażowania. A oni chodzą za nią jak psiaki. Taka pozycja sprawia, że Zio jest urodzonym dyrektorem, który świetnie rozdziela pracę, doskonale koordynuje jej wykonanie i rzadko kiedy sam się przepracowuje.
Małgosia:
– Chłopcy, sprzątamy zabawki. Ja z podłogi, ty ze stołu, a Młody ma posprzątać w pokoju – szybko dysponuje pracę Zio.
I jest chyba naszym jedynym dzieckiem, dla którego zrobienie porządku nie jest przesadną katorgą. Lubi też z chłopcami bawić się w szkołę. Wtedy ich rozsadza na krzesełkach, a sama jest oczywiście panią nauczycielką. Ona rządzi i wszystko ma być pod jej dyktando. I chłopcy zazwyczaj na to idą.
Tomek:
Szczególne więzy łączą ją z Fikim. Ona i on byli do pewnego momentu paczką absolutnie nierozłączną, a i teraz – choć chodzą do różnych klas – Zio wpada czasem do zerówki brata, żeby go tam pozdrowić. Często też – choć zdarza jej się donosić na niego – bierze go w obronę.
– Zmęczony był – tłumaczy, gdy Fiki ugryzie młodszego brata.
Ale powoli widać już rodzącą się więź ze starszą siostrą. Jako dwie dziewczyny mają wspólne tematy, wspólne zabawy i wspólny pokój, do którego od czasu do czasu nie wpuszczają chłopaków. I wtedy zaczyna się afera. Sygnałem jest ryk Fikiego (a naprawdę potrafi on krzyczeć jak mało kto).
– Oneee nas nie wpuszczają! – krzyczy.
Wchodzę więc do pokoju dziewczyn i pytam, o co chodzi. I wtedy obie panienki zarzucają mnie gradem słów wypowiadanych zresztą tonem przemądrzałych pensjonarek, który mnie doprowadza do szewskiej pasji.
– Tato, jesteśmy dziewczynkami i mamy prawo do własnej prywatności – oznajmia Isia.
– Właśnie – potwierdza identycznym tonem Zio.
– Ale chłopcy... – próbuję przerwać.
– Oni niech się zajmą sobą, my tu mamy dziewczyński wieczór (ranek lub popołudnie) – tłumaczy Isia.
– To może wam przyniosę Urę – proponuję złośliwie. Ale źle trafiam. Na Urę dziewczyny zawsze (no, prawie) mają ochotę. Szczególnie Zio, która trzyma ją jak lalkę i wygląda, jakby miała ją za chwilę upuścić (trzeba przyznać, że nigdy jej się to na szczęście nie zdarzyło).
A, i jeszcze jedno: Zio, choć podobna do nas, jest – jak to ujmują pozostałe dzieci – „wyrodkiem”. Jako jedyna – po dziadkach – ma bowiem niebieskie oczy, a do tego nie nosi okularów, co zresztą jest nieustannym powodem jej żalów.