Читать книгу Zamęt - Vincent V. Severski - Страница 32
31
ОглавлениеBoeing 737 linii Ryanair wylądował na lotnisku w Atenach o dziewiątej czterdzieści, z dziesięciominutowym opóźnieniem. Dima nie miał bagażu, więc po kilkunastu minutach był już przed terminalem.
Jak na kwiecień i tak późną godzinę było bardzo ciepło. Lotniskowy wyświetlacz wskazywał dwadzieścia dwa stopnie. Dima zdjął kurtkę i został w samej koszulce polo. Od razu skierował się na stację metra. O tej porze wszystkie ulice do centrum były zakorkowane.
Miał mieszkanie w dzielnicy Kolonaki, na ulicy Pindarou, u stóp góry Likawitos. Była to elegancko urządzona kawalerka z dużym tarasem, usytuowana na czwartym piętrze domu pamiętającego juntę „czarnych pułkowników”. Mieszkało w nim kilku emerytowanych oficerów, uczestników kwietniowego puczu. Mili dziadkowie z laseczkami pod brodą, przesiadujący na pobliskim skwerku. Dima odkłaniał się im z kulturalnym obrzydzeniem.
Mieszkanie było bardzo drogie i formalnie jego właścicielem była Agencja, ale zapisane zostało na Dimę. Jego zakup pośrednio sfinansowała CIA, co było formą gratyfikacji dla polskiego wywiadu za informacje, jakie Dima zdobył w Rosji. Rozpracował kanał przerzutu broni z Kuby dla FARC i prania w rosyjskich bankach pieniędzy z narkotykowego biznesu. To nie była bezpieczna robota, więc czuł, że ma prawo do tego mieszkania, i traktował je jak swoje.
O wpół do jedenastej Dima wysiadł na stacji Sintagma, skąd miał już tylko sześćset metrów do domu. Tłoczna Kolonaki tętniła nocnym życiem kawiarenek, barów i restauracji wciśniętych między ukwiecone klomby i zielone zaułki. W ciągu dziesięciu minut, klucząc w labiryncie wąskich uliczek, przynajmniej dziesięć razy powiedział kalo wradhi, nim dotarł na Pindarou. W sklepiku kulawego Makisa zrobił zakupy na śniadanie i za dziesięć jedenasta był już w domu.
Najpierw poszedł do łazienki. Zanim skorzystał z toalety, przyssawką próżniową zdjął jeden kafelek ze ściany przy szafce, otworzył metalowe drzwiczki i wyciągnął zapięty w foliowej torebce pakiet. Wyjął z niego swój grecki portfel, paszport i telefon, a do środka włożył identyczny polski zestaw. Zawahał się, po czym sięgnął głębiej, wydobył metalowe pudełko po cukierkach Fisherman’s Friend i schował je do kieszeni.
Dopiero teraz mógł otworzyć okna. Po dwóch miesiącach nieobecności czuć było w mieszkaniu lekko kwaśny zaduch. Schował zakupy do pustej lodówki, podłączył telefon do ładowania i wlał sobie pół szklanki siedmiogwiazdkowej metaxy. Wcisnął przycisk na wieży i wyszedł na taras.
Stanął przy barierce, opierając się uniesioną nogą o parapet. Z mieszkania dobiegł matowy głos Tanity Tikaram:
Look my eyes are just holograms
Look your love has drawn red from my hands
From my hands you know you’ll never be
More than twist in my sobriety
More than twist in my sobriety
More than twist in my sobriety.
Pociągnął mocny łyk metaxy i niemal natychmiast poczuł rozluźnienie. Był bardzo zmęczony, właściwie wyczerpany psychicznie, i pilnie potrzebował czegoś, co wzmocni jego motywację.