Читать книгу O psie który wrócił do domu - W. Bruce Cameron - Страница 6

Pięć

Оглавление

Przestań! – Mama krzyknęła tak głośno, że aż zaczęłam szczekać. Byłam przerażona. Oboje zatoczyli się na ścianę, coś spadło i się stłukło. Skuliłam się.

Usłyszałam głuchy odgłos, a mężczyzna jęknął i cofnął się, zgięty wpół. Mama ruszyła za nim. Jej dłonie uderzały głucho o jego twarz. Okręciła się i go kopnęła, a on zachwiał się.

– Ty suko! – wrzasnął na nią. Zaczął młócić rękami, Mama chwyciła go za jedną, wykręciła i z całej siły stanęła mu na stopach, a on upadł na podłogę. Przestałam szczekać.

– Boże, Terri – wycharczał. Biły od niego wściekłość i ból. Trzymał się za nadgarstek. Poczułam zapach jego krwi. Z wargi zaczęła ściekać mu po brodzie czerwona strużka.

– Nie, nawet nie próbuj. Jeśli wstaniesz, zrobię ci prawdziwą krzywdę – ostrzegła gniewnie Mama.

Mężczyzna wbił w nią wzrok.

– Musisz już iść – powiedziała do niego.

– Złamałaś mi nadgarstek.

– Nie, nie złamałam. Mogłam, ale tego nie zrobiłam.

– Zabiję cię.

– Jesteś w moim domu i jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, to ja cię zabiję – odparła z wściekłością. – A teraz wynoś się. Nie, powiedziałam już: nie wstawaj! Wyczołgaj się. No już. Znikaj, zanim zmienię zdanie.

Oszołomiona patrzyłam, jak mężczyzna rusza na czworaka do drzwi. Poszłam go obwąchać, ale Mama warknęła: „Bella, nie!”, więc skuliłam się i usiadłam. Wiedziałam, że zrobiłam coś, za co jest na mnie zła.

– Zaraz zwymiotuję – wydusił z siebie mężczyzna.

– Nie tutaj. Jazda.

Dotarł do drzwi wyjściowych i otworzył je, dźwigając się na nogi. Odwrócił się i zaczął coś mówić do Mamy, ale ona podeszła do drzwi i zatrzasnęła mu je przed nosem. Słyszałam, jak upada na schodach, ale potem przeszedł przez podwórko i jego zapach wywietrzał.

Mama bardzo długo stała przed drzwiami. Była taka smutna. Podeszłam i trąciłam nosem jej dłoń, która była mokra od wycierania oczu. Było mi przykro, bo zachowałam się jak niegrzeczna sunia.

– Och, Bella, czy ja choć raz kiedyś zrobię coś dobrze?

Kiedy usiadła na sofie, wskoczyłam do niej i położyłam jej głowę na kolanach. Poczułam, że jej napięcie i smutek nieco zelżały. Dawałam Mamie pociechę. To było ważniejsze niż chodzenie na spacery czy pomaganie w karmieniu kotów – to było moje najważniejsze zadanie w życiu. Wiedziałam, że muszę siedzieć z nią tak długo, jak długo będzie mnie potrzebowała.

Pogłaskała mnie po sierści.

– Jesteś dobrym pieskiem, Bello. Bardzo, bardzo dobrym pieskiem.

Jednym z przedmiotów w domu, który nauczyłam się rozpoznawać, był „telefon”. Był metalowy i nie należał do rzeczy, którymi miałam ochotę się bawić, ale Mama i Lucas często o nim rozmawiali. Niekiedy przykładali telefon do twarzy i mówili do mnie, choć nigdy nie wiedziałam, jak to rozumieć, i nigdy nie kończyło się to smakołykami.

Gdy tak leżałam przytulona do Mamy, przyłożyła telefon do policzka.

– Lucas, możesz rozmawiać? – zapytała. Na dźwięk jego imienia podniosłam wzrok. – Brad właśnie tu był. Nie, nic mi nie jest. Nie wiem, przecież nie przeprowadziliśmy się tu w tajemnicy, mógł się od kogoś dowiedzieć. Musiałam go trochę przetrzepać. Był pod wpływem… nie wiem czego. Na pewno tequili. No i uwielbia fajkę. Nie, nie przyjeżdżaj, jest ze mną Bella.

Zamerdałam ogonem.

– Chciałam ci tylko powiedzieć, że zawsze się bałam, że jeśli jeszcze kiedyś go zobaczę, jego świat wyda mi się pociągający. Że będę chciała wrócić do niego i do tamtego życia. Jakby część mnie nie wierzyła, że jestem na odwyku. Ale gdy wszedł, od razu wiedziałam, że już nigdy tego nie zrobię. Ani sobie, ani tobie. Prawie cię straciłam… Nie, posłuchaj, wiem, ile przeze mnie wycierpiałeś, i chcę tylko, żebyś wiedział, że nie musisz się o mnie martwić. Nigdy więcej. Okej? – Mama zamilkła i przez chwilę tylko słuchała. – Tak, idę dziś na meeting. Też cię kocham, synku.

Odłożyła telefon, wciąż niespokojna. Wdrapałam się jej na kolana.

Napięcie stopniowo nas opuszczało.


Następnym razem, gdy Lucas zabrał mnie na karmienie kotów, wyczułam, że do chowającego się stadka dołączyła nowa kotka. Nie wyszła do nas. Stwierdziłam, że koty niezbyt lubią ludzi.

– Rozmawiałem z Audrey. Powiedziała, że na razie nic nie mogą zrobić, bo Gunter wywiesił tabliczki z napisem „zakaz wstępu” – powiedział Lucas do Mamy.

– Powinien raczej się cieszyć, że chcą zabrać stamtąd pozostałe koty. I wilk syty, i owca cała.

– Nie mam pojęcia, co on ma w głowie – westchnął Lucas.

– Pomóc ci przy tych siatkach, które podrzuciła?

– Szczerze, to wolałbym, żebyś usiadła na ganku i wypatrywała Guntera.

Lucas przypiął mi smycz do obroży. Spacer! Przeszliśmy przez ulicę, ale nie mieliśmy ze sobą żadnego jedzenia. Lucas pchnął siatkę i przecisnął się przez dziurę, a potem zaklaskał, przywołując mnie do siebie. Przeniósł mnie przez otwór, a potem puścił siatkę, która wróciła na miejsce.

– Uff, robisz się strasznie ciężka – stęknął.

Siedziałam i przyglądałam się, jak podnosi jakieś cienkie płachty z wszytymi drewnianymi klockami. Pachniały lekko kotami, a przez materiał widziałam jego dłonie.

– Okej, gotowa, Bello?

Zamerdałam ogonem. Lucas odpiął mi smycz.

– No dobrze, oto twoja szansa. Biegnij do nich, Bello! No już!

Lucas podniósł płachty i zaczął wskazywać nimi kierunek. Napięłam się. Co miałam zrobić?

– Wiem, że chcesz tam pobiec. No już, ruszaj w odwiedziny do kotków!

Nie zrozumiałam ani słowa. Siedziałam dalej, starając się być grzeczną sunią.

Lucas zaśmiał się. Poczułam bijącą od niego miłość i zamerdałam ogonem.

– Nie wierzysz, że ci na to pozwalam, co? No dobrze. – Lucas puścił jedną ręką płachtę i chwycił mnie za obrożę, a potem przyciągnął do dziury prowadzącej do nory. Czułam z niej zapach kilku kotów, w tym Mamy Kotki, która jednak nie była blisko. Przypomniałam sobie o ciasnej kryjówce za ścianą i zaczęłam się zastanawiać, czy się w niej schowała.

Lucas wepchnął mi głowę do środka. Nie wiedziałam, co robi, ale nie czułam, że jestem niegrzeczną sunią. Poczułam zapach kociego strachu.

Postanowiłam odwiedzić Mamę. Położyłam się na brzuchu i wczołgałam przez dziurę, która zrobiła się dużo mniejsza. Gdy znalazłam się w norze, otrząsnęłam się i zamerdałam ogonem.

Koty ogarnęła znajoma panika i zaczęły się zachowywać, jakbym była zagrożeniem. Ja! Gdy ruszyłam w stronę kryjówki, jak jeden mąż rzuciły się do dziury.

– Aaa! – usłyszałam krzyk Lucasa.

Wcisnęłam nos w szczelinę, ale nie byłam w stanie przez nią przejść. Pociągnęłam nosem – Mama Kotka siedziała gdzieś w ciemności przede mną. Zamerdałam ogonem. Usłyszałam, jak podchodzi bliżej, a potem jej nos przelotnie dotknął mojego. Zamruczała.

– Bella! Do nogi!

Odwróciłam się. Chciałam, żeby Mama poszła ze mną, ale wiedziałam, że tego nie zrobi.

Przed norą czekał na mnie zadowolony Lucas. Trzymał płachty nad ziemią, a ze środka łypały na niego obrażone kocury.

– Złapałem dwa! – poinformował mnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Byłam szczęśliwa, bo on był szczęśliwy.

W domu Lucas wsadził oba kocury do pudła. Miauczały głośno ze strachu. Obwąchałam ciekawie wieczko, a one nagle ucichły.

– Masz ochotę poganiać je wokół drzewa, co, Bello?

Zamerdałam ogonem z nadzieją, że pozwoli mi się z nimi pobawić. Może to poprawiłoby im trochę humor.

Tuż przed kolacją rozległ się dzwonek. Nie zaniedbując obowiązków, zaszczekałam, a Lucas wyglądał na niezadowolonego na dźwięk dzwonka.

– Przestań! Nie szczekaj! – krzyknął, pewnie nakazując niechcianemu gościowi, żeby sobie poszedł.

Zaszczekałam jeszcze raz.

– Hej! – warknął. Pacnął mnie w pupę, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Krzyczeliśmy i szczekaliśmy, bo zadzwonił dzwonek. Czemu nagle się na mnie rozzłościł?

Zamerdałam ogonem, gdy wyczułam za drzwiami zapach kobiety. To była Audrey! Ucieszyła się na mój widok i powiedziała mi, że jestem grzeczną i dużą sunią, a potem wyniosła pudło z kotami. Pomyślałam, że pewnie odnosi je z powrotem do nory. Jeśli tak rzeczywiście było, zobaczę się z nimi następnym razem, kiedy Lucas pozwoli mi wejść do środka.

Zapach kotów jeszcze nie zdążył wywietrzeć, gdy Lucas powiedział: „Idę poczytać”, i oboje poszliśmy położyć się w jego łóżku. Obok niego stał talerz, z którego płynęły tak wspaniałe zapachy, że prawie zakręciło mi się w głowie.

– Chcesz trochę sera, mały głuptasku? – Wziął w palce smakowity kąsek, a ja zamarłam, nie spuszczając z niego wzroku.

– O Boże, jesteś przekomiczna! To tylko kawałeczek sera!


Następnego popołudnia Mama właśnie przyprowadziła mnie ze spaceru i odpinała mi smycz, gdy nagle poczułam, że coś jest z nią nie w porządku. Zaczęło bić od niej całkiem nowe uczucie, któremu towarzyszyła gwałtowna zmiana zapachu potu na jej skórze. Zaczęłam ją niespokojnie obwąchiwać.

– Bella, grzeczna sunia – szepnęła, ale nie patrzyła na mnie, tylko wbiła wzrok przed siebie. – Ojej, czuję się bardzo dziwnie.

W końcu usiadła, żeby pobawić się w Oglądanie Telewizji. Oglądanie Telewizji polegało na tym, że Lucas i Mama siadali na sofie, żeby mnie głaskać, więc zwykle to uwielbiałam. Ale teraz było inaczej, bo Mama była inna. Wciąż bił od niej zły zapach, a kiedy położyła na mnie dłoń, poczułam, że jest napięta i się trzęsie.

Byłam tak zalękniona, że zeskoczyłam z sofy i zwinęłam się w kłębek u jej stóp, ale chwilę później znowu przy niej siedziałam. Dysząc, ponowie zeskoczyłam i poszłam napić się wody. Po powrocie usiadłam i zaczęłam niespokojnie obwąchiwać jej nogę. Czułam, że jest coraz gorzej.

– O co chodzi, Bello? Chcesz wyjść i załatwić swoje? Dopiero co byłyśmy na spacerze.

Mama poszła do kuchni i wyjęła pudełko ze smakołykami. Uwielbiałam dźwięk wyjmowania go z szafki, ale kiedy podeszła do schodków do piwnicy i otworzyła drzwi, byłam nieszczęśliwa. Ona i Lucas lubili rzucać mi tam smakołyki i patrzeć, jak z nimi wracam. Zazwyczaj któreś z nich mówiło wtedy: „dobre ćwiczenie”. Nie wiedziałam, co to znaczy, i nie rozumiałam, czemu po prostu nie dadzą mi smakołyka, a najlepiej całego pudełka. Ale tym razem nie chciałam jej zostawiać samej na szczycie schodów, gdy zrzuciła z nich kilka smaczków.

– Bello, co się dzieje? Nie masz ochoty na smakołyk?

Nawet jej głos mnie niepokoił. Zaskomlałam.

– No dalej, Bello! Biegnij po smakołyk!

Dawała mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie chce, a te smaczki na dole kusiły mnie swoim aromatem. Zbiegłam ze schodów z myślą o Lucasie. Zawsze gdy działo się coś złego, Lucas wszystko naprawiał.

Gdy pospiesznie połykałam smakołyki, usłyszałam dobiegający z góry głośny huk, którego dźwięk zdawał się wibrować w powietrzu.

Przerażona popędziłam na górę. Mama leżała zwinięta w kłębek na podłodze. Jęczała cicho i trzymała się za twarz drżącymi dłońmi.

Nie wiedziałam, co robić. Położyłam głowę na jej ramieniu, żeby dodać jej otuchy, ale było sztywne i się nie rozluźniało.

Szczekałam i szczekałam. Po chwili Mama przestała się tak bardzo trząść, ale jej usta się ruszały i wciąż cicho jęczała.

Nigdy nie byłam tak bardzo szczęśliwa, że potrafię wyczuć powrót Lucasa, jak w tamtym momencie. Wiedziałam, że zaraz będzie w domu. Spanikowana czekałam na niego niecierpliwie, gdy wreszcie pojawił się jego zapach, a drzwi się otworzyły.

– Bella? Dlaczego szczekasz? Nie możesz tu szczekać! Mamo? Halo?

Zostawiłam Lucasa i pobiegłam za róg, gdzie leżała Mama. Nie poszedł za mną, więc wróciłam. Był w kuchni i otwierał szuflady.

– Nie ma twoich smakołyków. Czyżby mama cię poczęstowała? Poszła uciąć sobie drzemkę?

Zaszczekałam.

– Hej! Bello, nie!

Pobiegłam z powrotem do Mamy. Lucas wciąż był w kuchni. Stanęłam nad nią i znowu zaczęłam szczekać.

– Bella! Cicho! – Lucas wyszedł zza rogu. – Mamo! – Podbiegł do niej i dotknął jej szyi, a potem wstał. Trąciłam nosem jej policzek. Lucas wyjął telefon i chwilę później zaczął mówić głośnym, przestraszonym głosem.

– Proszę, pospieszcie się! – krzyknął.

Niedługo potem w naszym domu pojawili się jacyś mężczyźni i kobiety. Czułam ich zapach, ale Lucas zamknął mnie w swoim pokoju, więc ich nie widziałam. Najpierw było dużo hałasu, a potem drzwi wyjściowe się zamknęły i zapadła kompletna cisza.

Byłam sama i przerażona. Potrzebowałam Lucasa, ale czułam, że wyszedł ze wszystkimi. Nie rozumiałam, co się dzieje, ale wiedziałam, że Lucas był przestraszony, a Mama nie obudziła się, gdy jej dotknął. Przelałam strach w swój głos, skomląc, popłakując i drapiąc drzwi, a potem zaczęłam szczekać, żeby zawiadomić ludzi o tym, że jestem sama, przerażona i potrzebuję pomocy.

Nikt nie przyszedł.


Tęskniłam za Lucasem tak bardzo, że jedynym, o czym mogłam myśleć, był dotyk jego dłoni na mojej sierści. Czułam, że nie będę bezpieczna, dopóki nie wróci do domu i nie wypuści mnie ze swojego pokoju. Wlewające się przez okno światło przygasło. Czułam, jak dzień zamienia się w noc, i popołudniowe wydarzenia wydały mi się bardzo odległe w czasie. Nadeszła pora, kiedy tylko ciche zwierzęta szeleściły w trawie, ptaki umilkły, a pod oknami przejeżdżały pojedyncze, szemrzące samochody, błyskając światłami przez zasłony. Gdzie się podziewał Lucas?

Byłam niegrzeczną sunią. Nauczyłam się, żeby nie kucać w domu i robić Załatw Swoje na dworze, ale teraz nie miałam wyjścia i zostawiłam coś w kącie pokoju. Wiedziałam, że gdy Lucas to zobaczy, krzyknie: „nie!”. Na podłodze przy łóżku znalazłam długi przedmiot do gryzienia pachnący Lucasem i właśnie się z nim rozprawiałam, gdy wreszcie wyczułam, że mój człowiek wraca, i usłyszałam jego kroki przed domem. Zaczęłam skomleć i skakać jak szalona, kiedy otwierał drzwi. W końcu do mnie przyszedł!

– Och, Bello, tak bardzo cię przepraszam. – Przybliżył twarz do mojego pyszczka, żebym mogła go po niej polizać. Skuliłam się, gdy przyniósł papier i wodę, żeby uprzątnąć to, co zrobiłam w kącie, ale nie nakrzyczał na mnie. Podniósł mój nowy gryzak.

– No cóż, i tak nigdy nie lubiłem tego paska. Chodź, Bello, pójdziemy na spacer.

Spacer! Gdy szliśmy chodnikiem, niebo zaczęło robić się jaśniejsze, słyszałam ptaki i czułam zapach Mamy Kotki, innych psów i ludzi.

Miałam nadzieję, że idziemy do parku. Chciałam wesoło ganiać wiewiórki, pobiegać po zjeżdżalni i bawić się w nieskończoność.

– To był kolejny atak padaczki – powiedział Lucas. – Od dawna ich nie miała. Myśleliśmy, że dzięki lekarstwom zniknęły na dobre. Bardzo się martwię, Bello. Lekarze nawet nie wiedzą, co jej jest.

Wyczuwałam jego smutek, ale go nie rozumiałam. Jak można być smutnym na spacerze?

Mama nie wróciła do domu ani nazajutrz, ani następnego dnia. Gdy Lucas szedł Do Pracy, zostawałam w klatce, dając upust frustracji i strachowi szczekaniem. Czemu Lucas musiał wychodzić? Czemu Mamy nie było w domu? Czy Mama kiedyś wróci? Czy wróci Lucas? Potrzebowałam swojego człowieka. Będę grzeczną sunią, będę robiła Siad i dawała pociechę, jeśli tylko oboje wrócą wreszcie do domu i wypuszczą mnie z klatki.


Kiedy Mama i Lucas weszli razem do domu, nie posiadałam się z radości. Szczekałam i skamlałam, błagając, żeby mnie wypuścili. Gdy Lucas otworzył drzwiczki, ledwie liznęłam go po twarzy i popędziłam do salonu, wskakując na sofę, gdzie leżała Mama. Śmiała się, kiedy lizałam ją po policzkach.

– Bella, zejdź – nakazał mi Lucas.

Nie lubiłam Zejdź. Ale kiedy klasnął w dłonie, wiedziałam, że będzie zły, więc niechętnie zeskoczyłam na podłogę. Mama wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać mnie po głowie, co było prawie tak samo miłe, jak leżenie z nią na kanapie.

– To co jest w tym zawiadomieniu? – zapytała.

– Mówiąc w skrócie, łamiemy warunki najmu, trzymając w domu psa. Dają nam trzy dni, a potem zadzwonią po hycla i rozpoczną procedurę eksmisyjną – powiedział Lucas ponuro. Chciałam iść i go pocieszyć, ale chciałam też zostać, żeby Mama dalej mnie głaskała.

Mama położyła dłonie na biodrach.

– Widziałam tu inne psy.

– Tak. Psie odwiedziny są dozwolone, ale pewnie ktoś im doniósł. W ostatnich tygodniach Bella dużo szczeka…

– Kto?

– Nie powiedzieli.

– Przecież chcemy być dla siebie nawzajem dobrymi sąsiadami. Nie rozumiem, czemu ten ktoś po prostu nie przyszedł z nami porozmawiać.

– No cóż, czasami potrafisz być odrobinę onieśmielająca, mamo.

Przez chwilę nic nie mówili. Gdy dłoń Mamy przestała mnie głaskać, trąciłam ją nosem.

– Nie możemy się przeprowadzić, Lucas – powiedziała cicho.

– Wiem.

– Masz stąd rzut kamieniem do pracy. A przeniesienie mojej zapomogi mieszkaniowej zajęłoby dłużej niż kilka dni. No i to jedyne miejsce, na jakie nas mniej więcej stać. Skąd w ogóle wzięlibyśmy pieniądze na kaucję?

– Tak było, zanim znalazłem pracę. Teraz może będzie nas stać na wyższy czynsz?

– Musisz odkładać pieniądze na studia – odparła Mama.

– Odkładam. Ale właśnie po to są oszczędności, na czarną godzinę.

– Nie mogę w to uwierzyć…

Znowu zamilkli. Podreptałam do Lucasa – czułam, że jest strapiony, choć nie wiedziałam dlaczego, skoro wreszcie byliśmy wszyscy razem w domu. Zwinęłam się w kłębek u jego stóp.

– Co teraz zrobimy, Lucas?

– Coś wymyślę – odparł.


Następnego dnia Mama przyłożyła telefon do policzka, podczas gdy Lucas patrzył na nią, a ja gryzłam gumowy patyk o nazwie „kość”. Były inne rzeczy, które też nazywały się „kość” i które znacznie bardziej mi smakowały.

– Właśnie to próbuję panu powiedzieć. To pismo jest jakąś pomyłką. Nie mam psa – powiedziała Mama.

Na dźwięk słowa „pies” podniosłam głowę. Co chciała mi powiedzieć? Spojrzałam na Lucasa, ale wciąż się w nią wpatrywał.

– Przez chwilę był u mnie szczeniak, to tyle. Nie jestem właścicielką żadnego psa. – Usłyszawszy „pies”, znowu spojrzałam na Mamę. – Zgadza się. Tak. Bardzo dziękuję. – Odłożyła telefon. – Nie skłamałam. Nie jestem właścicielką żadnego psa. Bella jest twoja.

Przyniosłam kość Mamie, myśląc, że chce mi ją rzucić na schody, żebym zrobiła Dobre Ćwiczenie.

Lucas uśmiechnął się szeroko.

– Znakomity argument.

Mama nie sięgnęła po kość.

– Ale to nie załatwia sprawy. Przyłapią nas prędzej czy później.

– Może nie. Będę wyprowadzał Bellę tylko przed świtem i po zmroku. Wtedy nie ma nikogo z administracji. Jestem pewien, że jeśli nie szczeka, to nikomu z sąsiadów nie przeszkadza. A gdy już będziemy na ulicy, to kto będzie wiedział, że tu mieszkam? Równie dobrze mógłbym po prostu przechodzić tędy z psem.

Nie wiedziałam, co mówią, ale podobało mi się powtórzenie mojego imienia i słowo „pies”.

– A co, jeśli będę musiała pójść do szpitala? Nie możesz za każdym razem brać wolnego w pracy. Mogę chodzić na meetingi wieczorami, ale to tyle.

– Może moglibyśmy oddać Bellę do psiej niani.

– I czym jej zapłacimy, jedzeniem?

– Mamo…

– Mówię po prostu, że nas na to nie stać.

– Okej.

Westchnęłam z zadowoleniem.

– Przepraszam. Po prostu nie wiem, jak sobie z tym poradzimy. Pewnego dnia, i to już niedługo, będzie musiała zostać sama, a wtedy się rozszczeka.

O psie który wrócił do domu

Подняться наверх