Читать книгу A historia toczy się dalej - Witold Morawski - Страница 8
Co trzyma nas w ryzach czasu?
ОглавлениеŻyjemy wśród nieustających zmian społecznych. Przytłaczają nas często, ale znajdujemy w końcu sposoby dawania sobie z nimi rady. Pomocnych jest w tym wiele rutyn, zawsze pojawia się jednak pytanie: od czego zacząć? Moja propozycja jest tradycyjna, mało raczej dyskusyjna. Odwołać się do „czynności według utartych szablonów” (Uniwersalny Słownik Języka Polskiego, 2003, s. 1097), które nabyte przez długą praktykę układają się w rytmy, powtarzalne ciągi wydarzeń najpierw w czasie, a często także w przestrzeni.
Rytmy związane z czasem są bardzo różne. Najczęściej spotykane dotyczą biologii, a tuż za nimi są chyba rytmy z astronomii. Zacznijmy od biologii, np. od rytmów serca. Gdy bije ono trochę szybciej na widok ukochanej, uważamy, że to normalne, ale gdy pojawia się to, co nazywa się arytmią, udajemy się do kardiologa. Może też chodzić o cykle życiowe: dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały, starość. Z astronomii najważniejsze są cykle dni i nocy, czy pory roku, które przybliżył tak wspaniale muzycznie Antonio Vivaldi w Czterech porach roku.
Pojęcie rytmu można odnosić właściwie do wszystkich sfer życia. W życiu człowieka religijnego taką funkcję pełnią dźwięki dzwonów kościelnych, które słychać o określonych porach dnia. W ekonomii dotyczą cyklu koniunkturalnego, w polityce – organizacji wyborów parlamentarnych. Poecie kojarzy się to pojęcie z językiem. Czesław Miłosz pisał: „Język jest moją matką […] Czułem się w moim języku pewnie, i myślę, że dlatego w nim tylko pisałem, wiersze i prozę – z ambicji – skoro jego tylko rytmy brzmiały w moim uchu, i bez nich nie miałbym nadziei, że to, co robię, jest dobre” (Miłosz, 2001, s. 245).
Pierwszą cechą rytmów jest powtarzalność, ale okazuje się, że nie zawsze. Spotykamy też rytmy swobodne, asymetryczne, czyli „niedające się ująć w takty” – jak czytamy w słowniku (Uniwersalny Słownik Języka Polskiego, 2003, s. 1106). Jak napisałem, wystarczy wiedzieć coś o arytmii serca, by zgodzić się na taką poszerzoną definicję rytmów, ale powtarzalność pozostaje nadal w tle, tyle że bywa chora.
Ograniczam się dalej do uwag o rytmach z perspektyw bliskich socjologii, ale wspomaganej przez historię. Uzasadnienie jest proste: socjologowie skupiają się głównie na współczesności, a historia zapewnić nam może fundamenty i zasugerować zmienne konteksty, bez których analizy współczesności mogłyby zawisnąć w próżni czasu czy przestrzeni. Problem z historią jest trochę podobny do tego, jaki mamy z własnym życiem, pokolenia, narodu. Słyszy się, że historia się powtarza, ale równie często, że przynosi zawsze coś nowego. Idea rytmów podsuwa rozwiązanie kompromisowe: historia się nie powtarza, powtarzają się natomiast jej rytmy, które „trzymają nas w ryzach”.
Co konkretnie nas trzyma? Jakie emocje nam towarzyszą? Ciepłe, jak te związane z emocjami matki czuwającej dzień i noc nad chorym dzieckiem? Czy zimne, kiedy polityk przedstawia wyborcom wszystkie możliwe opcje, a robi to czasem tak żarliwie, że wyborca dostrzega, iż tenże polityk dokonuje właśnie kolejnej wolty politycznej: jego nowe opcje to nic więcej jak tylko „prawda kolejnego etapu”, czyli taka, która jest mu pomocna w promocji siebie, w karierze. Nikogo to nie zaskakuje, ale co się za tym kryje?
Nie ma na to pytanie łatwej odpowiedzi. Socjologia – jak napisałem – ma uwzględniać doświadczenia z historii, ale z jak odległej historii? Otóż jakieś 5–6 wieków temu czas zaczął być postrzegany inaczej niż przez tysiące lat wcześniej. Zaczęto używać słowa „modo”, które oznaczało „teraz”, czy „ostatnio”. Znaczyło to tyle, że czas teraźniejszy zaczyna pomniejszać znaczenie czasu przeszłego i wszystkiego tego, co jest z nim związane: tradycji, religii, przeszłości. Podnosił rangę dnia, tego, co określa się hic et nunc. Ów zwrot „modo” dał początek pojęciu „modernizacji”, mającej wtedy na imię Renesans, nawiązującemu – paradoksalnie – do Starożytności po „ciemnych” rzekomo wiekach Średniowiecza. Nie tak już ciemnych, jak oceniają obecnie historycy, bo po upadku imperium rzymskiego w 476 roku i usunięciu scentralizowanej kontroli otworzyły się możliwości na fragmentaryzowaną kreatywność, która prowadziła z czasem do rozwoju kulturowego (uniwersytety, zakony itd.) poszczególnych prowincji Europy i pojawienia się samej Europy (por. Scheidel). Nowoczesność nie odrzucała przeszłości, ale zalecała jej krytyczne przewartościowanie, radykalne lub umiarkowane.
Co zatem buduje rytmy czasu, zdaniem socjologa? Proponuję przyjąć za wielkim poetą – modernistą Thomasem S. Eliotem, ale w ślad także za wielu socjologami, że decydujące są znaczenia, jakie ludzie przywiązują do spraw, które są dla nich bardzo ważne, ważne, mało ważne, nieważne. Wartości i interesy z nimi powiązane są decydujące. Ów poeta tak oto pisał o robotniczym rytmie życia:
Rzeka płynie, pora roku się zmienia
Wróbel i szpak nie mają czasu do stracenia.
Gdy człowiek budować przestanie
Jak będzie żyć?
Kiedy pole nie ugór
A pszenica to chleb
Nie dane mu będzie skonanie
W za ciasnym łóżku pod kołdrą za krótką. To droga
Bez początku i kresu, ani wprost, ani wspak,
Tylko zgiełk zamiast słów, jedzenie nie w smak.
Bez pośpiechu, bez zwłoki
Niestrudzenie tej drogi i kres
Budujemy znaczenie:
Kościół dla wszystkich
Dla każdego zajęcie
Każdy do pracy
(Eliot, 2007)
Socjologów interesują znaczenia, jakie przykładamy do pewnych spraw, bo to one trzymają nas w ryzach czasu, choć odbywa się to różnie w ramach różnych cyklów życia, czy historii. Zmiany dotyczą hierarchii spraw, czyli postaw ludzi wobec wyzwań, jakie przynosi życie. Hierarchie zwykły je pozostawać takimi, jakimi miały się od dawna, tradycyjnie, ale w nowoczesności zmian jest więcej, bo pojawia się silne dążenie do równości (egalitaryzmu) i wolności, czyli stare hierarchie ulegać w niej zaczęły spłaszczeniu. Najlepiej opisał to arystokrata Alexis de Tocqueville, w tytule swojej książki umieszczając słowo „demokracja”. Z nowoczesnym sensem demokracji, a także często z jej bezsensem, mamy do czynienia przez ostatnie dwa wieki. Egalitaryzm i indywidualizm uzupełniły dawne hierarchie, które nie znikły, ale nie są tak ważne, jak były kiedyś.
Rytmy zmian przyśpieszają w każdej sferze życia rodzinnego, religii, sąsiedztwa, w życiu wspólnot lokalnych, w partycypacji obywatelskiej, w funkcjonowaniu państwa. Źródeł zmian szukać trzeba w ludziach, którzy pewne zachowania powtarzają w takich czy innych rutynach, ale coraz częściej starają się mieć wpływ na bieg rzeczy. Nazywa się to sprawczością (agency), której źródeł szukać należy między innymi w coraz większych współzależnościach, jakich ludzie współcześnie doświadczają: w miejscu zamieszkania, w państwie czy regionie państw, np. w UE, w skali całego globu. Sprzyjają temu technologie informacyjne, rynki ekonomiczne, potrzeby społeczne, wymiana kulturowa.