Читать книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz - Страница 11

Rozdział 6

Оглавление

Kątem oka dostrzegł, że Andrzejek przyśpiesza. Jezu, jak ten chłopak biegał, jakby miał wiatr w nogach. Bez trudu prześcignął obrońcę, który mógł tylko oglądać jego plecy. Mortka bez zastanowienia przerzucił piłkę na wolne pole. Trochę za mocno, ale Andrzejek i tak zdążył. Nie zdołał jednak opanować futbolówki i w rezultacie zamiast do bramki trafił w słupek. Piłka wyleciała na aut.

– Przerwa! – krzyknął z drugiego końca boiska Marcin, ojciec chłopaków, z którymi przyszli na boisko. Mortka kiwnął głową na znak zgody i ruchami ramion zagonił synów w stronę ławki, gdzie zostawili swoje rzeczy.

Ola zaklaskała kilka razy, uśmiechając się, a potem wyciągnęła z torebki dwie półlitrowe butelki z wodą dla synów. Mortka swoją miał w torbie sportowej. Zanim po nią sięgnął, spojrzał szybko na ekran komórki. Żadnych esemesów, żadnych nieodebranych połączeń. Dochodziła osiemnasta. Jeszcze piętnaście minut, góra pół godziny i będzie wracał na komendę. Do pozostawionego na biurku stosu papierów, do tablicy, na której na przemian z Suchą zapisywali coraz to głupsze pomysły. Do nadziei, że uda im się dostrzec to, co umykało. Jeśli cokolwiek umykało.

Przejęcie

Подняться наверх