Читать книгу Osiedle marzeń - Wojciech Chmielarz - Страница 10
Rozdział 6
ОглавлениеMortka przez większość czasu siedział z telefonem przy uchu, rozmawiając z Suchą, która pilnowała przesłuchania sąsiadów, techników przeczesujących pokój zabitej i kilku innych rzeczy. Komisarz miał przez chwilę wyrzuty sumienia, że wszystko to zrzuca na młodszą koleżankę, ale szybko przypomniał sobie, jak on był traktowany na początku, i mu przeszło. Poza tym sam w takich chwilach zebrał mnóstwo bezcennego doświadczenia. Suchej też trzeba było dać na to szansę.
Nowak najpierw cierpliwie znosił tę telekonferencję, ale po kwadransie demonstracyjnie pogłośnił radio. Po pół godzinie pod starą mleczarnię zajechał kilkuletni srebrny mercedes na polskich rejestracjach. Zatrzymał się przed grupą Ukraińców. Podszedł do niego chłopak z rzadkim wąsem. Chwilę porozmawiali, po czym mercedes ruszył. Przejechał zaledwie kilka metrów. Zatrzymał się i zamrugał tylnymi światłami do radiowozu. Nowak uruchomił silnik.
Jazda zajęła im około pięciu minut. Przejechali na obrzeża Piaseczna i zaparkowali przy żółtym domku jednorodzinnym. Z mercedesa wysiadło trzech mężczyzn w jednakowych czarnych skórzanych kurtkach. Mortce skojarzyli się z braćmi Daltonami z komiksu o Lucky Luke’u. Nie oglądając się na policjantów, weszli do budynku.
Nowak wyłączył silnik i rozejrzał się dookoła, szczególnie zwracając uwagę na nielicznych przechodniów.
– Mam nadzieję, że nie jesteś sławny i nie gonią za tobą paparazzi.
– Dlaczego?
– Bo kiepsko by wyglądało na zdjęciach to, jak tu wchodzimy – mruknął Nowak i wyszedł z auta. Kiedy tylko się wyprostował, natychmiast podniósł kołnierz kurtki, dłonie schował do kieszeni i na wpół skulony szybkim krokiem poszedł w kierunku domu.
W środku w przedpokoju powitał ich łysy osiłek ubrany cały na czarno. Na masywnym karku miał wytatuowany skomplikowany wzór pełen błyskawic. Znał Nowaka, bo skinął aprobująco głową na jego widok i puścił ich dalej, do salonu. Mortka już wcześniej domyślał się, gdzie przyjechali, ale teraz miał pewność – do burdelu. Na parterze budynku mieścił się bar, za którym stał, opierając się o blat, chudy chłopaczek o ogromnej grdyce. Dwie dziewczyny ubrane tylko w sporo odsłaniającą bieliznę i buty na obcasach siedziały na wysokich krzesłach, paliły papierosy i żuły gumy. Trójka z mercedesa zajęła miejsce po przeciwnej stronie salonu, przy ustawionym tam stoliku. Na piętrze zapewne znajdowały się pokoje do dyspozycji gości przybytku. Z zawieszonych pod sufitem głośników płynęła nastrojowa muzyka. Okna były zasłonięte ciężką aksamitną zasłoną. Przez nieliczne szczeliny wpadały promienie słońca, ale głównym źródłem światła były przytłumione, porozmieszczane po całym pokoju niewielkie lampki.
Podeszli do Ukraińców. Nowak wziął sobie krzesło ze stolika obok. Stuknął w ramię jednego z mężczyzn, dając znak, żeby zrobił policjantom miejsce. „Dalton” przez chwilę się wahał, spojrzał na siedzącego pośrodku kolegę, który nieznacznie kiwnął głową. Dopiero wtedy się przesunął. Mortka chwycił za kolejne krzesło i też się dosiadł.
– Witam pana, panie komisarzu – przywitał się ten siedzący na środku.
– Cześć, Dmytro – odpowiedział Nowak.
– Psuje nam pan biznes.
– A jaki ty masz tam biznes, Dmytro? – zadrwił policjant. – Tylko przeszkadzasz uczciwym ludziom łopatami machać.
Ukrainiec uśmiechnął się krzywo.
– Napije się pan?
– Jestem na służbie.
– Nigdy to panu nie przeszkadzało.
Tym razem to Nowak wyszczerzył zęby. Mortka pomyślał, że gdyby byli psami, to właśnie jeżyłaby im się sierść, a z pysków zaczynała lecieć piana.
– To może cipkę? – zaproponował Ukrainiec.
– Jestem na służbie.
– Znowu. Nigdy to panu nie przeszkadzało. – Odwrócił się nagle do Mortki. – To może ty?