Читать книгу Kaszanka jako forma życia duchowego - Zbiegniew Mentzel - Страница 7
ОглавлениеJak pisać CV?
Można i tak:
Ja, Zbigniew Mentzel, zodiakalny Baran, urodziłem się w Warszawie dokładnie w połowie XX stulecia jako syn Rudolfa, wychowanka Korpusu Kadetów nr 1 we Lwowie, oficera Wojska Polskiego II RP, podporucznika piechoty w stanie spoczynku, farmaceuty, i Janiny z domu Mierzejewskiej, niedoszłej pianistki i poetki, przy mężu.
Protestancka rodzina wcześnie osieroconego ojca jest dla mnie zagadką; możliwe rejony pochodzenia nazwiska są germańskie, germańsko-austriackie, frankońsko-hebrajskie lub zgoła hebrajskie. Ale w poszukiwaniu nieznanych przodków dotarłem też do holenderskich mennonitów i dalej podążam tym tropem. Polska katolicka rodzina matki należała do zubożałej szlachty herbu Szeliga, która w Kongresówce i w PRL-u wyprzedała do szczętu resztki niewielkiego majątku. Obok dziadka Stanisława, magistra farmacji, egzegety Biblii, rodziców i siostry Marty, germanistki, najsilniejszy wpływ na moje życie wywarli dwaj wujowie, cioteczni bracia matki: Jan Tryjarski, inżynier konstruktor, utalentowany artysta malarz, który tuż po wojnie wszystkie swoje prace spalił w piecu, i Edward Tryjarski, profesor Polskiej Akademii Nauk, poliglota, który odczytał nieznane pismo runiczne napisów z Murfatlar (Rumunia) i Pliski (Bułgaria), autor książki Zwyczaje pogrzebowe ludów tureckich na tle ich wierzeń.
Z powodu wątłego zdrowia w szkole podstawowej opuszczałem średnio sto czterdzieści dni rocznie, ale dzięki Bogu przechodziłem z klasy do klasy. Po maturze w liceum imienia Adama Mickiewicza podjąłem pracę zarobkową jako goniec w redakcji dwutygodnika „Teatr”, co pomogło mi w pomyślnym złożeniu egzaminów wstępnych na Wydział Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Studia ukończyłem z wyróżnieniem i zostałem na uczelni jako asystent w Katedrze Kultury Polskiej, skąd relegowano mnie po roku, gdy w tygodniku „Polityka” ogłosiłem niedopuszczalną – według dziekana wydziału – recenzję z książki Literatura wobec wojny i okupacji, w której najważniejszy był esej Marii Janion o „cywilu” Białoszewskim.
Na państwowej posadzie pracowałem jeszcze trzykrotnie – jako radca w Naczelnym Zarządzie Kinematografii Polskiej (trzy miesiące), redaktor tygodnika „Polityka” (trzy lata) oraz rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Antynikotynowego (trzy tygodnie).
Od bez mała czterdziestu lat jestem wolnym strzelcem.
Mam dwie odznaki: Zasłużony dla Zdrowia Polaków (za pomysł piosenki Tylko nie pal) oraz Zasłużony Działacz Kultury (za „wkład i zaangażowanie w rozwój niezależnych wydawnictw w latach reżimu komunistycznego”).
Po raz pierwszy ujrzałem swoje nazwisko drukiem w miesięczniku „Wiadomości Wędkarskie” (rubryka „Na odpowiedź jeszcze za wcześnie”), pierwszy tekst natomiast ogłosiłem w dwutygodniku „Teatr” jako list do redakcji.
Po roku 1989 na życie chciałem zarabiać piórem, ale nie potrafiłem tej ambicji zaspokoić; utrzymuję się z gry na giełdzie (na przekór nieprawdziwej opinii, która wlecze się za mną od czasów szkolnych: dobry z polskiego, głąb z matematyki). Napisałem kilka książek, z których jedna – powieść Wszystkie języki świata – została przetłumaczona, niestety, jak na razie, tylko na pięć języków.
Zmuszony do tego przez przyjaciół z wydawnictwa Znak piszę obecnie biografię Leszka Kołakowskiego, z którym prowadziłem długie rozmowy w Oxfordzie ogłoszone w dwóch tomach.
Na pytanie, czy mając swoje lata, nie czuję się staro, odpowiadam, że stary jest ktoś, kto ma za sobą przyszłość, ja natomiast mam za sobą tylko przeszłość i – mam nadzieję – nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Za najważniejsze wydarzenia w swoim życiu uznaję: urodziny, śmierć matki, oświadczyny (przyjęte), napisanie pierwszego rozdziału powieści, ślub, śmierć ojca i każdy miesiąc czerwiec spędzony nad polskim morzem.
Ciąg dalszy nastąpi. Albo nie.