Читать книгу Kaszanka jako forma życia duchowego - Zbiegniew Mentzel - Страница 8
ОглавлениеBałkański kocioł w moim domu
Dla kogoś, kto – jak ja, na przykład – ożenił się z pół-Serbką i w rodzinie ma krewnych, którzy pochodzą z Bałkanów, zawodowo zajmują się Bałkanami i codziennie spierają się o Bałkany z bałkańskim temperamentem, pojęcie „bałkańskiego kotła” niezależnie od sensu, jaki nadają mu wydarzenia na Bałkanach, oznacza po prostu: wieczny zamęt w domu.
Bałkańskie wątki wplatają się w fabułę mego życia od niedawna, niekiedy jednak odnoszę wrażenie, że były tam zawsze, tylko nie potrafiłem tego dostrzec.
Kilka dni temu poszedłem na wieczór autorski serbskiego pisarza Bory Ćosicia, którego powieść Rola mojej rodziny w światowej rewolucji ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Kiedy wróciłem do domu, w telewizji szedł amerykański film Peacemaker („dynamiczne kino akcji”). Na ekranie ujrzałem Serba, któremu w Sarajewie snajper zastrzelił żonę i córeczkę i który, przekonany, że cały świat sprzysiągł się przeciwko Serbom, jako premier Republiki Serbskiej pomaga bratu wysadzić w powietrze gmach główny ONZ, biegając z rosyjską bombą nuklearną w plecaku. Po obejrzeniu filmu, aby na moment oderwać się od Serbów, otworzyłem książkę Pawła Elszteina o warszawskiej Pradze, dzielnicy mojego dzieciństwa, jednak już pierwszy fragment, na jaki natrafiłem, opowiadał o tańczącym niedźwiedziu, którego na dobrze znanych mi praskich ulicach oprowadzali przed wojną Serbowie...
Tempo, w jakim przyswajam sobie kulturę narodów bałkańskich, najwyraźniej ulega przyspieszeniu; coraz częściej też zastanawiam się, co mnie w tej kulturze, poza muzyką i urodą kobiet, najbardziej pociąga. Wspomniany pisarz serbski Bora Ćosić, mieszkający obecnie w Berlinie, przed przyjazdem do Polski ogłosił esej zatytułowany Pan Witold. Wyrzuca tam sobie, iż – w przeciwieństwie do Witolda Gombrowicza, który tłumaczył Polakom, że skoro Polska nie pozwala im czuć i myśleć jak ludziom, powinni od nadmiaru polskości się uwolnić – on, Bora Ćosić, nie potrafił podobną perswazją skłonić do opamiętania własnego narodu. Abstrahując od społecznej skuteczności perswazji Gombrowicza, sądzę, że Ćosić ma wyrzuty sumienia cokolwiek na wyrost. Bohaterami jego powieści są w każdym razie „ludzie po prostu” i ja przynajmniej czuję się z nimi jak wśród swoich; ta historia pewnej rodziny jest także moją rodzinną historią.
Izaak Babel w jednym z opowiadań o dzieciństwie wyznaje, że mając w rodzinie wujka pijaka, kuzynów, uwodzicieli generalskich córek, dziadka, który podrabiał podpisy i układał porzuconym żonom listy szantażowe, uciekał od tej frapującej rzeczywistości w fikcję, bo „w trzynastym roku życia zupełnie jeszcze nie wiedział, co począć z prawdą na tym świecie”. Trzynastoletni narrator powieści Ćosicia ma tymczasem tak naturalny instynkt prawdy, jakby przemawiający przez jego usta autor doskonale wiedział, że nasze zmyślenia, nawet najbardziej fantastyczne, są tylko gryzmołami na marginesach wielkiej księgi życia. Oto i jeden z jej rozdziałów zapisany przez mieszczańską rodzinę, którą po roku 1945, czyli „za komuny”, stłoczono w jednym pokoju własnego mieszkania (pozostałe cztery zostały „zajęte”): ojciec sprzedaje maszynki do mięsa, pije, trzeźwieje, staje na jednej ręce, matka gotuje, szyje, pisze wiersze, wujek uwodzi sąsiadki, ciotki opowiadają przedwojenne filmy...
Bałkany? Niekoniecznie. Dla mnie też Polska, Warszawa, Praga, ulica Środkowa, moje mieszkanie, mój stary dom... Dom bardzo niespokojny, gdzie wujek Tolek – niczym postać z powieści serbskiego pisarza – powtarza w kółko swoją ulubioną kwestię: „Tylko spokój może nas uratować”.