Читать книгу Gerard Wilk - Zofia Rudnicka - Страница 10

Miodowy tydzień w Warszawie

Оглавление

Podczas pierwszego roku studiów Andrzej zakochał się w Krystynie Banaś, pięknej, wysokiej blondynce, która też grała w koszykówkę. Kiedy Gedi przyjechał na święta do domu w 1964 roku, Andrzej zaraz mu ją przedstawił. Dziewczyna oczarowała Gerarda. Wszędzie chodzili we trójkę, a w większej grupie też z Helą, Lidką i pozostałymi sympatycznymi siostrami. Tworzyli zgraną paczkę. Krystyna miała dużo wspólnych tematów z Gerardem i bardzo się zaprzyjaźnili.

Kiedy 10 sierpnia 1968 roku brali z Andrzejem ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gliwicach, Gerard pojawił się na uroczystości jako trzeci świadek. Był już „tym” Gerardem Wilkiem znanym z telewizji. Przyszedł w hipisowskiej koszuli rozpiętej do pępka, z długimi włosami, w okularach lenonkach. Urzędniczka straciła głos z wrażenia, ale doprowadziła uroczystość do końca. Na ślubie kościelnym pojawił się już wytworny, w eleganckim garniturze. Na weselu był duszą towarzystwa. Uwielbiał być wśród rodziny i przyjaciół. Młodzi planowali tygodniowy wyjazd w Pieniny: Trzy Korony, przełom Dunajca, ale Gedi miał inny pomysł. Zaproponował im wyjazd do Warszawy i oddał na tydzień klucze do swojego mieszkania. Jechał właśnie do Łodzi kręcić film Przygoda z piosenką w reżyserii Stanisława Barei, w którym była scena taneczno-rewiowa z wielką liczbą tancerzy i tancerek. Choreografię robiła Krystyna Mazurówna i Gerard, jako jej główny partner, brał w tym udział. Andrzej bardzo się zapalił do pomysłu, ale jego żona znacznie mniej. Było gorące lato, a ona marzyła o górach od dawna. Gedi bardzo ją namawiał, obiecując „złote góry”, ale dotyczące przyjemności w Warszawie. Dała się przekonać i pojechali.


Wakacje z kuzynem Andrzejem, Władysławowo 1963

Mieszkanie było przy ulicy Świerczewskiego (teraz aleja Solidarności). Gerard wynajął je po Eli Czyżewskiej, wówczas niekwestionowanej gwieździe polskiego kina. Wyjeżdżała właśnie do Nowego Jorku i w najbliższym czasie nie zmierzała wracać do kraju. Mieszkanie było nieduże, typowe dla Muranowa, budowanego zaraz po wojnie z cegieł: pokój z oknem wychodzącym na Świerczewskiego, maleńka wnęka kuchenna, przedpokoik i łazienka z siedzącą wanną. Kawalereczka, na podłodze klepka, ale ogólnie przytulnie. Bywało tam bardzo wesoło, Gerard świetnie się czuł w tym mieszkaniu. Młodej parze było wprawdzie trochę ciasno – obydwoje byli wysocy, w końcu koszykarze – ale spędzili w Warszawie udany czas. Wszędzie mieli blisko: pomnik Nike, Teatr Wielki (nieczynny niestety w wakacje), Stare Miasto. Obejrzeli wszystkie piękne miejsca stolicy, posłuchali koncertu pod pomnikiem Chopina, zwiedzili Wilanów. Zajrzeli oczywiście do SPATiF-u, powołując się na dobrze tam znanego bywalca – pana Wilka.

Gdy wspaniały „miodowy tydzień” się skończył, poczekali na Gerarda, żeby oddać mu klucze i bardzo podziękować. Po powrocie z Łodzi zaraz zabrał ich na obiad do barku w Hotelu Europejskim. Produkcja wypłaciła już część honorarium, a on zawsze miał gest. Potem z grupą tancerzy poszli do Klubu Filmowców, tzw. Ścieku, na Trębacką. Był bufet, bar i tańce, których Gerard nigdy nie miał dość. Okazało się, że ktoś obchodzi urodziny, i wszyscy wylądowali w końcu na Saskiej Kępie w mieszkaniu na jedenastym piętrze, kontynuując zabawę. I podziwiali wschód słońca. Piękne gorące lato, świt. Cóż znaczy młodość! Państwo młodzi, wybawieni do granic, pojechali po bagaże i wyściskani przez Gerarda wsiedli do rannego pociągu – i od razu zapadli w sen. Jechali do Szczyrku na obóz sportowy koszykarek: Krystyna jako zawodniczka, Andrzej pełnił tam funkcję masażysty.

Gerard wrócił do domu, by odespać ostatnie dni. Był zmęczony częściowo zdjęciami, ale oczywiście i tym, co po zdjęciach. W Łodzi też był bardzo znany SPATiF…

Gerard Wilk

Подняться наверх