Читать книгу Gerard Wilk - Zofia Rudnicka - Страница 7

Pasja taneczna

Оглавление

Początkowo ważniejsze niż taniec było rysowanie. W szkole podstawowej mama zapisała młodszego syna do kółka plastycznego i tanecznego. „Tańczyłem zawsze na akademiach, pamiętam, w pierwszej parze, poloneza czy polkę. Mówiono mi, że jestem bardzo zdolny”, wspominał potem. Rysowanie tak go jednak pochłaniało, że w wieku dziesięciu, dwunastu lat zajmował się nim bez przerwy. Rodzice spodziewali się, że pójdzie w kierunku sztuk plastycznych. O istnieniu szkoły baletowej nikt nie wiedział. Gedi za balet uważał poloneza, oberka i mazura, znane z dożynek i kronik w telewizji. O pójściu do szkoły baletowej zadecydował przypadek. „Tańczyłem w parze z Kariną Mickiewicz i jej mama któregoś dnia powiedziała, że zapisuje córkę do szkoły baletowej. Nie miałem pojęcia, że jest taka szkoła. Ponieważ bardzo lubiłem tańczyć i występować, nie powiedziałem nic nikomu w domu i pojechałem z panią Mickiewicz i jej córką Kariną na egzamin. Pojechaliśmy tramwajem z Gliwic do Bytomia na egzamin wstępny – był to maj albo czerwiec 1957 roku”.


Taniec rosyjski w studio pana Śliwskiego

Dyrektorką szkoły była wtedy Halina Hulanicka, świetna przedwojenna tancerka. Zbadano słuch muzyczny Gerarda, sprawność ciała i jego możliwości fizyczne, które okazały się znakomite. Hulanicka przyjęła chłopca na okres próbny, ponieważ miał już trzynaście lat, a pierwszą klasę szkoły baletowej zaczynają dziesięciolatki. Gerard musiał nadrobić program. Do tej pory tańczył tylko tańce ludowe, co bardzo pomogło na egzaminie, ale nie miał pojęcia o zasadach baletu klasycznego. Opowiadał później, jak mocno go dziwiły ręce w położeniu przygotowawczym, dokładnie na wysokości „skarbów w majtkach”. „Jakże chłopak może tak stać?”, dziwił się. Wystylizowane ruchy, pozy i gesty stopniowo przestawały go jednak śmieszyć, a zaczynały mu się podobać. „Wtedy ani ja, ani tym bardziej nikt z mojej rodziny nie przypuszczał, że balet stanie się moją pasją”.

Pomyślnie zdany egzamin do szkoły baletowej sprawił mu wielką radość. Oczywiście najpierw powiedział o sukcesie mamie. Nie od razu się ucieszyła, ale dzięki pani Mickiewicz, która barwnie przekonywała o słuszności oddania syna do tej szkoły, udało się jakoś ją namówić. W końcu od dawna wyczuwała w synu przyszłego artystę. Gorzej było z ojcem. Nie wiadomo, jakich forteli użyła, aby uzyskać jego zgodę. Problemem okazały się też pieniądze, gdyż pojawił się nowy wydatek – opłata za internat. Ojciec miał swoje zdanie, ale w końcu machnął ręką. Gerard wspominał później: „Największym szokiem było, gdy oznajmiłem im: «Chcę tańczyć!». Zaczęły się rozmowy na temat przyszłości i pytania typu: «Ale jaki ty zawód będziesz miał?». Albo: «Ale z czego będziesz żył?». A ojciec mówił: «A jakże to można zarabiać nogami?». W mniemaniu moich rodziców taniec był czymś obok zawodu, rozrywką, pasją dodatkową, a nie poważnym zawodem”. Rodzice zrozumieli i docenili wybór syna dopiero po wielu latach. Wtedy byli już z niego naprawdę dumni.

Gerard Wilk

Подняться наверх