Читать книгу Gerard Wilk - Zofia Rudnicka - Страница 4

Оглавление

WSTĘP

Mój przyjaciel

Gerard Wilk – swego czasu było to elektryzujące nazwisko. Zaistniał szybko i niezwykle intensywnie. Balet, telewizja, film i bogate życie towarzyskie. Zdjęcia w prasie i okładki magazynów. Zwykle roześmiany, przystojny, z mocno zarysowaną szczęką, emanujący urokiem osobistym. Zawsze świetnie ubrany, interesował się modą, sztuką i tym wszystkim, co szlachetne w wyrazie. Do swoich filmów zaangażowali go zarówno Andrzej Wajda, jak i Stanisław Bareja; jako fotomodel współpracował z Barbarą Hoff.

W Warszawie pojawił się jako piętnastoletni młodzieniec. Ze względu na wybitne zdolności artystyczne przeniesiono go tu z bytomskiej szkoły baletowej. Wysoki, zgrabny, z temperamentem, choć z urodą nie było jeszcze wtedy najlepiej; zmora dorastających chłopaków – pryszcze. Denerwujące, ale w końcu na szczęście minęły.

Poznaliśmy się w internacie szkoły baletowej w Warszawie. Przyszedł do nas jako utalentowany chłopiec, wzbudzając od razu duże zainteresowanie. Szczególnie w bursie, gdzie wszyscy stają się jedną wielką rodziną. Przy niedzielnych śniadaniach i obiadach, kiedy nikt się nie spieszył, można się było lepiej poznać. Starsi chłopcy siedzieli zawsze przy stoliku bliżej okna i komentowali z daleka wchodzących na posiłek. Wiadomo, niedziela, wszyscy ładnie ubrani, dziewczęta wymalowane, obowiązkowo puder fluid w kolorze pêche (był tylko taki albo „egzotyczny”) i czarne kreski. Gerard z Jac­kiem Skołudą od razu zauważali głośno: „Ooo, jaka czwarta klasa dzisiaj ładna!”. A my dumne szłyśmy do swojego stolika. I, zachwycone, oddawałyśmy coś ze swojej porcji, żeby się przypodobać starszym kolegom. Z Gerardem polubiliśmy się od początku. Był starszy ode mnie o cztery lata, ale w Bytomiu musiał się cofnąć o rok, żeby nadrobić baletowe zaległości. Ja byłam dla niego grzeczną panienką z Krakowa, on imponował mi gustem i swoim charakterystycznym „er”. Podziwiałam go na koncertach szkolnych, on zachodził na lekcje baletu patrzeć, jakie robię postępy. Obydwoje fascynowaliśmy się kinem, ale nie byłam jeszcze wtedy dla niego towarzystwem do rozrywek i kulturalnych wyjść. Kiedy kończył szkołę, uczyłam się dopiero w szóstej klasie. Ciekawy świata i życia, wchodził już w nie pełną parą, a my dalej siedziałyśmy w oknie i wertowałyśmy w „Życiu Warszawy” repertuar kin na niedzielę: Albatros na ulicy Skoczylasa, Atlantic na Rutkowskiego, Kos na Ciołka, w-z na Leszno, Wars w Rynku Nowego Miasta…

Przyjaźń między nami przetrwała i nie zmąciły jej ani upływające lata, ani odległość spowodowana jego wyjazdem do Brukseli w 1970 roku. Zawsze w pewien sposób byliśmy blisko siebie. Nie ma go już prawie ćwierć wieku. Szmat czasu, a dalej trudno mi w to uwierzyć. Dlatego spieszę się, by zachować dla potomnych obraz tego wspaniałego tancerza i niezwykle barwnej artystycznej postaci. Ulotną sztukę tańca w jego przypadku zachowały filmy i zdjęcia. Był bardzo fotogeniczny i lubił się fotografować, pozostawił wielką kolekcję zdjęć.

To moja bardzo osobista opowieść o Gerardzie Wilku, ale zapraszam do niej nie tylko wielu znajomych, ale i wszystkich, którzy chcą go poznać. Jako tancerz i artysta Gerard istnieje w pamięci całego pokolenia. Sklejam jego obraz z faktów, wspomnień, opowieści przyjaciół i peanów wielbicieli. Mówią o nim bardzo chętnie, z entuzjazmem i sentymentem: „Ach, Gerard! O Gerardzie – oczywiście! Jego nie można zapomnieć!”. Czasem pamięć zawodzi albo okazuje się, że każdy pamięta inaczej. Zawsze jednak życzliwie. Dla mnie te rozmowy przywołujące wspomnienia stały się emocjonalną wędrówką po urokach młodości w realiach PRL-u, czyli w kompletnie innych czasach. Dla sztuki były one wspaniałe!

Gerard Wilk

Подняться наверх