Читать книгу Wszystko, co piękne, zaczęło się potem - Simon Van Booy - Страница 13

4

Оглавление

Ateny są otoczone pasem pustkowi. Ludzie czasami zapuszczają się tam w poszukiwaniu przedmiotów, które można potem sprzedać na pchlim targu w Monastiraki. Schylają się i odgarniają piach z kafelków, które ułożono przed dwoma tysiącami lat.

Czterysta lat później, u schyłku cesarstwa rzymskiego, jakieś dziecko stawia na tych kafelkach pierwsze kroki, ku wielkiej radości rodziców. Wieki potem dom wypełnia się opowieściami o nowym świecie, a głodny pies łapczywie zlizuje miód, który ulał się z dzbana.

W tamtych czasach było więcej drzew.

W powietrzu wisiał zapach wyschniętej trawy.

Przylatywały i odlatywały ptaki.

Teraz widać tylko żółte skały, kanapę i materac porzucone w środku nocy. Odłamki szkła błyskają w słońcu. Skrawek cienia pod resztką ściany, obluzowane szczątki muru niby spróchniałe zęby. Kiedyś był gładki – budowniczy dokładnie wygładził spojenia i zdmuchnął pył z dłoni. Jego koń czekał na zewnątrz, chłepcząc wodę z głębokiego wiadra.

Ateny to świat rozpaczy i olśnienia pięknem.

Rebecca w tych dwóch sprzecznych nastrojach odnalazła się jako kobieta.

Bardzo szybko pokochała to miasto.

A miłość do Aten, jak każda miłość, zależy bardziej od przybysza niż od miasta.

Grecka stolica współgrała z Rebeccą na każdym kroku. Jej nastroje znajdowały odbicie w otoczeniu: w sprzedawcy papierosów karmiącym koty kawałkami ryb, w przelotnym deszczu, którego nikt się nie spodziewał, w kalekich dzieciach siedzących cierpliwie na schodach przed kościołem, podczas gdy ich matki zaciskały pięści, wygrażając Bogu, to znów otwierały je na widok przechodzących turystów.

Rebecca poczuła się fizycznie związana z tym miastem, a ono doceniło to ślepe oddanie i wzięło ją pod swoje skrzydła.

Gdy otwarła powieki, George już nie spał. Uśmiechnął się do niej i zaoferował kolejny masaż.

– Muszę niedługo usiąść do rysowania – powiedziała. – Ale napijmy się razem kawy.

George zaproponował, że pójdzie po świeży chleb, ale Rebecca stwierdziła, że nie ma na to czasu.

Biła od niego jakaś lekkość i rozmarzenie. Kiedy brał prysznic, zdawało jej się, że słyszy jego śmiech.

Potem wolno pił kawę i przyglądał się sprzętom w kuchni.

Kiedy otworzyła mu drzwi i życzyła udanego dnia, wyszedł tyłem, machając na pożegnanie. Potem wzięła długi prysznic.

Przez resztę dnia szkicowała, popijając rumianek. Po południu zrzuciła ubranie i pracowała w samej bieliźnie. Gdy upał stawał się nie do zniesienia, odkręcała piskliwe kurki prysznica i po chwili wchodziła do kabiny. Woda szybko znajdowała i wypełniała pęknięcia w żółtej ścianie, wnikała w odsłonięty cement, który momentalnie wysychał, mimo że słońce tam nie wpadało.

Powoli chłodziła każdą część ciała.

Grad kropli zdzierał z niej lepką warstewkę potu.

Napełniła usta.

Jej babcia utopiła się w zwykłe sierpniowe popołudnie. W jeziorze niedaleko domu.

Matka Rebekki widziała to na własne oczy. Była wtedy jeszcze dzieckiem. Pobiegła do domu zawołać tatę. Wypadł tylnymi drzwiami. Nie mogła za nim nadążyć i zgubiła się w lesie. Przestała biec. Była wystraszona. Rozpłakała się i posiusiała. Nogi ją szczypały. Gdy dotarła nad jezioro, ujrzała tylko spokojną przestrzeń wody. Dopiero po chwili wśród trawy na przeciwległym brzegu spostrzegła dwa ciała – jedno w rozpaczliwym ruchu, drugie całkiem nieruchome.

To był rok 1964. Matka Rebekki miała wtedy niecałe sześć lat.

Młody policjant usiadł z nimi przy stole w kuchni. Co chwila opierał dłoń na pasku. Poczęstowali go herbatą.

Jego czapka leżała na stole obok ciasta porzeczkowego.

– Co pan zamierza zrobić z jej ubraniami? – zapytał. Zegar w sieni tykał głośno, jakby próbował odpowiedzieć na zadane pytanie.

Potem żandarm wskazał ruchem głowy dziewczynkę siedzącą na kanapie z lalką.

– A z nią?

Jej ojciec milczał zapatrzony w pustą filiżankę. W zasadzie milczał przez resztę życia.

Policjant dopił herbatę i odjechał.

Po prysznicu włosy Rebekki były mokre i ciężkie. Nad Atenami zapadał zmierzch.

O tej szarej godzinie jej rysunki ożywały.

Miasto stygło, malał ruch na szerokiej ulicy. Za ścianą słychać było brzęk łyżek o garnki. Ktoś nakrywał do stołu. Ktoś wołał dzieci głosem na skraju złości.

Pomyślała o George’u i o jedynej nocy, jaką spędzili razem.

Próbowała sobie wyobrazić, o czym on teraz myśli. Miłość mężczyzny jest jak barwna kropla wpadająca do czystej wody.

Gdy Rebecca pracowała dla Air France, pewnego razu jeden starszy mężczyzna umarł w fotelu.

Większość pasażerów wtedy spała. Uwagę Rebekki zwróciły otwarte oczy. Przekartkowała jego paszport. Nie był żonaty. Miał eleganckie buty i pieprzyk na twarzy. Ciężki zegarek z jasnego złota lśnił w półmroku. Gdzieś daleko w dole byli jacyś ludzie, dla których wciąż był żywym człowiekiem.

Rebecca mieszkała głównie w hotelach. Czasem, leżąc w łóżku, spoglądała na swój uniform rozłożony na krześle.

To ja – myślała.

Taka właśnie jestem.

Wszystko, co piękne, zaczęło się potem

Подняться наверх