Читать книгу Wszystko, co piękne, zaczęło się potem - Simon Van Booy - Страница 20

9

Оглавление

– Pa, Henry – powiedział tata.

– Nie boisz się, skarbie, prawda? – zapytała mama. – Pamiętaj, że w razie czego jesteśmy w domu obok.

Henry skinął głową.

– Wiem, mamo.

– Jeśli twój braciszek się obudzi, przyjdź nas zawołać, dobrze?

– Dobrze, mamo. Wiem, co mam robić.

– I nie boisz się? – zapytała łagodnie.

– Poradzi sobie, Harriet – rzekł tata. – Chodź, bo się spóźnimy.

W domu było bardzo cicho, czasem tylko coś zaskrzypiało w kuchni albo stuknęła otwarta przez kota klapka w drzwiach. Henry usiadł przed włączonym telewizorem. Na stole stał talerz pełen kruchych ciasteczek z rodzynkami i duża szklanka gęstego soku z pomarańczy. Na dworze było jeszcze widno. Z ulicy, mokrej po ulewnym deszczu, co pewien czas dobiegał szum przejeżdżających samochodów.

Kiedy kreskówka się skończyła, Henry zaczął się zastanawiać, kiedy wrócą. Stał przed telewizorem i czekał na to, co będzie dalej.

Miał na sobie majtki ze Spider-Manem. Widział swoje odbicie w szklanym ekranie. Tamten drugi chłopiec stał nieruchomo. Obaj czekali, aż poleci następna bajka.

Pomyślał, że zajrzy do braciszka. W końcu takie miał zadanie – czuwać nad nim pod nieobecność rodziców.

Był o pięć lat starszy od brata, ale wyglądali bardzo podobnie. Dzidziuś zawsze chciał wszystkiego dotknąć, po wszystko z grymasem wysiłku wyciągał palce. Ciągnąca się ślina. Smród pieluch, ciężkich i ciepłych jak papierowa torba z jedzeniem na wynos. Natarczywy płacz. Włosy tak rzadkie i cienkie, że byle wiatr mógłby je zdmuchnąć. Przypomniał sobie te jego niebieskie oczka po przyjeździe ze szpitala. Mały possał jego palec. Henry powiedział, że on tak je agrest, i wszyscy się roześmiali.

Wtedy dzidziuś był jeszcze całkiem łysy. Teraz miał już prawie roczek. Henry lubił go podrzucać na łóżku. Miał miękkie niebieskie śpioszki. Rozpinało się je, żeby go w nie włożyć. Haftowana rybka uśmiechała się i puszczała oko.

Henry stanął w pokoju brata. Nienawidził zapachu środka dezynfekującego i pudru dla niemowląt. Zasłony były zaciągnięte, światło przyćmione.

Braciszek oddychał szybko. Dłonie miał malutkie, ale ze zmarszczkami wszędzie tam, gdzie być powinny.

Na dworze zaszczekał pies.

Dzidziuś otworzył oczy i mrugając, obrócił głowę. Uśmiechnął się na widok Henry’ego, lecz po chwili zaczął płakać.

– Nie płacz, mama i tak nie przyjdzie. Jest u sąsiadów.

Henry wsunął rękę między szczebelki łóżeczka, ale to nie pomogło.

Zatańczył i zaśpiewał piosenkę o misiach, której nauczył się w szkole.

– Nauczę cię ją śpiewać, jak będziesz starszy. Jak ja.

Braciszek poczerwieniał od płaczu, wybałuszał oczy.

Niech już przestanie wrzeszczeć. Mama i tata będą źli. Będą mieli do niego pretensje. Po co wchodził do pokoju dzidziusia?

Już miał biec do sąsiadów, gdy nagle wpadł na pomysł. Da mu zabawkę.

Na stole do przewijania, obok sterty pieluch, leżała plastikowa zabawka, która kiedyś wisiała nad łóżeczkiem Henry’ego. Tata powiedział, że może spodoba się dzidziusiowi i że jutro mu ją zawiesi.

Henry chwycił zabawkę i zaczął nią wymachiwać nad łóżeczkiem.

– Kiedyś była moja. No, nie płacz już.

Braciszek ucichł i wyciągnął rączki do góry.

– Chcesz się nią pobawić?

Mały się zaśmiał. Jego twarz odzyskała normalny wyraz, a pokój nagle zajaśniał ostatnim, nikłym blaskiem dnia. Henry wrzucił zabawkę do środka.

Dzidziuś był zadowolony. Pulchnymi paluszkami obmacywał drobne części. Wsadził do ust jednego z plastikowych zwierzaków, potem wyjął go i obejrzał. Ciągnął za sznurki i próbował gryźć drewniany stelaż.

– Idź spać, braciszku. Kolorowych snów.

Henry był z siebie dumny. Będzie mógł pochwalić się mamie, że uspokoił małego po tym, jak obudził go pies.

Rodzice wrócili o zmierzchu. Ponieważ w telewizji nie było nic ciekawego, wszędzie leżały porozrzucane zabawki. O tej porze cały dom tonął w cieniach. Henry nie zapalił światła, bo musiałby w tym celu oddalić się od jasnego ekranu telewizora.

– Jaki dzielny chłopiec – pochwaliła go mama.

– No, kawalerze – odezwał się tata. – Pora do łóżka.

Henry ziewnął.

– Twój brat się nie obudził?

– Obudził, ale go uspokoiłem i zasnął.

– Prawdziwy zuch – powiedziała mama. – Wiedziałam, że spiszesz się na medal.

– I mniejsza o to, że wyszliśmy tylko do sąsiadów – dodał tata.

Kiedy Henry pod jego okiem przebierał się w piżamę, powietrze przeszył straszny, przeciągły wrzask. Ojciec wybiegł z pokoju.

Potem i jego okrzyk dobiegł z pokoju dzidziusia.

Henry patrzył przez szparę w drzwiach.

Musieli przecinać sznurki nożyczkami.

Henry zmoczył spodnie, ale nikt nie zauważył.

Po jakimś czasie przyjechała policja i karetka.

Zjawili się sąsiedzi w eleganckich strojach.

Henry nie musiał iść spać. Rodzice pozwolili mu porozmawiać z policjantem.

Wszystko, co piękne, zaczęło się potem

Подняться наверх