Читать книгу Łapy precz od żartów - Abelard Giza - Страница 4

Оглавление


Czy mógłbyś mi powiedzieć, kim jest Filip Chajzer? Tzn. kim jest dla Ciebie? Bo dla mnie jest postacią z odległego świata polskiej telewizji, który to świat dawno nie jest moim. Ze strzępków, które docierają do mnie za sprawą polubień czy reakcji znajomych na FB, wynika, że Filip Chajzer to typ ze zbyt niskim, zadętym głosem, którego ciężko się słucha. Jakiś inny typ zrobił mema, żartowo dotykającego wielkiej, osobistej tragedii celebryty.

Filip Chajzer straszliwie się zdenerwował, dotarł do danych autora mema i publicznie je udostępnił, nazywając go m.in. „kurwą”. Ja rozumiem, że są granice dobrego smaku (są?), ale jeżeli są granice dobrego smaku (a są?), to powinny również istnieć granice zdenerwowania.

Też chciałbym nazwać Chajzera tak,

jak on nazwał autora mema.

Jednak po konsultacjach z prawnikiem uznałem, że warto uniknąć długiego procesu, zakończonego prawdopodobnie nawet kilkusettysięcznym odszkodowaniem.

Zrobię inaczej, użyję zamiennika. Abelard, unikamy procesu!

Chajzer. Ty gagatku! Łapy precz od żartów!

Wiem, że Filip Chajzer przeżył wielką, osobistą tragedię. Czy osoby, które przeżyły wielką, osobistą tragedię mają prawo do publicznego szkalowania innych osób z powodu odmiennego podejścia do rzeczywistości, wyrażającego się w żartach dotykających wspomnianej wielkiej, osobistej tragedii?

Nie wiem. Niewiele wiem. Nie będę udawał, jak Filip Chajzer, że wiem więcej, niż wiem.

W ogóle przecież szkoda czasu na tego gagatka. Kurzą Końcówkę. Primadonnę...

Szkoda czasu, jest tyle do obejrzenia; na Netfliksie i nie tylko: „Fargo 3”, „Twin Peaks 3”, „American Gods”, za chwilę wchodzi „The Mist” na podstawie Kinga. A tu Filip Chajzer wyświetla mi się z taką akcją FB (ktoś ze znajomych to polubił) i zaczyna werbować swoich miłośników do tańca nienawiści. Nawiasem mówiąc, skąd Filip Chajzer ma tylu zwolenników i tyle zwolenniczek?!

W czasie kiedy pisałem poprzedni akapit, mogłem ok. 4 razy sprawdzić, jak wyglądały szczegóły wielkiej, osobistej tragedii Filipa Chajzera. Już nie tylko z braku czasu tego nie zrobiłem, acz specjalnie. Tak jak specjalnie nigdy nie nauczyłem się na pamięć swojego PESEL-u – jako wyraz buntu przeciwko Kafkowskim mechanizmom redukcji człowieka do numeru. I tak samo nie sprawdzę, jak wyglądały szczegóły wielkiej, osobistej tragedii Filipa Chajzera. Bo jebie mnie polski i (nie tylko) system celebrycki.

Nie chcę być trybikiem w maszynie zainteresowania ludźmi, których intelektualna miernota, za sprawą srebrnego ekranu, szpeci wiele polskich domów.

Z tego względu mogę tylko zgadywać, jak wyglądały szczegóły wielkiej, osobistej tragedii Filipa Chajzera. Chociaż może Ty mi napiszesz...

PS

W erze postinformacji i postprawdy wszystko, co jest w mediach, nie istnieje, Chajzer, jego wielka, osobista tragedia; to prawdziwie istnieje tylko w życiu Chajzera, a kiedy staje się informacją, doniesieniem, funkcjonuje na zasadzie opowieści, towarzyszy temu zasada fikcyjności, jest komiksem, radiowo-prasowo-telewizyjno-internetowym spektaklem i ludzie powinni mieć prawo robienia z tym, co tylko im się podoba. Tak jak się dzieje z wierszami, powieściami, filmami, stand-upem.

Chajzer nie tworzy w ramach tradycyjnie, kanonicznie pojmowanych dziedzin sztuki. Utworem Chajzera, dziełem jego życia jest... jego życie, jego prywatność – niczym wszystkich celebrytów. Chajzer zgodził się na taki układ, zostając celebrytą. Święte oburzenie i wkurw to przy takiej optyce zachowanie zgoła dziecinne, niegodne bohatera komiksowego, tradycyjnie męskiego, mężnego, pomagającego mieszkańcom Gotham, na jakiego Chajzer, w medialnej opowieści o sobie-Batmanie, pozuje.

Jednak celebryci przyzwyczaili nas do kłamstw. Na tym polega system celebrycki. Jest to przemysł kłamstwa. Przemysł pozorów. Tworzone są opowieści dla mas, pospólstwa, tłuszczy. O tym, jak mieszkańcy rezydenci medialnego Olimpu żyją, cieszą się, wyjeżdżają na wakacje, ale też o tym, jak umierają, cierpią i zmagają się z tragediami. Wszystko to nosi znamiona fałszu, oszustwa, przekłamania, fikcji. Albo po prostu – stosując miarę, którą przywołałem na początku – postprawdy.

Jest takie słynne zdanie, które znam z lektury dzieł guru pokolenia bitników Williama S. Bourroughsa, zasłyszane bodaj w ukochanym przez Bourroughsa Tangerze, chyba od kogoś w rodzaju szamana czy marokańskiego ludowego pisarza, przewodnika duchowego. Według mnie świetnie opisuje tę sytuację oraz wszelkie inne, w których wkurwienie celebrytów dotyczące komentarza do ich życia odgrywa główną rolę. Dedykuję to zdanie Filipowi Chajzerowi. I niechaj ta jednostka syntaktyczna (tak nazywamy zdanie, kiedy chcemy się popisać) posłuży za puentę: „Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone”.


Łapy precz od żartów

Подняться наверх