Читать книгу Depresjologia - Agata Komorowska - Страница 7
Wszystko możesz, nic nie musisz
ОглавлениеNic. Naprawdę. Tak, tak, już słyszę, jak walisz książką w blat, na którym stoją niepozmywane naczynia po śniadaniu. Mieszkanie wygląda jak po wybuchu bomby i jesteś już spóźniona do pracy. A ja ci tu pieprzę o tym, że nic nie musisz. Nie musisz. Nie musisz. Nie musisz. Nie musisz! Chcesz.
Nie chcę! Nie chcę sprzątać, iść do pracy, gotować i robić prania! Nie chcę tej samotności, smutku i przygnębienia. Nie chcę…!
Czyżbym słyszała twój krzyk?
No, to jesteśmy na dobrej drodze. Powiedz mi, czego jeszcze nie chcesz? Śmiało, nazwij to!
Ja (twoje imię) ……………………………………… nie chcę:
–
–
–
–
–
Mamy już dobry początek. Początek napisany przez ciebie. Dziękuję. Teraz możemy porozmawiać o śmierci. Jak często o niej myślisz? Masz już gotowy scenariusz, czy liczysz na to, że któregoś dnia po prostu się nie obudzisz? W śmierci nie ma nic złego. Ja swoją mam za sobą. Śmierć daje czemuś kres. Czasem umrzeć musi ktoś wymyślony, by żyć mógł ktoś prawdziwy. Umiera ktoś, kogo stworzyły okoliczności, rodzina, sąsiedzi, wychowawcy, szkoły, otoczenie, religia, doświadczenia i rodzi się ktoś, kogo dawno pochowałaś, prawdziwa ty. Rodzi się na nowo to maleńkie, radosne, niewinne dziecko, które potrafi być spontaniczne, autentyczne i szczere w okazywaniu swoich uczuć. Które potrafi cieszyć się deszczem tak samo jak słońcem, dla którego tęcza jest powodem do radości, które złości się spontanicznie, intensywnie i krótko, a potem zapomina o urazach. I gdy umrze już ten nieszczęśliwy, przegrany, zgnębiony i chory człowiek, którym się stałaś, ty i to dziecko staniecie się znów jednym. Na nowo nauczysz się słyszeć głos swojego serca i nie będziesz się bała za nim podążać. Twoje zdrowe ciało będzie miało mnóstwo sił, by cię nieść, rozum będzie podpowiadał najlepszą drogę, a dusza śpiewem nada tempo i wystuka rytm. Ale najpierw umrzeć musi ta wymyślona, wykreowana i zaplanowana postać, którą z całą pewnością nie jesteś. Zostań ze mną, ukatrupimy ją razem. Chcesz? Kiedy już to zrobimy, nauczę cię żyć na nowo! Nie mogę się doczekać, żeby cię nareszcie poznać, ale może najpierw odkryjmy, kim naprawdę jesteś. Dobrze?
Marzec 2013
Zapadam w sen w momencie, gdy dotykam poduszki. Ktoś gasi mi światło, wyjmuje wtyczkę. Nie śnię, nie wypoczywam, NIE JESTEM. Jak dobrze zaprogramowany robot budzę się kilka razy w nocy, robię obchód, sprawdzając, czy z dziećmi wszystko w porządku, i dotykając łóżka, ponownie wpadałam w nicość. Rano budzik wyrywa mnie z czarnej otchłani, ale nie jestem w stanie ruszyć ręką ani nogą, nie mogę się podnieść, boli mnie wszystko, budzę się z koszmarnym bólem głowy, czuję mrowienie w różnych częściach ciała. W środku coś musuje. Muszę skupić całą uwagę, zebrać wszystkie siły, by wykonać pierwszy ruch: opuścić nogi na ziemię, podnieść tułów, usiąść… Och, jak głośno moje ciało woła o pomoc, wrzeszczy, a ja go nie słyszę. Koncentruję wszystkie siły, by zmusić się do posłuszeństwa, ale powoli tracę kontrolę. Gdy boli mnie głowa, biorę proszki, gdy zasypiam w pracy, piję kawę i popijam energetykiem. Mam metodę na wszystko, przynajmniej tak mi się zdawało. Dzisiaj świat mi zawirował, a gdy zmierzyłam ciśnienie, mąż zadzwonił po karetkę. Nie potrafiłam zapanować nad strachem, dygotaniem całego ciała, szczękającymi zębami. Uklękłam na balkonie w zimny, marcowy wieczór, przykryłam się kołdrą i czekałam na sygnał karetki. Telepało mną tak mocno, że bałam się ruszyć. I nagle… wszystko ustało. Usłyszałam ciszę. Świat się zatrzymał. Czy tak wygląda śmierć? Położyłam rękę na sercu, by poczuć jego bicie. Nic nie czułam. Nie wiem, ile czasu tak trwałam, ale potem wszystko zaczęło się od nowa: dygotanie, strach… Żyłam, ale straciłam panowanie nad swoim życiem…