Читать книгу Felietony - Agata Passent - Страница 10

Оглавление

Poród na balkoniku

Muszę kupić pieluchy. Dla siebie. Nie dla dziecka. Dużo pampersów. Żeby na co najmniej dwa albo i trzy lata sikania pod siebie mi starczyło.

Medycyna teraz cuda na kiju od kroplówki czyni, na pewno utrzymają mnie na bloku geriatrycznym tych parę lat. Niech sobie koncerny farmaceutyczne zarobią i nowa fala imigrantek pielęgniarek i pielęgniarzy z Ukrainy przy mnie popracuje, pozmienia mi pościel, pokarmi kleikiem, a ja będę złośliwą staruchą bekającą tym kleikiem prosto w ich świeże pielęgniarskie czapy. A i dla męża wezmę kilka paczek pampersów, niech zna mój gest. Jak mi się, do kaduka, zachce, to na OIOM-ie palić się nauczę. Będę kurzyć w toalecie, a potem udawać, że nie pamiętam, jak się nazywam i gdzie jestem. Na lekomankę materiał ze mnie przedni. Łatwość zagajania mam we krwi. O, proszę, tu morfologia do wglądu. Z moją nawijką łatwo wkręcę się do szajki szpitalnej handlującej lekami. Już za chwileczkę, już za momencik śmierć mnie dopadnie, o czym dowiedziałam się z artykułu opublikowanego w jednym z tygodników opinii.

Państwa też śmieszy to określenie? Tygodnik opinii. Jedne strony w sieci, blogi czy pisma publikują mrożące krew w żyłach opinie, a inne zwykłe nudne fakty bądź wyważone zniuansowane oceny, które nie „generują klikalności ani cytowalności”, jak to się dziś ładnie mówi.

Według tekstu pani T. (pełnego nazwiska nie podaję, bo pozostając w pełni władz umysłowych, zachowałam resztki empatii) jesteśmy z mężem „niedojrzałymi dorosłymi”, którzy zdecydowali się na dziecko po czterdziestce. Niedojrzali rodzice to, cytuję: „tacy, którzy wypadli z rozkładu jazdy, który potem, decydując się na późne rodzicielstwo, usiłowali nadgonić”. Jeśli według opiniotwórczej pani T. rodzenie dzieci to wyścig, to mąż mój nosi żółtą koszulkę lidera, albowiem syn i córka urodzili mu się na początku studiów, ja zaś już dekadę temu syna powiłam, nogi rozkładając zatem według „rozkładu jazdy”. Jak na niedojrzałych albo może już wręcz zdziecinniałych staruszków przystało, nie przemyśleliśmy, że decyzja ta okaże się katastrofalna nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla dziecka, zwanego w tekście „późniakiem”. Jeśli opiniotwórczy tekst pani T. o późniakach czytają teraz matki we wczesnej ciąży, to mają jeszcze czas na zabukowanie miejsca w busie do Cieszyna lub na prom do Holandii, by tam na legalu i bez kolejki wyskrobać się i przy okazji – wszak podróż trzeba zamortyzować – tani shopping załatwić. Jak to w miastach przygraniczno-portowych, pełno tam okazji.

Pani T. nie wzięła pod uwagę tego, iż wiele kobiet rodzących po czterdziestce to nie są pierworódki. Często to kobiety, które chciały sobie między jednym połogiem a drugim zrobić przerwę, by popracować i się pobawić. Różnica wieku między rodzeństwem to może być dziesięć lat albo i więcej – nic w tym patologicznego. Albo ci rodzice to rozwodnicy, którym życie przyniosło nową miłość i szansę na udane tacierzyństwo, pełną rodzinę. Nie dość, że jesteśmy niedojrzali, to zaraz umrzemy. Późny ojciec z tekstu pani T. to weteran wojenny, a późna matka (42 lata) umiera na raka tuż po porodzie. Jeśli pożyjemy, to dzieci mamy najpewniej z in vitro. Czy pani T. nie trafiło się jakieś wybrakowane wydanie Biblii? Czyżby przeczytała tylko Nowy Testament, omijając Stary Testament i Księgę Daniela, a w niej smakowitą opowieść o Zuzannie i starcach? Otóż my, starcy po czterdziestce, potrafimy być pożądliwi i jurni, nie każdy poranek spędzamy, pchając nasze balkoniki po nierównym chodniku. Zdarzają się czterdziestolatkowie z wiecznym pożarem w lędźwiach i czterdziestki, które mają jeszcze wszystkie zęby, szyjki macicy dłuższe niż Argentyna, biegają maratony, a menopauza nawet nie zna ich adresu.

Faktycznie. Uroda nie jest moją ani męża silną stroną i jak podaje pani T., najpewniej nasze dziecko w przedszkolu będzie się nas wstydzić. Cytuję wypowiedź późniaka z artykułu pani T.: „No i źle wyglądał. Siwy, brudny, kulawy”. Ja tam kocham mojego tatusia, pomimo że nie wygląda jak Cristiano Ronaldo. Jeśli dzieci kochają tylko rodziców ładnych i niekulejących, to rzeczywiście lepiej w ogóle się nie rozmnażać, tylko od razu zacząć chlać. Późni rodzice, jak się dowiedziałam, to często ludzie smutni, niespełnieni i na dziecko decydują się, by „poszukać sukcesu w życiu osobistym”. Ponieważ nic w życiu nie osiągnęliśmy – mąż jest kulawym weteranem, który niedowidzi (sięgnął po nie swoją statuetkę Nike), ja zaś pijaną od rana, bełkoczącą pseudodziennikarką z wiecznymi zanikami pamięci, którą wydawcy chronią ze strachu przed sądem pracy – to zafundowaliśmy sobie bachora. On do tej naszej naftalinowej umieralni, zwanej domem, wniesie promyk radości. Otóż nie. Dom ten pozostanie ponurą kryptą. Późniaki opowiadają, cytuję za panią T., że „w czasach szkolnych niechętnie zapraszały do siebie rówieśników. Albo nie było takiego zwyczaju, albo matki, wchodzące w menopauzę, były rozdrażnione i nie znosiły hałasu. Ojcowie zaś w niczym nie przypominali innych zabieganych tatusiów, bo przysypiali w fotelach lub leżeli w szpitalach”. Pani T. powinna chyba wybrać się w Tatry. Tam spotka na pewno mojego męża, który w towarzystwie innych weteranów z dzieckiem w nosidle na plecach będzie wbiegał po perci na Mnicha. Pierwsze słyszę, aby kobiety po menopauzie nie lubiły hałasu. Czy pani T. bywa w operze, filharmonii? Jest tam bardzo głośno. Jak huknie chór w Mesjaszu, to aż aparaty słuchowe świrują, a w Złocie Renu drą się te śpiewaczki wniebogłosy. Czy tam jest wiele studentek na widowni? Średnia wieku tam menopauzalna. Na sześćdziesiątych urodzinach mojej ciotki stetryczali goście tańczyli do trzeciej nad ranem. Sprzątaczka znalazła następnego dnia kilka sztucznych szczęk pod stołem. Współczesne dzieci bawią się zresztą zaskakująco cicho: włączą sobie FIFĘ 2023 i już.

Na deser pani T. przygotowała nam jeszcze jedną informację. Późniaki nie kończą studiów, bo zamiast się uczyć i pracować, muszą zajmować się rodzicami, na przykład jeździć do krematorium (widać daleko mają – na pięć lat podróży) albo pielęgnować ich w demencji. Dziś poziom uczelni na szczęście drastycznie się obniżył, więc z palcem w uchu można zrobić dyplom, dopłacając (ze spadku) za zawalony egzamin. Jednak za bardzo dobre studia zagraniczne czesne jest astronomicznie wysokie. Dwudziestoletnich rodziców na pewno nie będzie na takowe stać... Różne panie T. z opiniotwórczych tygodników muszą straszyć i krzyczeć, żeby przetrwać na rynku prasy. Patrzę na to z politowaniem i dystansem – jak przystało na dziennikarkę bardzo starej daty.

Felietony

Подняться наверх